Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morza zew, gniew i zemsta. 45 lat temu jacht „Iwona Pieńkawa” wyruszył z Ustki dookoła świata

Ireneusz Wojtkiewicz
Dzimitrowicz: Ostatnia faza wodowania jachtu D. Dzimitrowicza w Stoczni „Ustka”
Dzimitrowicz: Ostatnia faza wodowania jachtu D. Dzimitrowicza w Stoczni „Ustka” Ireneusz Wojtkiewicz
Dokładnie 15 września 1976 roku po południu pożegnano zbudowany w Ustce jacht s/y „Iwona Pieńkawa”, którym jego właściciel i kapitan Dominik Dzimitrowicz wypłynął w rejs dookoła świata.

Taki był jego zamiar, ale morza zew, gniew i zemsta sprawiły, że nic się nie udało i na domiar złego miało fatalne skutki. Wszystko się zaczęło prawie pół wieku temu w drewnianej szopie, wynajętej od miejscowego bednarza po zachodniej stronie usteckiego portu. Trafiliśmy tam wiedzeni pogłoskami, że mieszka w Ustce człowiek, który zamierza popłynąć dookoła świata budowanym tutaj własnoręcznie jachcie oceanicznym.

Tak się zaczynała opublikowana 11 kwietnia 1975 r. na łamach „Głosu Pomorza” informacja pt. „W ślady Leonida Teligi”. D. Dzimitrowicz wyjawił, że zamierza powtórzyć wyczyn sławnego polskiego żeglarza – odbyć również samotny rejs dookoła świata, ale dokonać tego, czego nie uczynił L. Teliga: popłynąć bez zawijania po drodze do jakiegokolwiek portu. Marzył o tym już od dzieciństwa.

W szopie zastaliśmy mahoniowy kadłub z pokładem, nadbudówką i kajutą. Budowa jachtu trwała już ponad dwa lata, pochłonęła – jak wyjawił D. Dzimitrowicz – morze wolnego czasu i 10-letnie oszczędności, które starczyłyby na kupno ówczesnych dwóch dużych polskich fiatów. Będąc w roli szkutnika bardziej niż żeglarza dodał: - Uważam zresztą, że jeżeli ktoś z nas dwóch zawiedzie, to prędzej ja, niż mój jacht. Buduję go według projektu L. Tumiłowicza. On właśnie zaprojektował „tuńczyka”, z którego powstał jacht kapitana Teligi s/y „Opty”. Uważnie studiowałem zapiski Teligi. Sporo tam danych o zaletach i nielicznych wadach „Opty”. Po powrocie Teligi konstruktor Tumiłowicz wprowadził wiele zmian w swoim projekcie, min. zmienił konstrukcję balastu. Ja tę zmodyfikowaną dokumentację zdobyłem i zgodnie z nią buduję swój „Opty” bis.

Dominika Dzimitrowicza poznaliśmy jako kapitana marynarki wojennej w stanie spoczynku. Powiedział nam, że w tejże marynarce służył min. jako nawigator okrętów, miał ponadto stopień żeglarski sternika jachtowego. Z początkiem 1976 roku zdał egzamin na stopień jachtowego kapitana żeglugi bałtyckiej i nadal podnosił swoje kwalifikacje – jak to sam określił – aby móc zmagać się z potężnymi siłami przyrody, która stanowią wiatr i woda. Poza tym pracował w Stoczni „Ustka” jako starszy mistrz działu głównego mechanika.

Tymczasem budowany przez niego jacht ledwie się już mieścił we wspomnianej szopie. Był przygotowywany do opuszczenia drewnianej pochylni, transportu drogą lądową do kei usteckiego portu, zwodowania i poddania dalszym pracom wyposażeniowym. Nie byłyby tak zaawansowane gdyby nie pomoc usteckiej stoczni, ówczesnego komendanta Centrum Szkolenia Specjalistów Marynarki Wojennej komandora Stanisława Łałaka oraz przedstawiciela Polskiego Rejestru Statków, który z ramienia tej instytucji nadzorował budowę jachtu.

Wczesną jesienią 1975 roku nastąpiło wodowanie i uroczyste nadanie jachtowi nazwy s/y „Iwona Pieńkawa”. Była nią gdańszczanka od urodzenia w 1955 r., pasjonatka żeglarstwa, pierwsza Polka i najmłodsza spośród trzech kobiet, które pod żaglami opłynęły Przylądek Horn na styku Oceanu Spokojnego i Atlantyku. Wiosną 1975 r. zginęła w wypadku samochodowym. Wodowanie i chrzest jachtu D. Dzimitrowicza odbył się udziałem rodziny Iwony Pieńkawy, min. jej mamy Marii Pieńkawy, która była matką chrzestną jachtu imienia jej córki.

O tym, jak przebiegały kolejne przygotowania, informowaliśmy 28 czerwca 1976 r. pod tytułem: „S/y Iwona Pieńkawa przed rejsem dookoła świata”:

- Jacht trzeba było wyciągnąć z wody na ląd, aby dokładnie go sprawdzić po pierwszych rejsach odbytych na Bałtyku. Spisywał się dzielnie, ale trzeba jeszcze wzmocnić kadłub, dokonać niezbędnych przeróbek na pokładzie i pod pokładem oraz uzupełnić wyposażenie.

Brakowało min. radiostacji dalekiego zasięgu. Spytaliśmy D. Dzimitrowicza, kiedy więc w rejs? - Na jachcie praca idzie pełną parą, bo jeszcze w lipcu tego roku zamierzam na dłużej pożegnać rodzinną Ustkę – odparł. Lipiec – to dla mnie ostatni dzwonek , gdyż potem nie mógłbym chyba ominąć na trasie potężnych sztormów.

Pożegnalne życzenia, sygnały i syreny statków cumujących w Porcie Ustka usłyszeliśmy później – 15 września 1976 r. Zamiar D. Dzimitrowicza był już mocno nagłośniony w kraju, patronat nad rejsem sprawował wojewoda słupski Jan Stępień. Patronacki obowiązek przyjął na siebie także „Głos Pomorza” licząc, że będzie przekazywał czytelnikom relacje z rejsu uzyskane drogą radiową. Taki kontakt obiecał nam D. Dzimitrowicz, ale niebawem się okazało, że jest nierealny.

Na kilka godzin przed wypłynięciem z Ustki duże grono osób żegnających załogę jachtu, w tym ich rodziny oraz Iwony Pieńkawy, dowiedziało się jak będzie przebiegała trasa tego rejsu. Popłynie do Casablanki, zawijając po drodze do kilku europejskich portów. To pierwszy etap podróży, w której kapitanowi Dzimitrowiczowi będzie towarzyszyć 4-osobowa załoga, rekrutująca się głównie spośród usteckich żeglarzy - stoczniowców, którzy pomagali w przygotowaniu jachtu do tej wyprawy. Jak pisaliśmy nazajutrz, w Casablance załoga pożegna się z kapitanem Dzimitrowiczem i wróci do kraju, natomiast ustecki żeglarz wyruszy dalej samotnie i – jak planuje – opłynie świat bez zawijania do portów.

Wkrótce po pożegnaniu doszły nas wieści, że s/y „Iwona Pieńkawa” od kilku dni cumuje w porcie Darłowo, więc co to za rejs dookoła świata. Okazało się, że D. Dzimitrowicz musiał wysiąść na ląd i wrócić do Ustki celem spełnienia wymagań formalno – prawnych dotyczących min. obsługi radiostacji dalekiego zasięgu. Nic to, wyprawa ruszyła dalej, było nawet zabawnie i głupio, gdy jacht wpływał do portu celem zapytania, czy to Rotterdam, czy Amsterdam, bo na podstawie pokładowych map nie potrafiła się zorientować gdzie jest. Potem było już coraz gorzej, a nawet tragicznie, o czym dowiedzieliśmy się z lektury ponad 10-stronicowego orzeczenia Izby Morskiej z 4 marca 1977 r. w sprawie wypadku s/y „Iwona Pieńkawa” 14 – 15 października 1976 r. Czytamy w nim:

„W dniu 14 października 1976 r. s/y Iwona Pieńkawa, w drodze do Casablanki, po wyjściu z kanału La Manche na Atlantyk został przy sztormowej pogodzie poważnie uszkodzony. Wskutek gwałtownego przechyłu i fali złamał się maszt, którego musiano się pozbyć. W dniu następnym (15 października) jacht uderzył, rzucony przez falę w burtę niezidentyfikowanego zbiornikowca, który podszedł, by udzielić pomocy. Wskutek zderzenia członek załogi jachtu K.W. doznał ciężkiego uszkodzenia ciała. Uszkodzony też został kadłub jachtu, który w rezultacie zaginął, po opuszczeniu przez załogę. Izba Morska w Gdyni orzekła, że przyczyną wypadku w dniu 14 października było postępowanie kapitana D.D., sprzeczne ze zwykłą praktyką żeglarską, przejawiające się w niepełnieniu wachty pokładowej na jachcie sztormującym pod żaglem ze sterem uwiązanym na burtę. Natomiast bezpośrednią przyczyną ciężkiego uszkodzenia ciała K.W. i uszkodzenia kadłuba jachtu w dniu 15 października 1976 r. było rzucenie jachtu przez falę pod nawis rufowy niezidentyfikowanego zbiornikowca, który podszedł do jachtu wskutek nadania przez kapitana D.D. sygnału wezwania natychmiastowej pomocy. Akcja ratunkowa i opuszczenie jachtu przez załogę i kapitana – nie wzbudziły zastrzeżeń Izby Morskiej. W uzasadnieniu orzeczenia zawarte są nawet wyrazy wysokiego uznania pod adresem niektórych statków, które wzięły udział w ratowaniu rozbitków. Dotyczy to szczególnie m/s Florian Ceynowa”.

Potem było dużo wstydu i przemilczeń o tym, co miało sławić morską Ustkę i Słupsk. Przywoływano wspomniane na wstępie zapewnienie D. Dzimitrowicza, że jeśli ktoś lub coś zawiedzie, „to prędzej ja, niż mój jacht”. Po tej fatalnej w skutkach wyprawie otworzył w Ustce warsztat szkutniczy, trochę zajmował się literaturą faktu. Zmarł 16 kwietnia 2005 r. w wieku 75 lat, spoczął na cmentarzu komunalnym w Ustce we wspólnym grobie z małżonką Marianną. Niełatwo odszukać to miejsce, bo nie zwraca uwagi żadnym motywem morskim.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza