Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam co robić

Rozmawiał Zbigniew Marecki
Dorota Gardias
Dorota Gardias Fot. Sławomir Zabicki
Rozmowa z Dorotą Gardias, przewodniczącą Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.

- Pani partyjni koledzy poinformowali nas, że będzie pani kandydować z listy Lewicy i Demokratów w okręgu słupsko-gdyńskim. Z którego miejsca pani wystartuje?

- Jest mi miło, że tak mówią koledzy i że mnie chcą. Na razie jednak nikt z partyjnych szefów nie złożył mi poważnej i godnej propozycji,odpowiadającej mojej popularności, na którą złożyła się praca całej organizacji związkowej. Oczywiście mogłabym być posłem i godnie reprezentować środowisko pielęgniarek i położnych oraz wszystkich, którzy by na mnie głosowali, ale nie muszę być w Sejmie za wszelką cenę. Mam co robić.

- Na czym miałaby polegać ta godna propozycja? Chodzi pani o pierwsze miejsce na liście?

- Niekoniecznie. Chodzi o to, aby propozycja była poważna. Wiele moich koleżanek otrzymało propozycję kandydowania do Sejmu i wszystkie chcą, aby to były propozycje poważne, wiążące się z dobrym miejscem na liście. Uważam, że mają rację.

- A może zależy pani na tym, aby kandydować z Warszawy?

- Jeśli już to z mojego okręgu. Tu mnie ludzie znają i tu czuję się u siebie.

- Jest pani zadowolona ze swojej pracy w związku?

- Uważam, że dzięki naszemu wspólnemu wysiłkowi coś drgnęło. Jest już inne spojrzenie na zawód pielęgniarek i położnych. To ma duże znaczenie.
- Ogólnopolski "Fakt" zasugerował w miniony piątek, że zdradziła pani swoje środowisko. Zacytował nawet wypowiedź pielęgniarki, która mówi to wprost.

- Ta pani nie należy do naszego związku. Uważam, że publikacja "Faktu" powstała na zamówienie. To zrobili bardzo mali ludzie, którzy wykorzystują społeczną nienawiść i chcą dzielić ludzi. Ja w odróżnieniu od innych kocham ludzi. Ci, którzy mnie znają, dobrze to wiedzą. Pewnie dlatego po tej publikacji odebrałam wiele telefonów od różnych osób, które podtrzymywały mnie na duchu.

- Bardzo była pani zaskoczona?

- W takiej sytuacji wszyscy czują się źle. Szybko jednak zaczęłam się zastanawiać, ktoś się mnie boi i dlaczego chce mnie niszczyć. Właściwie to się tego spodziewałam, bo w wyniku protestu naszego środowiska niechcący stałam się osobą publiczną, a w naszych czasach oznacza to nie tylko miłe publikacje, których było sporo, ale także takie, które człowieka pragną niszczyć.

- A jak pani odebrała to, że "Fakt" wypominał pani eleganckie fryzury, poruszanie się drogim samochodem i przesiadywanie w drogich restauracjach?

- Zdjęcia były ładne. Ucieszyłam się, że jestem postrzegana jako kobieta elegancka. Zawsze mi na tym zależało. Tak naprawdę to ogromną krzywdę wyrządzono wielu moim koleżankom. Jak one mają wyglądać, żeby się to podobało redaktorom "Faktu"? Natomiast samochód został kupiony przeze mnie prywatnie do celów służbowych. Będą go spłacała pięć lat. Lokal, w którym zrobiono zdjęcia, nie był wcale ekskluzywny. To był taki trochę lepszy bar w pobliżu Senatu, gdzie po załatwieniu naszych spraw w parlamencie poszłam na kawę z koleżanką i Andrzejem Włodarczykiem, wiceprezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, któremu w "Fakcie" przesłonięto twarz, a on się nie wstydzi mojego towarzystwa.

- Rozmawiała pani w ogóle z dziennikarzami "Faktu".

- Przyszli do mnie już po publikacji. Przyjęłam ich miło. Porozmawialiśmy, choć nie wiem, o co im chodziło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza