Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minister podzielił dorsze między rybaków

Marcin Barnowski [email protected] tel. 59 848 81 00 Fot. Krzysztof Tomasik
Dorsze są najbardziej dochodową rybą na Bałtyku, ale jeszce w przyszłym roku może je łowić tylko 1/3 naszych rybaków.
Dorsze są najbardziej dochodową rybą na Bałtyku, ale jeszce w przyszłym roku może je łowić tylko 1/3 naszych rybaków.
Niecałe 13 tysięcy ton dorszy będą mogli złowić w 2011 roku polscy rybacy.

- To bardzo mało zważywszy, że ryby te łowić będzie tylko jedna trzecia całej naszej floty - podkreśla Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich.

Jak już informowaliśmy jesienią, Komisja Europejska podwyższyła limit połowu dorszy na Bałtyku na 2011 rok o 15 procent względem tak zwanego stada wschodniego i o 6 procent względem stada zachodniego. W sumie naszej flocie przyznano prawo wyłowienia nieco ponad 15 tys. ton tych ryb. W praktyce oznacza to jednak, że nasze kutry i łodzie rybackie będą mogły odłowić o 2,4 tys. ton mniej. To ostatnia już rata kary, którą nałożono na Polskę za to, że - jak się jej zarzuca - w 2007 roku przełowiła swój limit.

Minister Rolnictwa podzielił już przyznany Polsce limit na poszczególne klasy jednostek rybackich. Te o długości od 8 do 11,9 m mają na 2011 rok przydzielone po 55 ton tych ryb. Dalej kolejno: kutry o długości od 12 do 14,99 m - po 65 ton, o długości od 15 do 18,49 m - po 85 ton, o długości od 18,5 do 20,49 m - po 90 ton i te o długości od 20,5 do 25,49 - po 102 tony. Największe jednostki, o długości 25,5 metra i większej, będą mogły odłowić w 2011 roku po 70 ton.

Czytaj także: Rybacy połowicznie wygrali w spawie śledzi

Podzielony został także limit na szproty i śledzie, który na rok 2011 będzie niższy od tego z 2010 roku, jednak to dorsze, których połowy są najbardziej dochodowe, wzbudzają największe kontrowersje. Tym bardziej, że rok 2011 jest ostatnim z trzech lat, kiedy to łowić te ryby może tylko jedna trzecia floty.

To rozwiązanie, wprowadzone już za rządów PO, miało uzdrowić sytuację w polskim rybołówstwie. Tym bardziej, że co roku armatorzy, których jednostki nie łowią - czyli rokrocznie dwie trzecie - otrzymują rekompensaty, dofinansowywane w 75-procentach z funduszy unijnych, a w 25 z polskiego budżetu. Jednak 2011 rok będzie pod tym względem ostatni. Potem polski limit będzie znowu odławiać cała polska flota.

- I wtedy okaże się, że jest o 2/3 za mały - prognozuje Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich. - Żeby mówić o uzdrowieniu sytuacji polskiego rybołówstwa trzeba by zwiększyć limit o 200 procent, a nie przez trzy lata brać ludzi na przeczekanie i demoralizować ich płaceniem za nic. Pieniądze rybaków są w morzu, a nie w zasiłkach z budżetu.

Czytaj także: Estończycy i Szwedzi sprzedają nam nasze dorsze

Jerzy Safader, słupski przedsiębiorca i zarazem prezes Polskiego Związku Przetwórców Ryb powiedział nam, że zwiększenie limitu na 2011 rok na pewno nie sprawi, że dorsze w sklepach potanieją. - I tak te od polskich rybaków są już teraz o 10 procent droższe od na przykład duńskich, litewskich czy niemieckich. Do tego drożeje paliwo i VAT. Będzie dobrze, jeśli cena utrzyma się na tym samym poziomie - mówi Safader.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza