Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Musimy pomagać potrzebującym

Rozmawiał Zbigniew Marecki
Rozmowa z ks. biskupem Edwardem Dajczakiem, nowym ordynariuszem koszalińsko-kołobrzeskim.

- W pierwszych słowach do wiernych w naszej diecezji prosił ks. biskup o modlitwę i taką obecność w Kościele, aby wola Boga mogła stawać na tej ziemi. Jak należy rozumieć tę prośbę?

- Jestem człowiekiem wiary, więc myślę, że Bóg, który jest miłością, ma dobry pomysł na naszą rzeczywistość. Jesteśmy pokoleniem, które nagle odkrywa bardzo wiele. Media elektroniczne wprowadziły ogromną przestrzeń. Jesteśmy zarzuceni ogromną ilością informacji i pomysłów na życie. Czujemy się w tym jak w gąszczu. Wpadliśmy też na pomysł, że każdy swoje życie ma wymyślać. Sądzę, że to jest piękne, ale jednocześnie uważam, że nie każdy człowiek jest w stanie tak naprawdę mądrze odkryć wszystkie ścieżki życia. Zbyt wiele pobłądzeń wynika z tego, że każdy szuka po swojemu. Tymczasem w ewangelii jest pokazany Chrystus, dla mnie wzór najpiękniejszego człowieka, który funkcjonuje w podwójnym rytmie: z jednej strony słucha Ojca, a z drugiej strony z tym samym dynamizmem próbuje służyć ludziom. Chciałem powiedzieć moim braciom i siostrom w Kościele, abyśmy razem, zanim zaczniemy cokolwiek robić, spróbowali posłuchać woli Pana Boga, nie likwidując niczego z szacunku dla człowieka.

- Od kilkunastu dni ks. biskup przebywa już w naszej diecezji. Jakie są pierwsze wrażenia?

- Nie jestem zaskoczony, bo gdy szedłem do seminarium, to był jeszcze teren jednej wielkiej diecezji w Gorzowie. Do 1972 roku byliśmy razem. Struktura ludnościowa jest zbliżona do świata, w którym żyłem. Oczywiście są różnice, bo już ponad 30 lat każda diecezja kształtuje swoje oblicze. Są trochę inni ludzie, jest inne seminarium, inaczej prowadzi się formację. To normalne. Jednocześnie przyszedłem do diecezji, gdzie jednak więcej osób pracowało w pegeerach. To rzutowało na gwałtowność przemian po 1989 roku.
- Czy to jest wyzwanie?

- Tak. Doświadczałem tego również w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, bo w tym świecie jest trudniej się przebić i znaleźć nadzieję. Co prawda teraz jest już trochę inna rzeczywistość, bo lata zrobiły swoje. Mocniejsze jednostki wydostawały się z tej przestrzeni i czasem do niej wracały, wzbogacając ją materialnie. To już widać, ale jednocześnie wielu młodym ludziom wciąż trzeba podawać pomocną rękę. Tym bardziej że rodzice często, zamiast dodawać nadziei, ją odbierają i demobilizują do działania. Dlatego intensywnie myślę o tych ludziach.

- Chodzi o praktyczne działania?

- Myślę, że to młode pokolenie trzeba wyprowadzać z przestrzeni własnej wsi i dotychczasowego świata. Należy mu pokazywać, że są inne światy, które są dostępne także dla nich. Ucieszyłem się, gdy jedna z nauczycielek w Koszalinie powiedziała mi, że w szkole średniej, w której uczy, pojawia się coraz więcej ambitnych uczniów ze wsi. Oni są zdeterminowani i wiedzą, że muszą dowiedzieć się bardzo dużo, aby wydostać się ze swego świata. Dla mnie to było piękne przesłanie nadziei. Dlatego myślę o konkretach - o wakacjach czy wycieczkach.

- W naszej diecezji funkcjonował także system stypendiów dla uczniów z biednych rodzin.

- Chcę go podtrzymać, a może nawet rozwinąć, jeśli uda się pozyskać pieniądze na ten cel.

- W diecezji zielonogórsko-gorzowskiej ksiądz biskup zajmował się rozmaitymi działaniami społecznymi. Które z nich ksiądz chciałby przenieść na nasz grunt?

- Jestem przekonany, że naszą powinnością jest wchodzić tam, gdzie obumarły różne działania społeczne i kulturalne. Są miejsca, gdzie ludzie zostali zamknięci w przestrzeni własnego domu albo gdzie jedyną formą aktywności są dyskoteki. Życia przecież nie da się spędzić na samej zabawie. Trzeba stwarzać możliwości działania. Dla mnie taką formą jest na przykład wolontariat, który daje duże możliwości i jest ważny dla wielu młodych ludzi. On pozwala zrozumieć, ile można zyskać przez czyn dobroci.

- Ta forma pomocy młodym ludziom była również związana z Przystankiem Jezus, który ksiądz stworzył przy największej letniej imprezie muzycznej dla młodzieży, czyli Przystanku Woodstock?

- Przystanek Jezus był budowany bardzo małymi środkami. Działanie polegało na tym, że się wchodziło na plac i zaczynało dialog z młodymi ludźmi. To było bardzo ciekawe doświadczenie, które wymagało zrozumienia i otwarcia, bo chcieliśmy dotrzeć także do tych, którzy są poza Kościołem.

- Nie było w tym także ukrytej intencji walki z Jurkiem Owsiakiem i jego fundacją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która organizuje Przystanek Woodstock?

- Nie. Myśmy się na początku nie zrozumieli z Jurkiem Owsiakiem, bo on odczytał przestrzeń Woodstocku jako jego przestrzeń. Nas potraktował jako konkurentów. Ja to rozumiem, bo dbał o image Woodstocku. Dlatego nie za bardzo miał ochotę na mówienie o tym, że ktoś się naćpał albo upił. A tam miały miejsce i takie fakty, choć przecież nie jest tak, że wszyscy są tam niedobrzy, bo wtedy by mnie tam nie było. Oczywiście ja z wieloma sprawami na Woodstocku się nie zgadzałem. Myślę, że Owsiak też się z nimi nie zgadzał, ale przez ostatnie lata - włącznie z tegoroczną edycją Woodstocku - nie mieliśmy już żadnych problemów. Po prostu doszło do zrozumienia, że tym samym ludziom różni ludzie mogą podawać rękę.

KIM JEST

KIM JEST

Biskup Edward Dajczak był do niedawna biskupem pomocniczym diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. 23 czerwca br. Stolica Apostolska ogłosiła jego nominację na biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Na urzędzie ordynariusza bp. Dajczak zastąpił abpa Kazimierza Nycza, który w marcu został metropolitą warszawskim.
Biskup Dajczak ma 58 lat. Urodził się w Świebodzinie. Ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Gościkowie Paradyżu. W 1990 roku przyjął z rąk papieża Jana Pawła II sakrę biskupią. Jest członkiem Komisji Charytatywnej Episkopatu Polski. Zapoczątkował akcję ewangelizacyjną Przystanek Jezus, skierowaną do młodych ludzi uczestniczących w Przystanku Woodstock. W diecezji zielonogórsko-gorzowskiej zajmował się także działaniami społecznymi, m.in. pielgrzymkami nauczycieli "Warsztaty w drodze" oraz programem "Rodzina rodzinie", w którym zasobniejsze rodziny diecezji przygotowują paczki żywnościowe dla uboższych.

- Rozumiem, że Przystanek Jezus będzie kontynuowany z udziałem księdza biskupa?

- Tam są zaangażowani wspaniali młodzi ludzie. Nie chciałbym tracić z nimi kontaktu, choć nie wiem, czy nie dojdzie do zmiany formy. Myślę bowiem także o tym, aby Przystanek Jezus pojawił się latem nad morzem, gdzie wypoczywa wiele osób. To mogłaby być wspaniała forma refleksji w wolnym czasie. Zastanawiam się nad tym zupełnie poważnie. Na razie jednak te pytania zostawiam otwarte, bo za mało znam diecezję.

- My też jeszcze księdza biskupa nie za bardzo znamy. Dlatego chciałbym na przykład dowiedzieć się, jaki jest pogląd księdza w sprawie roli Radia Maryja i ojca Tadeusza Rydzyka?

- Powiem jedno: nie jestem zwolennikiem walki, która się tu i ówdzie pojawia, ale jednocześnie nie akceptuję wylewania wszystkiego na głowę ojca Rydzyka. Sam miałem taki doświadczenie, że przez kilka miesięcy musiałem leżeć w łóżku po operacji kręgosłupa. Wtedy z tysiącami ludzi, którzy słuchają tego radia, modliłem się, odmawiałem różaniec. Na własnej skórze przekonałem się, co to znaczy, gdy cały czas przebywa się w domu.

- Ale Radio Maryja to także stacja politykująca, bo ojciec Rydzyk zabiera głos w aktualnych sprawach politycznych...

- Myślę, że to jest dziedzina wątpliwa przy pewnej gwałtowności charakteru ojca Rydzyka, bo on się przejawia w takich wypowiedziach, których nie powinno być. Ja go trochę znam. Myślę, że część tych wypowiedzi bierze się z ogromnego dynamizmu, bo to, co on zrobił, świadczy, że ma w sobie dynamit. Podziwiam go za to, że potrafił wywołać taką lawinę, ale powiem szczerze, że wiele jego wypowiedzi mi nie odpowiada.

- Generalnie: jest problem ojca Rydzyka w Kościele?

- Pewnie, że jest, choć ja dokładnie nie śledziłem tych ostatnich zawirowań wokół jego wypowiedzi.

- A co się powinno stać, gdyby się okazało, że prawdziwe były opublikowane przez tygodnik "Wprost" taśmy z wykładami ojca Rydzyka, podczas których ostro krytykował on prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żonę?

- Powinien za to odpowiedzieć.

- A powinien zejść ze sceny publicznej?

- Wołałbym, aby nie był dziennikarzem. Powinien być organizatorem przedsięwzięć medialnych, bo w tym jest o wiele lepszy.

- Obecnie trochę mniej się o tym mówi, ale ciągle pozostaje problem przeszłości komunistycznej w Kościele. Jakie stanowisko w tej sprawie zajmuje ksiądz biskup?

- Jestem zwolennikiem tego, aby każdy odpowiadał za to, co zrobił. Jestem szczęśliwy, bo tak naprawdę wkrótce Kościół katolicki w Polsce będzie jedynym środowiskiem, które uporało się z problemem lustracji.

- Co to w praktyce będzie oznaczało?

- Jeden lub drugi człowiek będzie musiał zejść ze sceny i zacząć robić coś w cieniu. Będzie też musiał uznać winę sam przed sobą i przed innymi.

- Przed wiernymi też?

- Ale bez kajania się bez końca. Nie jestem zwolennikiem dołamywania ludzi. Trzeba jednak stanąć w prawdzie, bo ona wyzwala i daje wolność. Nie ma co udawać, że nie działo się nic złego, jeśli tak nie było. Jednocześnie jednak trzeba dać szansę. Taki człowiek może przeprosić i żałować oraz robić coś dobrego, ale nie powinien już być sztandarową postacią.

- Nasza współczesność wiąże się także z nowymi wyzwaniami, bo pękły różne tabu społeczne. Jednym z nich jest kwestia pedofilii wśród księży. Poruszam ten temat, bo pojawił się on także w naszej diecezji. Jak zdaniem księdza biskupa należy postępować w takich sytuacjach?

- Na pewno tymi bolesnymi problemami będę się zajmował po ingresie. Zechcę wiedzieć to, co muszę wiedzieć. Ja jednak odróżniam dwie rzeczy: homoseksualizm i pedofilię. Na świecie jest trochę ludzi, którzy mają skłonności homoseksualne i nigdy nikogo nie dotknęli. Sam znam takich ludzi. Niektórzy są fantastyczni. Moim zdaniem tacy ludzie nie powinni wchodzić do kapłaństwa, bo to jest zbyt niebezpieczne, a już zwłaszcza wtedy, gdy mieli homoseksualne doświadczenia. Zupełnie inną kategorią ludzi są pedofile. W przypadku księdza nie widzę żadnej możliwości pracy. W tym przypadku nie mam cienia wątpliwości.

- Ks. Jerzy Wyrzykowski, proboszcz parafii w Duninowie koło Słupska, wspominając wcześniejsze kontakty z księdzem biskupem zdradził, że w czasach szkoły średniej był ksiądz zapalonym żużlowcem. Co księdzu zostało z tamtych lat?

- Kibicowanie.

- Obyło się bez wypadku?

- Nie obyło. Jestem po zabiegu na kręgosłup, który przeszedłem prawie sześć lat temu. Moją karierę przerwali rodzice po wypadku, do którego doszło na stadionie Stali Gorzów. Mama przestraszyła się i doprowadziła do tego, że szkoła nie wyraziła zgody na to, abym trenował w klubie.

- Żałował ksiądz?

- Nie tylko żałowałem, ale wtedy byłem zbuntowany nie tylko przeciwko rodzicom, ale i całemu światu, bo zabrano mi pasję. Poszło jednak tak, jak pan widzi. Ale została sympatia do sportu. Jestem na bieżąco z wynikami sportowymi i śledzę, co się dzieje.

- A jeśli chodzi o koszykarzy, to komu ksiądz biskup będzie kibicował: koszykarzom z AZS w Koszalinie czy Czarnym Słupsk?

- W województwie lubuskim był ten sam problem. Nie mam wątpliwości, że będę kibicował wszystkim klubom w diecezji. Przyznam, że już nawet starałem się zorientować, jaki poziom reprezentują tutejsze kluby. Jestem pewien, że będzie dużo emocji.

- My też będziemy księdzu biskupowi kibicować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza