Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka jak kukułka podrzucała swoje dzieci komukolwiek

Zbigniew Marecki [email protected]
Zbigniew Marecki
Sebastian Kamiński jeszcze do niedawna myślał, że jest jedynakiem. Wszystko zmieniła pewna rozmowa na internetowym czacie. Po blisko 20 latach rozłąki poznał dwie swoje siostry i brata. Rodzeństwa może być więcej.

Większość z nas od dnia narodzin ma poukładane życie: rodzice, dziadkowie i rodzeństwo. 22-letni Sebastian tego nie miał. Już dwa tygodnie po porodzie jego matka zostawiła niemowlę koleżance, a sama ruszyła w Polskę. Po kilku tygodniach podrzuconym dzieckiem zainteresowało się najbliższe otoczenie. Wkrótce nieformalnej opiekunce odebrano chłopca. Trafił do domu dziecka.

- Ale i tak miałem dużo szczęścia, bo choć byłem chory, to gdy skończyłem zaledwie 9 miesięcy, adoptowało mnie małżeństwo z Dębnicy Kaszubskiej. Nie mieli własnych dzieci, byłem ich jedynym synem - opowiada Sebastian.

Do ostatniej niedzieli - kie­dy autobusem wyruszył ze Słupska do Niemiec, aby w Mannheim odwiedzić najstarszą siostrę Katarzynę - mieszkał z kochającymi go rodzicami - Danutą i Ryszar­dem Kamińskimi.

- Dali mi wszystko: miłość, opiekę i zainteresowanie. Na dodatek nie ukrywali przede mną mojej przeszłości. Powiedzieli mi nawet, że po adopcji zmienili moje naz­wi­sko, bo jako niemowlak nosiłem nazwisko matki, które brzmiało Okoński - wspomina Sebastian.

Od adopcyjnych rodziców dowiedział się także, że miał młodszą siostrę. Nawet pró­bowali ją adoptować, aby rodzeństwo wychowywało się razem, ale niestety ich zabiegi nie powiodły się.
Już jako nastolatek myślał o rodzeństwie, bo przypuszczał, że wtedy jego życie rodzinne byłoby ciekawsze. Po prostu brakowało mu tych emocji, o których słyszał, gdy znajomi opowiadali o sporach i wspólnych przeżyciach z rodzeństwem.

- Nie wiedziałem, jak się zabrać za poszukiwania. A może też trochę się bałem rozczarowania? - zastanawia się podczas spotkania w redakcji.

Znalazł sobie więc inne zajęcia. Ukończył szkołę zawodową. Pracował. Ostatnio w słupskim Mc Donaldzie. Poza tym interesował się muzyką. Został didżejem. Organizował koncerty i dyskoteki. Powadził nawet akcje charytatywne na rzecz młodych dziewczyn i kobiet, które miały kłopoty ze zdrowiem. Niedawno na przykład zebrał sporo gadżetów od różnych zespołów muzycznych, które licytował podczas imprez organizowanych na rzecz Ewy Lemankiewicz z Osowa, młodej mamy zbierającej pieniądze na protezę zniszczonej przez raka nogi.

- Cały czas jednak wracała do mnie myśl o rodzeństwie. Nie miałem jednak większych nadziei do czasu pewnej rozmowy na czacie w internecie - zdrada, jak zwykle z tajemniczym uś­mie­chem.

To było pod koniec 2010 roku. Pewnego dnia poznał na tym czacie Dorotę, kobietę po czterdziestce, która w dzieciństwie była także wychowanką Domu Dziecka w Bytowie. Gdy jej opowiedział swoją historię i zdradził nazwisko sprzed adopcji, usłyszał, że ona zna także pewną Kunicką, która się wychowała w tej placówce.

- Mogę ci dać internetowy namiar. Może to twoja krew­na? - zapytała w trakcie tej rozmowy.
- Czemu nie. Przyślij mi ten adres - zgodził się.

Wtedy postanowił spró­bować nawiązać kontakt. Wysłał maila do Amandy Kunickiej. Podał numer swojej komórki.

- Akurat jechałem do Kę­pic, kiedy zadzwoniła. To było wielkie zaskoczenie. Do tej pory pamiętam to wzruszenie, które wtedy czułem, choć nic nadzwyczajnego sobie nie powiedzieliśmy. Ustaliliśmy tylko, że mamy wspólną matkę - mówi Sebastian.

Dzięki 20-letniej Amandzie, która mieszka teraz w Kolonii, nawiązał także kontakt z najstarszą, 26-letnią Katarzyną i 25-letnim bra­tem Piotrem, który razem z ich wspólną matką Ewą Kunicką przebywa w Hiszpanii.

- Latem ubiegłego roku z Amandą i Piotrem spotkaliśmy się w Polsce. Najpierw przyjechali do Bytowa, a potem do Dębnicy Kaszubskiej, aby się spotkać z moimi rodzicami. Wrażenie było dziwne, bo nie jesteśmy do siebie podobni. W końcu każde z nas ma innego ojca. Mamy też inne doświadczenia i przeżycia. To nie ułatwia kontaktu - opowiada Sebastian.

A jednak, gdy się rozjechali, kontakt podtrzymywali. Wysyłają do siebie sms-y albo kontaktują przez portal społecznościowy Na­sza Klasa. Najściślejszy kontakt Sebastian jednak utrzymuje z Katarzyną, którą dopiero w tym tygodniu spotkał na żywo. Zdecydował się bowiem pojechać do niej, bo niedawno trafiła do szpitala w Mannheim, gdzie czeka ją trudny zabieg związany z jej chorą nogą.

- Kasia wymaga pomocy, bo jest sama. Rodzina powinna się w takich sytua­cjach wspierać. Mam nadzieję, że przyjedzie do nas także Amanda. Liczę, że to wszystko pozwoli nam zbudować silne więzi między nami - dodaje Sebastian. Sam też chce znaleźć pracę w Mannheim i trochę zarobić, bo ostatnia wypłata z Mc Donald'sa na długo nie wystarczy.
Choć z Niemiec już nie jest daleko do Hiszpanii, to na razie nie myśli o tym, aby się spotkać ze swoją biologiczną matką. Raz rozmawiał z nią przez telefon, bo Piotr (brakt, który z nią mieszka) przekazał jej numer telefonu.

- To było wtedy, gdy była w Polsce i zabrakło jej pieniędzy. Liczyła, że jej pomogę. Mówiła synku, synku, a ja nie potrafiłem jej powiedzieć mamo - z trudem opowiada Sebastian.
Długo jednak nie rozmawiali. Po prostu nie mógł, bo w nim ciągle tkwi uraz, że go porzuciła. Zresztą tak jak i inne dzieci. Nie jest wykluczone, że urodziła ich jeszcze więcej.

- Podobno jest jeszcze jakaś Anita, ale nic o niej nie wiem - mówi ze smutkiem Sebastian.
Za to od rodzeństwa dowiedział się, że ich mama miała kilka aborcji, gdy po różnych mocno pijanych imprezach zachodziła w kolejne ciąże.

- Najgorsze jest to, że jak kukułka podrzucała nas in­nym. Ona - poza urodzeniem - nic nam nie dała: ani domu, ani wychowania - uważa Sebastian.

Biologicznego ojca też nie zna. I jakoś za nim nie tęskni. - Chciałbym mu tylko powiedzieć, że gdyby miał trochę honoru, to by przygarnął naszą matkę. Teraz dla mnie ten człowiek mógłby nie istnieć - mówi smutno Sebastian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza