Szymeczko nurkował przy plaży wschodniej w Ustce. Rok wcześniej widział tam w morzu miny. Płetwonurkowie Marynarki Wojennej nie potwierdzili jego obserwacji, jednak ustczanin utrzymuje, że to kwestia prądów morskich, które raz przysypują piaskiem, innym razem odsypują przedmioty leżące na dnie.
Natrafiliśmy na przesłankę, która uwiarygodnia obserwacje Szymeczki.
To wspomnienia Bronisława Brzóski, usteckiego pioniera, który zmarł około 10 lat temu, publikowane we fragmentach w 1992 roku na łamach usteckiego dwutygodnika "Za burtą".
Brzóska opisał m.in. to, co zaraz po wojnie działo się w usteckim porcie. Razem z kolegami musiał sprzątać kanał z wraków i śmieci. Jednym z wraków był niewielki drewniany ścigacz załadowany minami.
"Wydobyliśmy go później. Nie było nawet co rozbierać. Odholowaliśmy go w morze i na wysokości OW "Włókniarz", jakieś 100-200 metrów od brzegu, ponownie zatopiliśmy. Ten wrak leży tam pewnie do dziś“ - wspominał B. Brzóska na początku lat dziewięćdziesiątych.
Z jego relacji wynika, że podobny los mógł spotkać także szereg innych przedmiotów wydobywanych z dna kanału podczas udrażniania portu. Wyrzucano je tuż za redą. Były to między innymi stare rowery, skrzydła i stateczniki samolotów, a nawet samochód.
Przez wiele miesięcy armia radziecka prowadziła w Ustce składnicę wojennych łupów, które wywożono drogą morską na wschód. Były nimi także krowy. Niektóre mogły powypadać za burtę podczas transportu, co mogłoby tłumaczyć obecność kości w miejscach, gdzie teraz nurkuje Szymeczko.
Z ostateczną weryfikacją wizji usteckiego płetwonurka trzeba jednak poczekać do czasu, gdy strażacy rozpoczną podwodne ćwiczenia.