Był piękny, upalny maj 1982. Pod Krzyżem Misyjnym przy kościele Mariackim w Słupsku zbierali się ludzie. Krzyż krwawił od 12 marca. Czerwone krople cieknące po dębowym drewnie wielu utwierdziły w przekonaniu, że to pokrzepienie na złe czasy stanu wojennego. Czasy czołgów, bezpieki, donosicieli.
"Niech pod tym krzyżem i pod tym znakiem Polska będzie Polską, a Polak Polakiem" - spadał na miasto deszcz ulotek.
Za te słowa, za ten Krzyż, za ulotki i pragnienie wolności Kazimierz Kuźmiński, wtedy 55-letni kierowca, w zmilitaryzowanym Przedsiębiorstwie Transportowym Handlu Wewnętrznego, został aresztowany.
Za ulotki
- Bibułę kurier z Gdańska przywoził, przepisywaliśmy ulotki na maszynie u mnie w domu, u koleżanki, w biurze w PTHW... Po mieście rozdawałem je chłopakom, rozrzucałem z dachu wieżowca na 3 Maja (wówczas Nadmorska). Kolega tam mieszkał i dawał mi klucz - mówi działacz Solidarności.
Marek, syn Kazimierza, był wtedy w wojsku w Ustce.
- Zaprzyjaźnił się z innym żołnierzem. Ten wypytywał o ulotki. Dałem synowi, a okazało się, że tamten to syn prokuratora - twierdzi pan Kazimierz. Według IPN, na wszystkich wówczas zatrzymanych donieśli agenci SB.
Szukam go po ulicach
- Wzięli mnie 12 maja. Dzień przed trzynastym, w którym zawsze protestowaliśmy przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Esbek przyszedł z samego rana - wspomina pan Kazimierz. - Do dzisiaj pamiętam jego twarz. Wypatruję go na ulicach, ale nigdy go już nie spotkałem. Aż mi jeden policjant powiedział, panie Kuźmiński, jaki pan dziwny. Pan chce go spotkać w Słupsku? Oni teraz wszyscy gdzie indziej mieszkają i nie wspominają o tamtych czasach.
Najpierw wieźli suką na komisariat kolejowy, później do aresztu na Sądową.
- Mów, wrzeszczał esbek. Gadaj, łachudro! Uderzył pięścią w twarz. Zakrwawiony byłem, wziąłem chusteczkę, a on zabronił się wycierać. Zęby mi się ruszały, zacząłem seplenić, a on gadaj i gadaj. Pękła szczęka. Osiem zębów mi wtedy poszło - Kazimierz Kuźmiński patrzy w dal. - Czy się bałem? Nie myślałem o śmierci. Przecież w partyzantce byłem - w oczach starszego pana pojawiają się łzy.
- Produkowałem te ulotki, żeby się mamusi i bratu Ziutkowi zrewanżować. Oni do Powstania Warszawskiego szli, a ja musiałem zostać w domu w Iwieńcu (koło Nowogródka), bo miałem wtedy zapalenie płuc.
Półtora roku
Kazimierz Kuźmiński razem z siedmioma osobami był sądzony w trybie doraźnym, czyli zaostrzonym. Został skazany z dekretu o stanie wojennym "jako członek zawieszonego NSZZ Solidarność za redagowanie, produkcję i kolportaż ulotek, wzywających do strajku i akcji protestacyjnej w dniu 13 maja 1982 r." Dostał półtora roku więzienia w zawieszeniu, 30 tys. grzywny i 9 tys. zł kosztów sądowych. Na poczet części grzywny zaliczono mu pobyt w areszcie.
Według IPN, w Sądzie Rejonowym w Słupsku skazał go sędzia J. Klimczyk i ławnicy A. Klusek i S. Markowski. Sąd Wojewódzki z siedzibą w Sławnie (sędziowie: J. Woźniak, H. Maciejewska-Mystek i W. Mieszczankowski) nie uwzględnił zażalenia.
Postępowanie umorzono na mocy amnestii z 21 lipca 1983 r., ale Kuźmiński stracił pracę w PTHW. Bezskutecznie odwoływał się do Tymczasowej Wojewódzkiej Rady Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. - Zakład zmilitaryzowany - padła odpowiedź.
- Miałem szukać gdzie indziej.
Trafił do Zieleni. - Woziłem ich siwą wołgą na zebrania partyjne, chyba za karę - śmieje się. - Miałem w samochodzie obrazek Matki Boskiej. Tylko raz jeden partyjniak wypowiedział na ten temat głośną uwagę.
Marek, syn Kazimierza, skazany w tym samym procesie, uciekł z Polski.
- Najpierw do brata do Białegostoku, potem do Chicago. Pomógł piosenkarz Janusz Laskowski, ten od "Kolorowych Jarmarków". Miał chody w lotnictwie - mówi Kazimierz Kuźmiński.
- Wszystko odbyło się w konspiracji.
Ulga
W kwietniu tego roku Sąd Okręgowy w Słupsku (były gmach partii) unieważnił komunistyczny wyrok wydany na Kazimierza Kuźmińskiego. Pod koniec sierpnia przyznał 82-letniemu słupszczaninowi 25 tys. zł odszkodowania za represje w stanie wojennym.
Jest jeszcze jeden finał tej historii. Sąsiedzki.
- Dwa miesiące temu pokłóciłem się z sąsiadką z osiedla - śmieje się pan Kazimierz. - W stanie wojennym krzyczała z okna do milicjantów: "A ten tu roznosi ulotki!" Teraz jej wygadałem: Kapuś!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?