Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Sroka: Winę za porażkę Czarnych biorę na siebie (zobacz wideo z konferencji prasowej)

Rafał Szymański
Marcin Sroka (z lewej) w Warszawie bardzo się starał, ale niewiele z tego wynikało.
Marcin Sroka (z lewej) w Warszawie bardzo się starał, ale niewiele z tego wynikało. Fot. Łukasz Capar
Rozmowa z Marcinem Sroką, kapitanem Energi Czarnych Słupsk, po fatalnym występie jego kolegów w Warszawie. Czarne Pantery przegrały tam w piątek 61:65.

- To był wasz bardzo słaby występ.

- Nie udało nam się wygrać w Warszawie. Ja ze swojej strony mogę przeprosić za swój występ. To nie było to, czego oczekiwałem po sobie. Biorę całą winę za to, co się wydarzyło na boisku. Był to mecz walki, jednej i drugiej drużynie nie można odmówić ambicji. Nam pozostało przeanalizować to, co się wydarzyło.

- Ale co się z wami dzieje? Wchodzicie w sezon i przegrywacie z zespołami, z którymi trudno jest przegrać.

- Nie wiem. Trudno jest odpowiedzieć na takie pytanie. Trenujemy ciężko, zajęcia są ciężkie. Pracujemy na nich nad wszystkim, nad obroną i atakiem. Tam wszystko wychodzi, a gdy przychodzi mecz coś się zacina. Trudno mi tak na gorąco oceniać. Bardzo chcę ten mecz obejrzeć na wideo i przeanalizować to, co źle zrobiłem. A było tego sporo. Zresztą przyda się to całej drużynie. Może wtedy uda się podjąć jakieś działania, byśmy i w ataku i obronie grali lepiej.

- Graliście tydzień temu już niezłe zawody z AZS Koszalin, wyglądało po nich, że już w końcu tworzycie zespół potrafiący wygrywać. A w Warszawie przyszło załamanie, porażka w marnym stylu.

- No wiem, że to tak wygląda, że dobre mecze przeplatamy gorszymi. Może to kwestia czasu, to dopiero piąta kolejka. Chociaż przygotowujemy się razem od dwóch miesięcy i powinniśmy wchodzić w sezon przygotowani w stu procentach, i powinno to wyglądać inaczej. Mam nadzieję, że raz-dwa zaczniemy grać na swoim normalnym poziomie, jak to było przecież w poprzednim sezonie

- Tyle że wtedy graliście tak naprawdę w zupełnie innym składzie.

- Fakt. Mamy nowy zespół.

- Czy to, że trener wciąż rotuje tym zespołem, że konieczność gry dwóch Polaków na boisku powoduje, iż wciąż musi dokonywać zmian nie wpływa na was negatywnie? Nie możecie złapać takiego rytmu meczowego, kiedy im dłużej się gra, wszystko zaczyna być płynne i po prostu się udaje?

- Można to tak odebrać. Każdy zawodnik, aby coś zagrać, aby coś pokazać, musi poczuć, że jest potrzebny tej drużynie, że może jej pomóc. Tutaj to jest jednak tylko decyzja trenera, jak kto wychodzi, jak kto gra.

- Tyle że macie teraz łatwych rywali. Na nich można było zdobyć punkty. Po spotkaniach z równymi sobie niedługo zaczniecie gry z mocnymi ligi. Co wtedy?

- Mamy bolączkę od pierwszego spotkania w Sopocie. Tam jechaliśmy pewni zwycięstwa. Moim zdaniem, a także kolegów z drużyny mamy dobry zespół. Powinniśmy zbierać punkty, ogrywać słabszych od siebie. A teraz tracimy punkty. Boli to mnie, boli innych kolegów. Uciekają nam mecze.

Może się okazać, jak w poprzednim sezonie, że zabrakło nam jednego punktu, byśmy przed play off znaleźli się w pierwszej czwórce. Nie chcę, byśmy i w tym sezonie płakali nad tym i zastanawiali się, dlaczego tak się stało. Taki jest jednak sport. Przegraliśmy kolejne spotkanie, najgorsze, że ostatnio wygraliśmy z AZS, który prezentuje lepszy basket niż Polonia Azbud.

- To może takie ostatnie trochę prowokujące pytanie. Czy trener potrafi wykorzystać wasz potencjał?

- Nie odpowiem. To jest nasz trener i my robimy to, co on od nas wymaga. Jest w stanie i potrafi wykorzystać to, co w nas tkwi. Tylko jeszcze potrzeba nam chwili.

Zawodnicy ze Słupska nie tylko przegrali w stolicy, oni spartolili przykładnie robotę, jaką mają do wykonania w Enerdze Czarnych - komentarz Rafała Szymańskiego

Zrobili to zresztą nie po raz pierwszy w tym sezonie. W Sopocie z Treflem wygraną mieli na widelcu, w Poznaniu z Basketem na wyciągnięcie ręki, w Warszawie mieli Polonię już na kolanach. I w każdym z tych spotkań brak skuteczności i koszykarzy mogących pociągnąć wynik w takich decydujących chwilach wylewał na zespół i kibiców ze Słupska oglądających mecze kubeł zimnej wody.

- To był bardzo nietypowy mecz, nie zagraliśmy tak, jak sobie do tej pory planowaliśmy. Zawodnicy bardzo ciężko i twardo pracowali, wygraliśmy zbiórkę 51:33, ale nie do końca udało nam się zagrać w ataku. Za wolno przechodziliśmy z obrony do ataku, te elementy nie były tak dobre, jak planowaliśmy. Nie jesteśmy drużyną, która może wygrać mecz rzutami za trzy punkty. Ale w tym elemencie byliśmy bardzo słabi w Warszawie. Cztery celne rzuty na 22 oddane to jest to, czego się spodziewaliśmy. Wynik był tak niski, bo to był prawdziwy mecz walki, mieliśmy więcej strat, walczyliśmy, ale nie udało nam się wygrać - mówił po spotkaniu Igors Miglinieks, szkoleniowiec Energi Czarnych Słupsk.

- Musimy obejrzeć mecz i wyciągnąć wnioski, tak by wygrać z Polpharmą Starogard Gdański.

Czarni są nieskuteczni, brak im pomysłów, wykonawcy są banalnie słabi. Dru Joyce nie wie, co ma robić na boisku.

Napiszmy to wyraźnie, ten zawodnik nie powinien grać w Enerdze Czarnych. Gorzej, że gwarantowany kontrakt z nim trudno jest rozwiązać i strony skazują się na obopólną grę, w której można liczyć, że zawodnik może w końcu sam zrezygnuje z siedzenia na ławce i bladych występów, w których nie za wiele wnosi do gry zespołu.

- To nie czas na mówienie o zmianach - mówił na konferencji prasowej Miglinieks. - Być może jednak takie zmiany będą - zapowiedział.

Muszą być, ponieważ Dalibor Djapa jest ewenementem. Od pięciu spotkań każdym występem udowadnia, że polska liga to są dla niego za wysokie progi. Mimo to gra, bo słabi są i Dawid Przybyszewski, i Wojciech Żurawski.

Czarnym nie wychodziła gra w obronie jeden na jeden, lepiej sprawdzali się w strefie, na którą Polonia i tak znajdowała sposób. Liga już wie, że w Czarnych główne ogniwa to Mantas Cesnauskis i Chris Daniels. Oni sami nie wygrają meczu. Żadnego.

Czarni tracą punkty jak drzewa na jesień liście. Grają słabo. Wojciech Kamiński, trener Polonii był mniej parlamentarny niż Igors Miglinieks. Przeprosił wszystkich kibiców za słaby mecz.

- Przypominał raczej formułę MMA niż basket. Mieliśmy zatrzymać Cesnauskisa i Danielsa i to nam się nie udało. Ale i tak wygraliśmy, więc nie zaglądam w gardło darowanemu koniowi - śmiał się po spotkaniu. - Nie mogło się ono podobać. U mnie Fasunkiewicz przez cały tydzień nie trenował, Miller nie był przy strefie Czarnych tak skuteczny jak w meczu w Kołobrzegu - dodawał.

Czarni już rozdali kilkanaście punktów. Z tym potencjałem, jaki mają, powinni mieć od początku sezonu bilans 5-0, mają 2-3. Kolejne mecze na papierze powinny być zwycięskie, teraz jednak nawet przed starciami z Polpharmą, wyprawą do Kołobrzegu albo Jarosławia trzeba będzie martwić się, czy słupszczanie znajdą w sobie na tyle motywacji, by podjąć w tych meczach wyrównaną walkę.

Cóż, jedno jest na szczęście pewne. Przy słabych Polonii 2011 Warszawa i Stali Stalowa Wola z ligi z takim składem się nie spadnie. Dobre i to.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza