Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Myślę, że takich poważnych kryzysów mieliśmy trzy - teraz trwa ten ostatni." Rozmowa z właścicielem sklepu ogrodniczego "Dymka

Kinga Siwiec
Sklep ogrodniczy "Dymka" przy ul. Staszica w Słupsku działa od ponad 30 lat. Właściciel przyznaje, że przez te wszystkie lata prowadzenia działalności były wzloty i upadki. Z poważnych kryzysów wskazuje trzy - ten trzeci trwa teraz, w dobie epidemii koronawirusa. Zapraszamy na rozmowę z Zygmuntem Chojnowskim.

„Dymka” na rynku istnieje już ponad 30 lat. Można powiedzieć, że została otwarta tuż po upadku komunizmu i jest dobrym przykładem, który pokazuje, jak małe, samodzielne firmy musiały ewoluować, zmieniać się i dostosowywać do coraz to nowych warunków.
Pod koniec lat osiemdziesiątych, na fali jaką niosła ze sobą tak zwana „ustawa Wilczka”, postanowiliśmy wraz z bratem Bogusławem zająć się handlem. W byłych pomieszczeniach biurowych Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej powstawała przyszła „Dymka”. Od stycznia 1990 r. przez 2 lata funkcjonowaliśmy jako kolejny już – trzeci sklep Nasienno-Zaopatrzeniowy Spółdzielni Ogrodniczo Pszczelarskiej (SOP). Po ustawie Balcerowicza spółdzielnie upadły, postanowiliśmy więc wykupić sklep i pod nazwą S.C. Ager kontynuowaliśmy naszą pasję.

Wspomina Pan o bracie, ale w tej chwili to Pan jest jedynym właścicielem sklepu.
Tak, po roku wspólnego prowadzenia sklepu brat założył swój własny punkt – sklep „Działkowiec", który działał przy Zarządzie Rodzinnego Ogrodu Działkowego im. Bohaterów Westerplatte przy wyjeździe na Redzikowo. Za to od najmłodszych lat cała trójka moich dzieci – córa Karolina i dwóch synów Bartosz i Adam, sekundowało mi dzielnie przy wszelkiego rodzaju remontach i prowadzeniu sklepu. Dziś najmłodszy z nich Adam powoli przejmuje schedę po ojcu.

Historia „Dymki” mogłaby być też historią polskiego kapitalizmu. Jak przez te wszystkie lata zmieniał się rynek? Co Pan zrobił, żeby biznes przetrwał?
Przede wszystkim musieliśmy dostosowywać się do bieżących warunków, próbowaliśmy zmieniać asortyment sklepu, szukać swojej drogi. Przez pewien czas sprzedawaliśmy nawet przetwory i miody. W końcu, metodą prób i błędów, przez te wszystkie lata wyspecjalizowaliśmy się w sprzedaży nasion, cebulek, kłączy, nawozów i środków ochrony roślin. Były wzloty i upadki, jak to bywa w prywatnym biznesie. Myślę, że takich poważnych kryzysów mieliśmy trzy. Pierwszy pod koniec 2004 roku, kiedy upadł sąsiedzki Rolniczy Dom Towarowy. My nie byliśmy jego częścią, ale w pewnym sensie dzieliliśmy z nim teren. A kiedy przestał funkcjonować, wielu dotychczasowych klientów myślało, że Dymka też upadła, gdyż teren został ogrodzony wysokim płotem i nie było nas widać. Drugim takim poważnym załamaniem był czas, kiedy w Słupsku powstały duże markety z działami ogrodniczymi – Obi, Castorama. Wielu klientów wtedy zaczęło tam szukać towarów, wiele małych sklepów ogrodniczych tego kryzysu nie przetrwało. Trzeci trudny okres przechodzimy teraz – przez epidemię koronawirusa. Ogromną część naszych klientów stanowią osoby starsze, właściciele ogródków działkowych. A jak wiadomo, to osoby starsze znajdują się w grupie największego ryzyka i to przede wszystkim im zaleca się pozostanie w domu.

Wiosna to ważny dla „Dymki” okres – czas największych obrotów, bo to właśnie teraz obsiewamy nasze ogródki. Jak bardzo spadły obroty sklepu?
Myślę, że mniej więcej o połowę. To jest duży cios w naszą płynność finansową. Ale – jak przy innych kryzysach – i tu się nie poddajemy. Wprowadziliśmy do naszej oferty sprzedaż internetową. Co prawda nie mamy jeszcze sklepu internetowego, ale można do nas zadzwonić (537 874 734 lub 59 842 55 70) lub napisać maila ([email protected]) i w ten sposób złożyć zamówienie. A my zakupy dowieziemy, także poza Słupsk. Jeździmy z towarem w promieniu 20 km od miasta.

„Dymka” to nie tylko sklep - za tymi wszystkimi latami prowadzenia rodzinnego biznesu idzie również ogromna wiedza o produktach, które Państwo sprzedają. Chętnie dzielicie się tą wiedzą z klientami?
Każdemu klientowi staramy się doradzić. Myślę, że jest to przewaga małych sklepów ogrodniczych, a właściwie małych sklepów specjalistycznych w ogóle, bo tu nie tylko klienci sięgną towar z półki, podejdą do kasy i zapłacą, ale mogą też poradzić się, porozmawiać. To ważne, bo przecież doświadczenia nie zdobywa się w jeden dzień – a my chętnie dzielimy się naszym kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w uprawie roślin. I tu warto chyba wspomnieć, że nasz „minus” zamienił się w coś pozytywnego – nie mamy sklepu internetowego, ale dzięki temu, kiedy ktoś do nas zadzwoni, aby złożyć zamówienie, będzie mógł nas o coś dopytać, poradzić się, rozwiać wątpliwości.

To prawda, w dużych sklepach o poradę ciężko. Klienci często szukają informacji o ogrodnictwie?

Zależy od klienta. Tak jak wspomniałem, w naszym sklepie najczęściej robią zakupy osoby starsze, które najczęściej już jakąś wiedzę i doświadczenie posiadają. Myślę, że klientami spragnionymi wiedzy są osoby młodsze. Od jakieś czasu mamy modę na ekologię, a to oznacza też samodzielną uprawę roślin. Niestety, wiedza o tym powoli zanikała przez ostatnie lata, bo zwyczajnie nie mieliśmy potrzeby „uprawy roli”- wszystko było dostępne w sklepach spożywczych. Teraz się okazało, że to jednak nie to samo i że marchewka z własnego podwórka smakuje jednak najlepiej. Mam nadzieję, że jak najwięcej młodych doceni smak „swojego” pomidora oraz piękno własnego ogródka. A wszystkim tym, którzy do ich uprawy będą potrzebowali narzędzi i rady, służymy pomocą.

ZOBACZ TAKŻE: Jak się pracuje w słupskim sklepie w czasie epidemii koronawirusa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza