Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miastko powiatem - nie tym, to może innym latem...(ZDJĘCIA)

Konrad Remelski
W manifestacji wzięło udział tylko kilkadziesiąt osób z Miastka.
W manifestacji wzięło udział tylko kilkadziesiąt osób z Miastka. Konrad Remelski
Warszawa jeszcze pamiętała manifestację miastczan w obronie powiatu, kiedy to do stolicy pojechało 10 autokarów z czterystoma obywatelami gminy. Takiego społecznego zrywu mieszkańców, jak ten z marca 1998 roku dawno nie było. Niestety, kolejny wyjazd w obronie powiatu w sierpniu 1998 roku okazał się organizacyjną klęską.

Zapowiedzi członków Społecznego Komitetu Obrony Powiatu Miasteckiego były szumne. Na czele manifestantów wybierających się do stolicy, miał stanąć były przewodniczący Rady Miasta i Gminy, członkowie Zarządu Miasta i inni zacni obywatele. Do Warszawy wyjechało prawie pięćdziesięciu miastczan, w tym tylko dziewięciu spośród dwudziestu ośmiu radnych minionej kadencji. Młodzież zastąpiła członków Zarządu Miasta, którzy w tym czasie byli bardzo zajęci. Jak to później podkreślano - ci, którzy pojechali, okazali się prawdziwymi lokalnymi patriotami.

- Jedziemy do stolicy po to, by nie zarzucono nam, że popełniliśmy grzech zaniechania. Będzie to ostatni "rzut na taśmę". Koczowaniem pod siedzibą premiera chcemy wymusić na Radzie Ministrów utworzenie powiatu miasteckiego - zapowiadał przed wyjazdem burmistrz Mirosław Hapka, który stanął na czele manifestacji.

Mieszkańcy Miiastka walczą w Warszawie o powiat

Unikalne fotografie. Miastko pojechało do Warszawy walczyć o...

Wcześniej burmistrz domówił się z przedstawicielami innych gmin w kraju, które nie znalazły się na powiatowej mapie, że manifestację w stolicy zorganizują wspólnie. Niestety, w przeddzień wyjazdu do miasteckiego ratusza napływały faksy z informacjami, że gminy rezygnują z udziału w manifestacji. Podobno przedstawiciele rządu obiecali samorządowcom, że ich miasta staną się siedzibami powiatów. Pod warunkiem... rezygnacji z manifestacji. Mimo wcześniejszych zapowiedzi do Warszawy nie pojechali mieszkańcy Sztumu, Nowego Dworu Gdańskiego, Sępólna Krajeńskiego i innych miast.

Manifestacja bez rozgłosu

- O godzinie 11.30 jesteśmy pod siedzibą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zainteresowanie mediów naszą manifestacją jest nikłe. Są reporterki rozgłośni radiowych. Z Bytowa przyjeżdżają dziennikarze lokalnej telewizji. Dopiero pod koniec manifestacji pojawia się reporter telewizyjnej jedynki. Dzięki temu w wieczornych "Wiadomościach" ukazuje się krótka relacja z manifestacji z wypowiedzią przedstawiciela Miastka - wspomina reporter "Głosu", uczestniczący w wyjeździe do stolicy. - Nasza grupa ubrana jest w koszulki i czapeczki z emblematami Miastka. Dysponujemy dwoma transparentami z herbami. Ktoś zapomniał jednak o transparentach z hasłami. Bez nich wyglądamy bardzo ubogo. Tymczasem Ustrzyki Dolne rozwijają olbrzymi kilkunastometrowy transparent.

- Nie może być poznańskiego bez powiatu trzcianeckiego! W Trzciance powiatowej żył mój ojciec i dziad. Czym zawiniłem, że nie jestem tego wart? Stańmy razem brat z bratem, a Trzcianka będzie powiatem. Powiat Trzcianka zatrzymamy i nikomu nie oddamy! - głoszą napisy. - Gubin bez powiatu to jak dom bez dachu. Rząd, rząd, daj nam powiat albo won! - krzyczą gubinianie. - Łapy - powiat bogatszy, lepsza przyszłość. Łapy powiatem! - napisali na transparencie mieszkańcy tego miasta.
- Rząd nas oszukuje, mami obietnicami. Wpuszczają nas w maliny. Po co uprawia się żonglerkę powiatami? Było trzysta dwadzieścia i było dobrze. Teraz naszym kosztem dokonują korekty - mówił wprost do mikrofonu przedstawiciel Łap.

A oto przebieg manifestacji relacjonowany 22 lata temu przez dziennikarza K. Remelskiego:
- Ruszamy! Tym razem już bez takiego entuzjazmu, jak kilka miesięcy wcześniej, kiedy to w stolicy manifestowało około czterystu miastkowian. Teraz cała manifestacja kilku gmin liczy nie więcej niż trzysta osób. Po drodze słychać: - O, Miastko, braaawo! Orkiestra z Gubina gra Glory, Glory Allelujah. Na czele kroczą burmistrzowie ośmiu gmin, które na hasło burmistrza Hapki zjechały do stolicy.

Podchodzimy pod siedzibę Rady Ministrów. Tu manifestacja zostaje skanalizowana. Wchodzimy w wąski tunel wiodący do siedziby premiera. Z jednej i z drugiej strony metalowe barierki. Policjanci nie odstępują manifestacji na krok.
Rozmowy bez efektów
Do burmistrza podchodzą urzędnicy z URM-u. Mówią, że musimy poczekać, aż odpowiednie służby przygotują salę na spotkanie. Mogą w nim wziąć udział tylko burmistrzowie gmin. Manifestanci krzyczą: - Premierze, wyjdź do nas! - Premier do was nie wyjdzie, bo jest na urlopie - wyjaśnia manifestantom reporterka radiowej "trójki". - To chcemy tu wicepremiera albo ministra! - Pan premier Tomaszewski i minister Stępień są bardzo zajęci - odpowiadają urzędnicy.

Po godzinie oczekiwania do URM-u mogą wejść burmistrzowie w asyście dziennikarzy. Jeszcze drobiazgowa kontrola przeprowadzana przez "borowików". Wchodzimy. Przez chwilę możemy robić zdjęcia. Kiedy pojawia sie minister, musimy natychmiast wycofać się na korytarz.

Z burmistrzami rozmawia Zbigniew Derdziuk, zastępca szefa kancelarii premiera. Przez następną godzinę oczekujemy na rezultaty rozmów. Minister wychodzi na chwilę z sali do... telefonu. Obiecał samorządowcom, że zadzwoni do wicepremiera Tomaszewskiego, by ten zgodził się na odtajnienie mapy powiatowej kraju, która następnego dnia na posiedzeniu Rady Ministrów ma być poddana pod głosowanie. Wraca jednak z niczym. Samorządowcy wychodzą z sali niepocieszeni. Na krótkiej konferencji prasowej minister Derdziuk ma niewiele do powiedzenia.

Manifestanci zwijają transparenty

Burmistrzowie wychodzą do zgromadzonych. Manifestanci zwijają transparenty i wsiadają do autobusów. Na placu boju pozostaje tylko Miastko. Samorządowcy innych gmin czekają na naszą decyzję, czy wyjeżdżamy ze stolicy, czy też zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami będziemy koczować pod URM-em do następnego dnia. Po chwili jednak inni manifestanci odjeżdżają. Pozostawieni sami sobie, również decydujemy się na wyjazd. - Jest nas za mało. Nie zauważą nas media. Nasz protest już nic nie da - przekonują organizatorzy wyjazdu. Ktoś dowodzi, że koczowaniem nic nie zwojujemy. Rano ministrowie przejadą obok nich i nie wykażą żadnego zainteresowania. - Jeżeli nie ma tu z nami członków zarządu, pozostałych radnych, przewodniczącego społecznego komitetu obrony powiatu, to dlaczego my mamy narażać swoje zdrowie za tysiące miastczan? - zastanawiali się manifestanci.

Wróciliśmy do Miastka "na tarczy". Następnego dnia obradował rząd. Z manifestujących wspólnie z Miastkiem gmin wygrały jedynie Ustrzyki. Na powiatowej mapie kraju nie było Miastka.
- Miastko powiatem - nie tym, to może innym latem - wymyślili fraszkę koledzy z TV Bytów.

Obiad w Bytowie, pstrągi w Miastku

Dziś po latach wracamy do tamtych zdarzeń. Spróbujmy ujawnić kulisy pewnej "wizyty" wiceministra Jerzego Stępnia w Miastku. Jak twierdziły władze samorządowe od spotkania z jednym z głównych decydentów w sprawie reformy administracyjnej kraju, zależało być albo nie być powiatu miasteckiego. Otóż w lipcu 1998 roku profesor Stępień jako podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji uczestniczył w obchodach Święta Policji w Szkole Policji w Słupsku. W uroczystości wziął też udział radny wojewódzki Mirosław Batruch.

Telefon do miasteckiego ratusza. - Szykujcie się, za godzinę będzie w Miastku minister Stępień - mówił rozgorączkowany M. Batruch. Burmistrz Mirosław Hapka szybko podjął działania organizacyjne. Dziewczęta w strojach kaszubskich na rogatkach Miastka, ustalenie przebiegu wizyty, w tym zwiedzanie zakładów pracy, wędzone pstrągi, ściąganie radnych do ratusza itd.
Tymczasem czas mijał. Minęła godzina i ministra Stępnia nie było. Telefon do Szkoły Policji. - Tak, minister już dawno wyjechał. Musiał, bo jak mówił - wezwał go nagle do stolicy premier w pilnej sprawie. Samorządowcy Miastka nie kryli rozgoryczenia. Ktoś nieśmiało zagadnął. - A może jest w Bytowie? - W Bytowie? Przecież pojechał do stolicy - nie dowierzały władze Miastka. W końcu ktoś odważył się zadzwonić do Bytowa. Było już po godzinach pracy, więc szukano burmistrza w domu. - Nie ma go. Przyjechał jakiś minister i są teraz na kolacji w restauracji na zamku - wyjaśniła żona ówczesnego burmistrza Bytowa.
Jak się później okazało, jeszcze w Słupsku przejęli ministra bytowiacy. Auto Jerzego Stępnia w Suchorzu nie pojechało prosto, a skręciło w kierunku Bytowa. Tam odbyły się ostateczne rozmowy z ministrem w sprawie powiatu, oczywiście bytowskiego, w skład którego weszło Miastko.

Do dziś trwają dyskusje, kto wówczas zawinił, że minister Stępień nie dojechał do Miastka...

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza