Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na plażach może zabraknąć ratowników. Nie będą pracować, bo muszą ukończyć drogi kurs

Inga Domurat [email protected] Tel. 94 347 35 99 Fot. sxc.hu
Ratownik, który nie przejdzie dodatkowego kursu, straci dotychczasowe uprawnienia.
Ratownik, który nie przejdzie dodatkowego kursu, straci dotychczasowe uprawnienia.
W to lato na polskich plażach może być bardzo niebezpiecznie. Bo prawdopodobne jest to, że nie będzie miał kto strzec plażowiczów.

Ratownicy, by nimi pozostać, muszą za własne pieniądze iść na dodatkowy kurs, a to wielu się nie opłaca.

Chodzi o kurs z zakresu kwalifikowanej pierwszej pomocy, który w województwie zachodniopomorskim zgodnie z decyzją lekarza wojewódzkiego prowadzą tylko dwie szczecińskie jednostki: Wojewódzka Stacja Pogotowia i WOPR.

Ratownicy, którzy uprawnienia uzyskali przed końcem 2006 roku, by zachować tytuł ratownika muszą odbyć taki dodatkowy kurs w wymiarze 16 godzin. Natomiast ci, którzy uprawnienia uzyskali po 1 stycznia 2007 roku uszczęśliwieni zostali aż 66-godzinnym kursem.

- Taką niespodziankę sprawił nam jeszcze świętej pamięci minister Zbigniew Religa, który podpisując stosowne dokumenty chyba głównie myślał o ratownikach medycznych, ale ostatecznie włożył ich do jednego worka z wodnymi - wyjaśnia Sławomir Pikuła, prezes koszalińskiego oddziału WOPR.

- Wyznaczony okres dostosowawczy minął 19 marca, a to formalnie oznacza, że wszyscy ratownicy, którzy chcą pracować w tym fachu po tej dacie, muszą mieć ukończony kurs KPP.

My wiemy, że wielu tego jeszcze nie zrobiło, bo tworzący przepisy zapomnieli, że nasza służba jest przede wszystkim ochotnicza, wielu z nas strzeże plaż nad morzem i jeziorami tylko latem i dodatkowe obowiązki do tej służby tylko zniechęcają. Zwłaszcza, że te obowiązki wiążą się z kosztami i to sporymi.

Sprawdziliśmy skrócony kurs z egzaminem to koszt ok. 250-300 złotych, a ten pełny 66-godzinny kosztuje co najmniej drugie tyle. Problem w tym, że do Szczecina trzeba jeszcze dojechać i to kilkakrotnie.

A to kolejne koszty, które zainteresowany ratownik musi ponieść sam, bo ani WOPR, ani samorządy mu w tym nie pomagają. O ile ratownicy, którzy pracują w otwartych przez cały rok pływalniach, z bólem, ale wysupłają pieniądze na kurs, by móc dalej pracować, o tyle ratownicy sezonowi, będą się zastanawiać, czy w ogóle plaż strzec.

- Z 60% mojej ekipy ratowników, która strzegła dotychczas plaż w gminie Mielno, nie ma tego kursu. Choć to wcale nie oznacza, że nie znają się na udzielaniu pierwszej pomocy.

Każdy przeszedł taki wewnętrzny kurs organizowany przeze mnie, tyle tylko, że nie mają na to osobnego papierka - zapewnia Leszek Pytel, szef mieleńskich ratowników. - No, ale przez te nowe przepisy mogę mieć duży problem z obsadą ratowniczych stanowisk na plaży.

Bo skoro ratownik miesięcznie zarabia w granicach 1500-2500 złotych, a na kurs musi wydać kilkaset złotych, plus dojazd i jedzenie, czyli prawie tę najniższą pensję, to zaczyna myśleć, czy to ma sens. W takiej sytuacji na stanowisku może mi zabraknąć tych ratowników z pełnymi kwalifikacjami. Ale będę się starł, by chociaż jeden taki na stanowisku był.

Najważniejsze jednak będzie dla mnie to, by plażowicze czuli się bezpiecznie, a uważam, że i bez tych kursów moi podopieczni byli i są przygotowani do pracy na plaży.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza