Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mimo braku kontraktu z NFZ uratowali życie panu Michałowi

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Tomasz Smuga
Chirurdzy naczyniowi ze Szpitala św. Wincentego a Paulo z Gdyni uratowali życie panu Michałowi. Lekarze nie dostaną jednak za zabieg ani złotówki, bo kontrakt z NFZ wygasł im w marcu.

Nerki pana Michała Kuster-skiego ostatecznie odmówiły pracy cztery lata temu. Od tej pory starszy pan trzy razy w tygodniu jeździ do Szpitala Specjalistycznego w Wejherowie na zabiegi hemodializy. Za każdym razem podłączają go do maszyny na 4-5 godzin. Sztuczna nerka oczyszcza jego organizm z mocznika, nadmiaru wody, pozostałości leków, a także innych szkodliwych dla zdrowia ubocznych produktów przemiany materii. Aby móc podłączyć chorego do aparatu i to wielokrotnie, trzeba mu wpierw założyć tzw. przetokę tętniczo-żylną. Dla osób leczonych hemodializą to tzw. linia życia. Tętnicę łączy się z żyłą w taki sposób, by krew z tętnicy płynęła do żyły. Przepływ w przetoce musi być kilkakrotnie większy niż fizjologicznie. Problem w tym, że przetoki z czasem przestają działać.

- Z tymi przetokami to mąż miał prawdziwego pecha - przyznaje pani Zofia Kusterska. - Bardzo szybko zwężały się, ulegały zwłóknieniu i przestawały działać.

Lekarze zakładali je panu Michałowi na rękach. Teoretycznie chory ma na to cztery miejsca - dwa na ramionach i dwa na przedramionach. W podbramkowych sytuacjach zakłada się choremu cewnik do żyły szyjnej. Trzykrotnie takie próby u pana Michała kończyły się sepsą. Pacjent wychodził z nich cudem. Ostatnią przetokę udało się lekarzom założyć mu na ramieniu kilka miesięcy temu.

- W maju ręka zaczęła mężowi puchnąć i bardzo nabrzmiała - wspomina pani Zofia. Zauważyła to dr Teresa Nadolny z Centrum Dializ w Wejherowie. Zleciła potrzebne badania i skierowała pacjenta do Szpitala św. Wincentego à Paulo w Gdyni. Życie mogli mu już tylko uratować chirurdzy naczyniowi.

- Ręka puchła pacjentowi, bo pod wpływem zwiększonego przepływu krwi doszło do krytycznego zwężenia żyły ramienno-głowowej prawej - tłumaczy dr Ryszard Zając, ordynator Oddziału Chirurgii Naczyniowej w Szpitalu im. św. Wincentego à Paulo. Krew napływała gwałtownie do ręki i nie miała jak odpłynąć. Ręka bolała, pacjentowi groziła martwica palców. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej realna stawała się groźba, że i ta ostatnia przetoka przestanie działać.

- Dzięki temu, że mamy salę hybrydową udało się nam poszerzyć choremu zwężoną żyłę bez otwierania klatki piersiowej, czego by nie przeżył - relacjonuje dr Zając. - Przez nakłucie żyły pachowej chirurdzy wprowadzili do żyły, która znajduje się w klatce piersiowej tuż przy sercu specjalny balon, udrożnili ją i założyli stent, by ponownie się nie zwężyła.

- Teraz ręka będzie wracała do swoich normalnych wymiarów, a przetoka będzie znowu działała - cieszy się chirurg. - Dla pana Michała była to jedyna i ostatnia szansa.

Lekarze z gdyńskiego szpitala nie odmówili choremu pomocy, choć mieli pełną świadomość, że NFZ za ten zabieg szpitalowi nie zapłaci, a jeżeli - to najwyżej 50 proc. Tegoroczny kontrakt, który Pomorski NFZ przyznał na chirurgię naczyniową na pół roku, wyczerpał się w kwietniu. W tym czasie lekarze przeprowadzili tu ponad 360 operacji. Od początku maja pracują na kredyt, przynosząc szpitalowi stratę. Finansowanie chirurgii naczyniowej na Pomorzu przez NFZ mimo wysiłków i starań dyrektor oddziału, dr Elżbiety Rucińskiej-Kulesz, jest wciąż za niskie w stosunku do potrzeb mieszkańców tego regionu.

- Co roku liczba operowanych zwiększa się o 50 proc. - szacuje dr Zając. W tej grupie coraz więcej jest osób dializowanych przez wiele lat, którzy by móc nadal korzystać z tej metody leczenia dramatycznie potrzebują pomocy chirurgów naczyniowych. W 2015 r. takich pacjentów było siedmiu, w pierwszym półroczu ub. roku już 150. Gdyńska naczyniówka jest do tego przygotowana - ma salę hybrydową, „moce przerobowe” i umiejętności. Z powodu zbyt małego kontraktu pracuje jednak tylko na 40 proc. swoich możliwości.

- Istotnie wraz z narastaniem liczby pacjentów, którzy są długo leczeni przy pomocy hemodializ problem tzw. dostępu naczyniowego staje się coraz poważniejszy - potwierdza prof. Bolesław Rutkowski, wybitny nefrolog , któremu polscy pacjenci ze skrajną niewydolnością nerek zawdzięczają powszechny dostęp do dializoterapii. - Ponadto do dializ przyjmuje się coraz starszych pacjentów. Obecnie około 30 proc. osób, które rozpoczynają dializy to pacjenci powyżej 75 roku życia. Stąd też coraz większe wyzwania stają w tym zakresie przed chirurgami naczyniowymi. Jeśli natomiast nie uda się wytworzyć stałego dostępu naczyniowego, czyli przetoki tętniczo-żylnej, pozostaje wówczas założenie dwukanałowego cewnika permanentnego do dużego naczynia żylnego. Druga opcja to zmiana sposobu leczenia z hemodializy na dializę otrzewnową. Problem w tym, że w przypadku pana Michała wszystkie inne możliwości zostały już wykorzystane. A takich pacjentów na Pomorzu jest więcej.

[email protected]

Zobacz też: "To spełnienie marzeń". Pionierska operacja łańcuchowego przeszczepienia nerek w Warszawie

Wideo: TVN24/ x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mimo braku kontraktu z NFZ uratowali życie panu Michałowi - Dziennik Bałtycki

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza