Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mosty. Budowa Trasa Kaszubska. Jedni się pogodzili z wyburzeniami domów, inni walczą

Fot. Krzysztof Falcman
Fot. Krzysztof Falcman
Jedni mówią, że nie pozwolą. Nie po to budowali, żeby zaczynać od nowa. Drugim wszystko jedno. - Decyzje zapadają na górze - twierdzą. Inni są za. - Trasa musi być - mówią, choć ich domy też stoją na drodze drogi.

Do końca zbliżają się konsultacje dotyczące przebiegu drogi S6, z Gdańska do Szczecina, zwanej Trasą Kaszubską. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad optuje za wariantem południowym. Jeśli on przejdzie, a jest to wysoce prawdopodobne, w Lęborku i Mostach maszyny zrównają z ziemią 106 obiektów, w tym 34 budynki mieszkalne, 56 gospodarczych i 13 zakładów prac.
Pracowali na starych mapach

- To wszystko przy torach leci - mówią mieszkańcy Mostów. Po prawej domy, zakłady, hale. Część oflagowana. "Nie damy się", "S6 wariant północny" piszą ludzie na tablicach z nadzieją, że może da się jeszcze coś zmienić. Droga, według planów, ma przebiegać dokładnie tutaj.

- Części z tych domów Generalna nie ma nawet na mapie - denerwuje się jeden z protestujących przeciwko wariantowi południowemu S6. Generalna to Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad w Gdańsku, a chodzi o mapy, na których pracowała firma DHV, która projektowała drogę. Na ostatnich konsultacjach społecznych jej przedstawiciele sami przyznali, że opierali się na mapach sprzed 2-3 lat.

Takich domów - widm, których nie ma na planach, jest kilka. Jeden, właśnie na ukończeniu, straszy nieotynkowanymi ścianami i pustym wnętrzem.
- Właściciel nie wie, czy kończyć. Po co ma to robić, jak zaraz wyburzą - ktoś tłumaczy i komentuje: - Wszystko to takie niejasne. Nikt nic nie wie, nikt nic nie powiedział, nie uprzedził...- kończy.

Usunął się, a droga poszła za nim

Bogdan Deneka wspomina, jak kilka lat temu dojeżdżał do pracy do Lęborka. Marzył wtedy, żeby mieć dom i swój zakład blisko siebie. W 2000 roku to się udało. Kupił działkę w Mostach niedaleko torów.

Najpierw postawił zakład. Potem chciał budować dom. Wylał już fundamenty od strony drogi, kiedy dowiedział się, że biegnąca koło jego ziemi trasa krajowa numer 6 ma być w przyszłości poszerzana. Z działki miała mu zająć kilkadziesiąt metrów. Właśnie tam, gdzie miał stanąć dom. Zasypał wszystko. Wybudował się dalej od drogi. Gdzieś w połowie maja tego roku znowu informacja: że krajówka zacznie się już 30 metrów od torów i zajmie praktycznie całą jego działkę. Do wyburzenia jest i dom, i zakład. Oni do przeprowadzki. Mają z żoną po 60 lat, nie wyobrażają sobie, że będą musieli zacząć od nowa. Nie mają już tych sił co kiedyś. Została złość i żal, że ktoś ich oszukał.

- Nie dociera to jeszcze do mnie - mówi Bogdan Deneka, choć osobiście był w Lęborku i aż się popłakał, gdy ogłaszano, że jednak będzie wariant południowy. - Nie wyobrażam sobie tego. Że trzeba się będzie stąd wyprowadzić, że to wszystko pójdzie w gruz. Dom to nie jest kiosk z warzywami, tego się nie da przestawić w inne miejsce. Dlaczego nikt nas nie traktuje jak ludzi? To przecież ludzie powinni być najważniejsi - mówi i nie kryje, że chodzi mu o jeden z odrzuconych wariantów, w którym zadecydowały względy ochrony środowiska. Dokładnie żaby. Żaby przez drogę miałyby wyginąć. Teraz ludzie muszą się przeprowadzać. Jego zdaniem to ludzie powinni być ważniejsi od żab.

- Nie jestem przeciwko drodze, wiem, że jest potrzebna. Droga - tak, ale dalej od nas - kończy i poprawia ogromną tablicę. Z białej tablicy krwisty spray krzyczy: "Absolutnie nie południowy!".

Wiedzieli,czemu nie powiedzieli?

Na ten budynek zbierali 12 lat. Własnymi rękami go stawiali. Zależało im, bardzo zależało, żeby w końcu być na swoim. Pewnie dlatego powstał w ciągu zaledwie kilku miesięcy. W marcu tego roku zaczęli rozkręcać interes. Zadowoleni są, idzie, można powiedzieć, dobrze. Jest ich trzech. Dwóch braci i kolega. Współwłaściciele firmy Sportex. Malowanie proszkowe i organizacja imprez plenerowych.

Mają żal, że przez ten czas, gdy załatwiali w urzędach pozwolenia, nikt im o drodze na ich ziemi nie mówił. Owszem, słyszeli, że krajówka ma być poszerzona, dlatego kazano im się budować jak najdalej od niej. Ale żeby miała być tuż przy torach, nikt tego nie mówił. Nawet z Generalnej Dyrekcji przysłali dokument, że pozytywnie opiniują projekt zagospodarowania działki. Przyklepali, więc dlaczego oni mieli nie stawiać. Dopiero niedawno, gdzieś przed wakacjami dowiedzieli się, że stoją na środku drogi. Też do wyburzenia - tak im powiedzieli, a mogli to zrobić rok temu, kiedy zaczęli się budować, albo i jeszcze wcześniej, bo przecież wiedzieli.

- Wkurzyło mnie, że nikt nigdy nie przyszedł do nas i nie powiedział o drodze - mówi Łukasz Mechliński, jeden ze współwłaścicieli. Ostatnio był w GDDKiA. Mówili tam, że ich przypadek jest szczególny, że postarają się, żeby hala została, że być może uda się w tym miejscu zrobić jakieś zmiany w projekcie i zostawić Sportex w spokoju.

Oni też nie wyobrażają sobie nowego miejsca i zaczynania od początku. - To byłby koszmar - mówią. - Tę halę budowaliśmy praktycznie sami. Nie wiem, czy znalazłbym siły, żeby postawić jeszcze jedną - mówi Mechliński.
Byleby zwrócili, co nasze

Z tą drogą jest tak, że prawie wszyscy twierdzą, że jest potrzebna. Bo jeździ się koszmarnie, coraz więcej aut, a w asfalcie tylko dziury. Byłoby mniej wypadków. Szybciej można byłoby dojechać do Trójmiasta. Zalety drogi każdy z nich wydeklamuje jak wiersz. Nie podoba im się jednak, że decyzje podejmowane są gdzieś za ich plecami czy wysoko ponad głowami. To wkurza.

- Południowy już dawno zaklepany. Na taczkach nas wywiozą, a zrobią po swojemu - komentują.

Oczywiście, że mają żal. Że zostawieni sami sobie, że dowiadywali się przypadkiem, czasem dopiero z gazet opisujących protesty przeciwko wyburzeniom w Lęborku. To za późno. Człowiek musi się przygotować.

- Na urlop dłużej się człowiek wybiera, a tu trzeba będzie się przeprowadzić w ciągu czterech miesięcy od wydania ostatecznej decyzji o budowie drogi. Tak napisali w spec-ustawie - mówi Deneka.

On ciągle walczy, ale wielu już się z tym pogodziło. - Byleby nam zwrócili za to, co tutaj włożyliśmy. Nie chcemy się dorabiać na odszkodowaniach - mówią i proszą o anonimowość. Dodają, że nie może być tak, że stanie babcia z widłami na drodze albo ktoś nie chce sprzedać metra działki i budowa drogi stoi w miejscu.

- My nic na piśmie nie dostaliśmy. Decyzje jeszcze nie zostały podjęte. Trzeba do tego podejść ze spokojem - tłumaczą swoją postawę. - Te wszystkie protesty nic nie dadzą. Nie można protestować przeciwko drodze. Drogi trzeba budować. Jeśli musi tędy iść, to trudno.

Wierzą, że te całe wyburzenia i odszkodowania da się załatwić, tak normalnie, po ludzku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza