Pan Wojciech umowę z urzędem podpisał dokładnie 5 września ubiegłego roku. Dostał dokładnie 14 750 zł dotacji przysługującej bezrobotnym zakładającym własny biznes. Dołożył trochę swoich pieniędzy i kupił auto. 3 października dostał pozwolenie na prowadzenie ośrodka szkolenia kierowców i wówczas tak naprawdę rozpoczął działalność.
- Na brak pracy nie narzekałem. Wręcz przeciwnie. Wszystko toczyło się po mojej myśli - podkreśla mężczyzna.
11 grudnia nieoczekiwanie dostał pismo z urzędu pracy z żądaniem zwrotu wypłaconej mu kwoty wraz z odsetkami. Przyczyna: mężczyzna nie dostarczył na czas (miał na to dwa miesiące) do urzędu zaświadczenia o wpisie do ewidencji działalności gospodarczej, zgłoszenia do urzędu skarbowego, zaświadczenia REGON. Urzędnikom brakowało też rachunku potwierdzającego zakup auta (ale tego w pierwszym piśmie nie ujęli).
- Oczywiście wszystkie papiery miałem przy sobie. O ich dostarczeniu do urzędu zapomniałem gdyż nie mam doświadczenia w tych sprawach. Byłem bardzo zajęty prowadzeniem działalności - zaznacza Wojciech Pastwa.
Od tego momentu zaczęła się walka naszego Czytelnika z urzędnikami. Jednak ani rozmowa z kierownictwem urzędu, ani z nadzorującym jego pracę starostą koszalińskim nie przyniosła rezultatu.
Pan Wojciech napisał skargę do wojewody. Sprawą zajmowała się jednak komisja rewizyjna Rady Powiatu Koszalińskiego. Również bez pozytywnego dla przedsiębiorcy zakończenia.
- Popełniłem błąd, ale żeby od razu zabierać mi pieniądze? Przecież firmę prowadzę, a chyba o to w tych dotacjach chodzi? - pyta się nasz Czytelnik.
Jedyną osobą, która była przeciwna odbieraniu dotacji był Henryk Piech, członek komisji rewizyjnej Rady Powiatu Koszalińskiego. - Oczywiście ten pan popełnił błąd, ale mam kilka wątpliwości: czy urząd nie powinien wcześniej wezwać go do przedstawienia brakujących dokumentów? Od kiedy tak naprawdę liczyć moment rozpoczęcia działalności? Czy urzędnik nie mógł wykonać telefonu z ponagleniem? Wreszcie czy aspekt społeczny całej tej sprawy nie jest istotny - przecież urząd powinien pomagać wychodzić ludziom z bezrobocia i w tym im pomagać - wylicza radny.
- Niestety przepisy prawa są bezlitosne - odpiera starosta koszaliński Roman Szewczyk. - Przedsiębiorca podpisał umowę cywilno-prawną z urzędem i się z niej nie wywiązał. Upoinanie czy ponaglanie nie wchodzi tu w grę, bo nie stosuje się przepisów kodeksu postępowania administracyjnego - tłumaczy starosta.
Wojciech Pastwa zapowiada, że nie złoży broni. Ze sprawą chce wystąpić na drogę sądową. - Będę walczył do końca. Nie po to zakładałem firmę, żeby teraz ją stracić przez bezdusznych urzędników - informuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?