Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mocny akord dyrektora Jarmołowicza

red
Bohdan Jarmołowicz, od 1990 roku dyrektor Polskiej Filharmonii Synfonia Baltica w Słupsku na naszych łamach zabrał głos w niedawnej sprawie incydentu podczas wizyty Anny Świętochowskiej w Finlandii.
Bohdan Jarmołowicz, od 1990 roku dyrektor Polskiej Filharmonii Synfonia Baltica w Słupsku na naszych łamach zabrał głos w niedawnej sprawie incydentu podczas wizyty Anny Świętochowskiej w Finlandii. Archiwum
Bohdan Jarmołowicz, od 1990 roku dyrektor Polskiej Filharmonii Synfonia Baltica w Słupsku na naszych łamach zabrał głos w niedawnej sprawie incydentu podczas wizyty Anny Świętochowskiej w Finlandii.

Jak to jest możliwe, aby pospolite kłamstwa, półprawdy czy oszczerstwa kierowane pod adresem instytucji kultury mogły być traktowane poważnie i na dodatek szumnie nazywane „stanem kultury w mieście”? Ponadto były one wypowiedziane przez panią Annę Świętochowską, która na bardzo krótko zagościła w Słupsku. Czy rzeczywiście daje to podstawy, aby wypowiadać się w sposób tak autorytatywny i negatywny, zwłaszcza o zasłużonych instytucjach kultury, których tak naprawdę w ogóle nie zdążyła czy też nie chciała poznać? W roku 1990 (w tym roku obejmowałem dyrekcję Filharmonii) orkiestra liczyła niespełna trzydziestu muzyków.

W ciągu tych już dwudziestu sześciu lat powiększyłem zespół do podstawowego składu orkiestry filharmonicznej, pracując intensywnie nad podnoszeniem poziomu artystycznego, budując jednocześnie cenioną wysoko markę orkiestry. W tym też czasie wielokrotnie odbywaliśmy tourneè zagraniczne. Kilkakrotnie do Francji i krajów Beneluksu z chórem Polskie Słowiki, wielokrotnie z baletem Classique de Paris oraz Narodowym Baletem z Sankt-Petersburga, do Niemiec („Jezioro łabędzie“ i „Dziadek do orzechów“ Piotra Czajkowskiego). Wspólnie ze Zbigniewem Preisnerem koncertowaliśmy w Holandii, gdzie wykonywaliśmy „Requiem dla mojego przyjaciela“ (m.in. w słynnej sali Concertgebouw w Amsterdamie).

Wielokrotnie braliśmy udział w festiwalach w Polsce i za granicą (Niemcy, Belgia, Szwajcaria). Byliśmy zapraszani jako orkiestra towarzysząca wielu artystom (m.in. G. Dalaras - Alte Oper we Frankfurcie). Nagraliśmy ponad trzydzieści płyt kompaktowych. Za krążek z koncertami saksofonowymi, nagrany dla amerykańskiej wytwórni Centaur Records, byliśmy nominowani do amerykańskiej nagrody przemysłu muzycznego Grammy. Występowaliśmy z większością polskich artystów, od R. Smendzianki, L. Grychtołówny, H. Czerny--Stefańskiej począwszy, na R. Blechaczu i Sz. Nehringu kończąc, jak również i zagranicznych: z Ph. Giusiano, C. Katsarisem, K. Kennerem, R. Galliano i innymi (nie sposób wszystkich wymienić). Z tym ostatnim koncertowaliśmy w filharmoniach Gdańska, Poznania i Krakowa, rejestrując materiał muzyczny na płycie, która jest dostępna w wybranych sklepach muzycznych od Nowego Jorku po Tokio. Działalność ta potwierdzona jest ogromną ilością recenzji (niegdyś były drukowane i czytane), jak też udokumentowana programami, afiszami oraz zdjęciami. Wszystkie one dostępne są w archiwum naszej Filharmonii.

W pewnym momencie pojawiła się w Słupsku Pani Anna Świętochowska, pokonując brawurowo dziewięciu kandydatów w konkursie na stanowisko dyrektora Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego w Słupsku. W konkursie na stanowisko dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni nie poszło już tak dobrze. A szkoda, nie byłoby tej całej „afery”. Pani doktor (obnosząca się ze swoim doktoratem, jak również swoim gruntownym pianistycznym wykształceniem) rozpoczęła pracę od wytykania błędów dyrektorom zarządzającym instytucjami kultury (z jednym z nich chciała się spotkać, „ale się nie dało, bo były wakacje”, mawiała, później już nie chciała). Doktorat dawał jej patent na nieomylność, a wiedzę teoretyczną gwarantował w stu procentach. Któż mógł zatem wiedzieć lepiej, jak się robi „kulturę”? Kierowała zatem obraźliwe pisma do dyrektora instytucji, wytykając mu warunki płacy i pracy, przyznane wcześniej przez Prezydenta Miasta lub też liczne błędy w zarządzaniu instytucją.

Anna Świętochowska: najważniejsze są sprawy wizerunkowe, wszystko ma dobrze wyglądać [komentarz]

Skąd ta gruntowna praktyczna wiedza? Nie wiem. Nie zarządzała przecież nigdy wcześniej profesjonalną instytucją artystyczną. Również ze znajomością podstawowych aktów prawnych nie było najlepiej. Mam nawet wątpliwości, czy często bywała w filharmoniach. Powinna była przecież wiedzieć, iż cykl przygotowawczy do koncertu trwa kilka dni. Zatem dzieląc salę z teatrem w ciągu dwóch tygodni w miesiącu, nie jesteśmy w stanie przygotować więcej niż dwóch programów. Orkiestra Filharmonii Narodowej w sezonie 2015/2016 prezentuje w swojej siedzibie zaledwie 28 programów. Największy jednak mój podziw budzi stwierdzenie, cyt.: „Jedna sala - a dwa odrębne piony organizacyjne i administracyjne (również dwa wejścia i dwa inne okienka kasowe - co wygląda kuriozalnie)”. Dwa piony organizacyjne i administracyjne - to proste - bo dwie samodzielne, niezależne instytucje. Ale kasy? Może Pani koncepcję jednej kasy warto przenieść do C.H. Jantar? Dlaczego nie? Po cóż tam trzydzieści czy czterdzieści kas? Starczyłaby jedna… Ale dlaczego aż dwa wejścia? Jedno zapewne dla artystów, drugie chyba dla publiczności. To rzeczywiście „patologia”. Ale jest jeszcze gorzej, są wyjścia ewakuacyjne, a to już ewidentne „nadużycia”.

W swoich wywiadach i wypowiedziach radiowych Pani Świętochowska często mijała się z prawdą, pomijała niewygodne dla siebie fakty oraz manipulowała nimi dowolnie. Mam wrażenie, iż robiła to celowo. Wszystkie dane dotyczące instytucji - stan zatrudnienia, wynagrodzenia, dokumenty finansowe, projekt budżetu, bilans itd. - są składane do Urzędu Miejskiego regularnie. Wystarczyłoby je przeczytać. Pani Świętochowska pisze, iż w obu instytucjach (filharmonii i teatrze) jest razem 40 pracowników artystycznych. Nie wiem, czy nie potrafi czytać, czy liczyć - w filharmonii jest obecnie 51 pracowników artystycznych i 22 pracowników pozaartystycznych (2 budynki). W żadnej filharmonii w Polsce nie ma tak ograniczonej administracji i obsługi.

A w teatrze - nawet przy jednym aktorze, występującym na scenie, potrzebna jest obsługa: zespół techniczny, impresariat etc. W teatrze profesjonalnym, naturalnie. Nie wierzę, żeby i o teatrze Pani Świętochowska wiedziała tak niewiele. To rzeczywiście „wygląda kuriozalnie”. A zarobki, pensja dyrektora, której wysokość tak Panią bulwersuje, to ledwie połowa pensji wyższych urzędników magistratu, ale za tę „patologię” odpowiadam nie ja, lecz Prezydent Miasta. W jednej z wypowiedzi ujawniła Pani swój stosunek do koncertów edukacyjnych organizowanych przez nas w małych miejscowościach, cyt.: „Jedyne tourneè, o którym wiem, to to w powiecie słupskim, gdzie zagra pięć koncertów.” Ta ironiczna wypowiedź bardziej uderzyła w małe, pozbawione dostępu do kultury społeczności niż w filharmonię (misję swoją traktujemy poważnie). Na blogu Pani dyrektor pisze, cyt.: „najgorszy był dla mnie odczuwany na każdym kroku brak szacunku”. „Nie rób bliźniemu tego, co Tobie niemiłe” - chciałoby się zacytować znane powiedzenie. Pani Świętochowska konfabuluje także i dalej. Nie jest absolwentką klasy fortepianu (jak podaje portal Białystok.pl), ponieważ w białostockiej filii Akademii Muzycznej Fryderyka Chopina w Warszawie nie ma takiej specjalności. Jest natomiast instrumentalistyka - pedagogika instrumentalna - i ten kierunek zapewne pani dyrektor ukończyła.

Różnica jest zasadnicza. Nie jest również muzykologiem - tym dyplomem obdarzyła ją prasa. Swoją dysertację doktorską obroniła nie na muzykologii, lecz na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej. Również informacja o aktywnej działalności koncertowej w zakresie muzyki poważnej jest mocno przesadzona (Białystok.pl). Niestety, nie znalazłem w sieci nic, co potwierdzałoby szczególną pianistyczną aktywność, nawet w tych najmniejszych miejscowościach, o których wyraża się tak krytycznie (nietrudno się domyślić dlaczego). W trakcie czterdziestu dziewięciu Festiwali Pianistyki Polskiej przez słupską estradę przewinęło się bardzo wielu pianistów. Tych największych, ale także i młodych, nieznanych, rozpoczynających swoją karierę pianistyczną (Estrada Młodych). Niestety, także i w Słupsku jego mieszkańcy nie mieli okazji podziwiać pianistycznego kunsztu Pani dyrektor. Natomiast dowiedzieli się, że wstydzi się swojego słupskiego epizodu (na szczęście, krótkiego).

Ponadto, jako przedstawiciel miasta, podczas oficjalnej wizyty w miejscowości Vantaa w Finlandii wypowiedziała się negatywnie o poziomie orkiestry. Bardzo zadziwiło to niekulturalne zachowanie Pani Anny kulturalnych Finów. Na nic zda się zaprzeczanie tej informacji. Przebieg rozmowy poznaliśmy oficjalnie, z wypowiedzi strony fińskiej. Szczerze życzę Pani dyrektor sukcesu w poszukiwaniu nowej atrakcyjnej pracy. Będzie chyba trudno. Nie wiem, czy jakikolwiek wójt, burmistrz czy prezydent zechciałby zatrudnić tak „oddanego” i „lojalnego” pracownika, zwłaszcza że o władzach lokalnych w Polsce Pani dyrektor nie ma wysokiego mniemania, cyt.: „Tymczasem władza, jak absolutnie każda władza lokalna w Polsce, potrzebowała spektakularnych wydarzeń i to najlepiej takich, które by dobrze wyglądały w TVN-ie”. Nic dodać, nic ująć. Działalność naszej instytucji oparta jest na zasadach organizacyjno-prawnych przewidzianych ustawą o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej z dnia 25 października 1991 r. Na podobnych zasadach działają wszystkie profesjonalne filharmonie. Oczywiście są i różnice, jak choćby to, iż jesteśmy ograniczeni w swojej działalności bardzo niską dotacją oraz brakiem sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia. Od 1990 r. stan finansów Filharmonii, jak również zgodność z przepisami prawa badały wielokrotnie instytucje nadzorujące bądź kontrolujące: Urząd Kontroli Skarbowej, ZUS czy Urząd Miejski w Słupsku.

Nigdy nie wykazały żadnych uchybień i nieprawidłowości. Nie mamy także żadnych zaległości finansowych. Co zatem uprawnia panią Świętochowską do stwierdzeń lub nawet pomówień w rodzaju, cyt.: „kolejną patologią były oczywiście polityczno-towarzyskie zależności” lub też „Jak przyjrzałam się sposobowi jej funkcjonowania („Filharmonii” - przyp. B. J.) to mi się włos na głowie zjeżył”?

Z pewnością nie zawodowe doświadczenie w kierowaniu profesjonalną instytucją. Komponowanie muzyki do teatrów czy też piosenek dla zespołu Chórek Wiewiórek też chyba nie. Zgadzamy się z Panem Prezydentem Biedroniem i nie damy się wciągnąć w poziom magla.

Natomiast włos się p. Świętochowskiej rzeczywiście niebawem zjeży. Rozważamy bowiem przygotowanie pozwu sądowego o naruszenie dobrego imienia Filharmonii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza