Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy kryzys, ale inny niż u sąsiadów. Rozmowa z prof. Orłowskim

Czesław Wachnik 68 324 88 29 [email protected]
Prof. Witold Orłowski, ekonomista, dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, Członek Rady Gospodarczej przy Premierze RP, Specjalny Doradca Komisji Europejskiej ds. Budżetu.
Prof. Witold Orłowski, ekonomista, dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, Członek Rady Gospodarczej przy Premierze RP, Specjalny Doradca Komisji Europejskiej ds. Budżetu. Mariusz Kapała
- Najbardziej potrzebną reformą jest gruntowne odbiurokratyzowanie gospodarki - mówił prof. Witold Orłowski, który w poniedziałek był gościem specjalnym gali Lubuskiego Lidera Biznesu w Zielonej Górze.

- Panie profesorze, rząd mówi, że jesteśmy zieloną wyspą, opozycja, że kraj trawi kryzys. Kto ma rację a kto kłamie?
- Wszystko zależy od punktu widzenia. A także od tego jak sobie zdefiniujemy sprawę kryzysu i zielonej wyspy. Dlatego obie strony mogą mieć rację i obie kłamać. Jeśli mówimy o kryzysie, to bezsporne jest, że mamy go na całym świecie. To jest kryzys globalny, trwa od pięciu lat i jak sądzę, będzie jeszcze trwał długo. Ale podkreślmy, że nie chodzi tu o to, że kryzys oznacza stały upadek gospodarczy i załamanie rynku. Bardziej oznacza on brak pewności co do przyszłości, brak zaufania, niestabilność na rynkach, spowolnienie gospodarcze. To jest taka sytuacja niepewności, w której żyjemy od pięciu lat. I dotyczy to nie tylko Polski, ale całego świata. My jesteśmy częścią gospodarki światowej, stąd też, co tam się dzieje, musi mieć odbicie w Polsce. Na szczęcie ta fala czy też kryzys, nie został wywołany naszymi problemami, a raczej problemami powstałymi poza naszymi granicami. Ostatnio te konsekwencje skumulowały się, gdyż kraje południa Europy silnie się zadłużyły. A, że wpłynęło to na pozostałe kraje Europy, szczególnie strefy euro, więc pośrednio uderzyło to w nas. Powtarzam, jesteśmy częścią światowej gospodarki i przed takimi kłopotami nie jesteśmy w stanie się obronić. I patrząc na to, możemy powiedzieć, że mijający rok był dla nas szczególnie trudny, był on rokiem kryzysowym. Kryzys uderzył w naszych największych partnerów biznesowych, a więc pośrednio także w nas. Mieliśmy spowolnienie rozwoju gospodarczego, większe bezrobocie, wyhamował się wzrost dochodów. Reasumując, w tym ogólnym kryzysie, mieliśmy swój mały kryzys. Na szczęście wydaje się, że najgorsze już za nami. W najbliższych miesiącach i kwartałach, możemy spodziewać się ożywienia gospodarczego.

- Ale wróćmy do wspomnianej zielonej wyspy?
- Gdy powiemy, że zielona wyspa to kraj, który nie odczuwa kłopotów i problemów, to oczywiście jest to nieprawda. Do wybuchu globalnego kryzysu czyli pięć lat temu, nasz przeciętny wzrost pkb czyli dochodu wytwarzanego w kraju wynosił kwartalnie między pięć a sześć procent. Od wybuchu kryzysu to się średnio zmniejszyło do około trzech procent czyli o połowę. Teraz mamy akurat około jednego procenta. Generalnie można powiedzieć, że gospodarka polska rozwija się o połowę słabiej niż przed kryzysem. Ale to nie jest konsekwencją błędów, które my popełniliśmy ale wynikiem globalnego kryzysu. Dlatego my jako społeczeństwo musieliśmy to odczuć. Wzrosło bezrobocie, mamy niższe dochody. Chcąc dzielić dochód trzeba go wytworzyć. Jeśli rośnie on wolniej, ludzie muszą to odczuć. Dlatego z tego punktu widzenia, raczej zieloną wyspą nie jesteśmy. Ale, by odpowiedź była pełna, trzeba zadać pytanie, jak wyglądamy na tle naszych sąsiadów. I to wszystkich, z którymi możemy się porównywać, zarówno z krajami zamożniejszymi jak też uboższymi. Wtedy okaże się, że na ich tle wyglądamy wspaniale. Nasze przeciętne dochody w Polsce, mimo, że rosną wolniej, to w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosły realnie o 20 procent. Natomiast w całej reszcie Unii Europejskiej, obecne dochody są poniżej tych sprzed pięciu lat. Drugi najlepszy pod tym względem kraj po Polsce, to Słowacja, gdzie dochody wzrosły o 8 procent. Stąd faktycznie wszystkich zostawiliśmy w pobitym polu, dlatego możemy mówić o zielonej wyspie. Tu też trzeba wspomnieć, że mamy wiele krajów, gdzie dochód jest nadal niższy niż przed pięciu laty. To wymieńmy Grecję, Portugalię czy bliską nam Łotwę. Trzeba też pamiętać, że nasze perspektywy są pozytywne, natomiast w tych krajach nadal są one ujemne. Reasumując, na tle innych krajów jesteśmy zielona wyspą, ale my sami wiemy, że ona taka zielona już nie jest.

- Jesteśmy świadkami dyskusji czy też bardziej wyrażania swoich racji, między rządem a związkami zawodowymi. Jak Pan to ocenia? Które z licznych postulatów związkowców są realne i więc powinny być przyjęte przez rząd?
- Chciałbym podejść do tego pytania, jakby z innej strony. Są kraje, tu podam przykład krajów niemieckojęzycznych, czyli Niemcy, Austria, Szwajcaria a także Skandynawia, gdzie nauczono się prowadzenia dialogu trójstronnego. Związki zawodowe zgłaszają swoje postulaty, najczęściej w stylu dajcie więcej pieniędzy, pracodawcy także, tu najczęściej w stylu nie przesadzajmy z tymi żądaniami, a rząd jest wtedy pewnego rodzaju pośrednikiem. I tam dochodzi się do porozumienia. Nie należy mówić związkowcom, że żadna podwyżka się nie należy. Lepiej jest powiedzieć, na jaką skalę podwyżki nas stać. Dlatego patrząc na postulaty związkowców, nie mogę powiedzieć, że są one niemożliwe do spełnienia. Problem polega jedynie na tym, w jakiej skali mają one być zrealizowane. Niestety u nas ten mechanizm dialogu nie działa. A, że nie ma dialogu, to trudno znaleźć jakiś kompromis.

- Czy to oznacza, że wszystkie żądania związkowców są realne, myślę tu szczególnie o elastycznym czasie pracy, podwyżce płacy czy obniżeniu wieku emerytalnego?
- Wydaje się, że tylko jedna rzecz jest nie do wyobrażenia, a mianowicie powrót do niższego wieku emerytalnego, bo to jest zwyczajne oszukiwanie ludzi. Związkowcy mówią tak: pozwólmy ludziom samym decydować, a jak się przekonają, że mają głodowe emerytury, to sami będą chcieli dłużej pracować. Ma to być lepsze od narzucania długoletniej pracy. Przy takiej argumentacji, zapominamy, że może to skutkować tym, że wiele osób podejmie decyzję o szybszym przejściu na emeryturę, a później, kiedy przekona się, że emerytura jest głodowa, będzie już za późno, by wrócić na rynek pracy. Czyli wielu ludzi wpadnie w pułapkę, nim przekona się, że ma niskie świadczenia. Dlatego z tego postulatu związkowcy powinni się wycofać. Natomiast inne są do dyskusji. Problem jedynie w tym, o ile podnieść płace. To powinno być uzależnione, na jak wysoką podwyżkę nas stać. Żal jedynie, że związki nie umieją czy nie chcą prowadzić dialogu z rządem. Teraz akurat to związkowcy twierdzą, że nie będą z nikim negocjować. Najgorsze jest, że w Polsce zamarł dialog, związki deklarują, że nie chcą z nikim rozmawiać, a bez rozmowy nie da się niczego rozwiązać. Tu przykład elastycznego czasu pracy, rząd chce 12 miesięcy, a wcześniej było 3 miesiące. A może wprowadźmy zasadę, by czas pracy rozliczać przez 6 miesięcy. By to jednak osiągnąć konieczne są rozmowy.

- Mówi się często, że rząd Donalda Tuska unika reform. Czy mógłby Pan podpowiedzieć, co można zrobić, by poprawić sytuację gospodarczą?
- Od 20 lat mówię to samo. Najbardziej potrzebną reformą, dodatkowo nie wiążącą się z wydatkami i antagonizowaniem społeczeństwa, jest gruntowne odbiurokratyzowanie gospodarki, uproszczenie prawa i zmniejszenie uznaniowości biurokratycznej. Dzięki temu żyłoby się nam znacznie łatwiej, a gospodarka nawet przy tych samych podatkach, miałaby znacznie lepsze warunki rozwoju, a więc byłaby bardziej efektywna.

- To dlaczego tego się nie robi?
- Bardzo dobre pytanie. Wydaje się, że bardzo trudno jest przełamać opór biurokracji, tu trzeba dużego zdecydowania. Biurokraci zapytani czy można inaczej, zawsze znajdą tysiące powodów, by takich zmian nie wprowadzać. Trzeba mieć potężną determinację, by coś takiego przeprowadzić.

- Dziękuję.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mamy kryzys, ale inny niż u sąsiadów. Rozmowa z prof. Orłowskim - Gazeta Lubuska

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza