Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na zakupy do śmietnika

Joanna Krężelewska
– Mamy w głowie mapkę, gdzie markety zostawiają jedzenie – mówi Agata Wilkowska.
– Mamy w głowie mapkę, gdzie markety zostawiają jedzenie – mówi Agata Wilkowska. Joanna Krężelewska
Rozmowa z Agatą Wilkowską, weganką i zarazem freeganką. Nie z biedy, ale z zasad żywi się jedzeniem, które znajduje w śmietnikach.

Czy często musisz się tłumaczyć?

- Tak. Najczęściej muszę tłumaczyć, dlaczego mam takie fanaberie.

Takie fanaberie, czyli jakie?

- Dlaczego tak wymyślam i czy coś mi się nie stanie, kiedy zjem, bo przecież ktoś przygotował dla mnie obiad z kiełbasą. A ja tej kiełbasy wcale nie chcę zjeść.

Czyli to weganizm budzi kontrowersje? Nie szukanie jedzenia w śmietniku?

- Tak, bo w praktyce najczęściej ludzie dowiadują się, że jestem weganką, a nie freeganką. Freeganizm wychodzi raczej, jak spotykają mnie, kiedy z przyjaciółmi wybieramy jedzenie z kontenerów na śmieci.

Kiedy byłaś w sklepie spożywczym, żeby zrobić zakupy?

- Nie! No proszę Cię. Wczoraj! Jedzenie pozyskiwane za darmo to około osiemdziesięciu procent mojego jedzenia. Jakbym była wegetarianką, to byłoby to sto procent, ponieważ w śmieciach można znaleźć dużo nabiału przydatnego do spożycia. Nawet dwa dni przed terminem. Ale ze względu na to, jak ja żyję i jem, ze względu na mój weganizm, potrzebuję innych produktów, by zapewnić sobie normalną zbilansowaną dietę. Nie znajdę za często w śmietniku oliwy, orzechów, pestek dyni czy słonecznika, roślin strączkowych, grochu, ciecierzycy.

Jak wygląda to polowanie na jedzenie?

- Z reguły najpierw idzie się samemu lub z przyjacielem na zwiady. Mamy w głowie mapkę, gdzie markety zostawiają jedzenie. W sklepach pytamy obsługi i ochrony, kiedy wyrzucają towar. Oni są pozytywnie nastawieni, kiedy tłumaczymy im o co chodzi. Sami nie mogą tego brać. Mówią, przyjdźcie w czwartek o godz. 15. I jedziemy wtedy, nawet autem. Często jedzenie wyrzucane jest w skrzynkach obok kontenerów i wtedy nie trzeba się nawet bawić w grzebanie. Dziewięćdziesiąt procent tego jedzenia jest dalej zdatna do spożycia. Można je przechowywać w lodówce. Musi zostać wyrzucone, bo przyszedł nowy towar, a nie dlatego, że jest zepsute.

Ale to wyklucza zjedzenie tego, na co się ma ochotę. Dziś na sałatkę z oliwkami i suszonymi pomidorami. A oliwek i pomidorów nie ma, za to jest ogórek i kukurydza to musisz zjeść.

- Trochę tak to wygląda. Dlatego te dwadzieścia procent jedzenia pochodzi z zakupów. To jest to, na co mam ochotę. Zdarza się, że suszonych pomidorów znajdziemy mnóstwo. Ludzie, którzy jedzą nabiał i żyją jak ja, mają w lodówce sery pleśniowe po 40 złotych za sztukę. Czasem w sklepie robimy zdjęcia cen produktów, które mamy za darmo. Kilogramowych worków orzechów nerkowców, przypraw, ziół, kaw ekologicznych, herbat. To się nie sprzedało, bo było drogie. A to dobre i możemy mieć za darmo.

No ale wyciągacie to jedzenie ze śmietnika. Zapytam wprost - nie boisz się, że się zatrujesz? Że sałata dotyka brudnego kontenera, a potem ląduje na twoim talerzu z milionem bakterii?

- Nikt nie bierze owoców i warzyw, które wyglądają podejrzanie, chleba czy bułek rzuconych luzem do śmietnika. Wszystko jest zapakowane. Polacy wzorem Amerykanów czy mieszkańców Europy Zachodniej mają obsesję na punkcie pakowania. Wszystko jest zapakowane. Zwróć uwagę w sklepie, nawet cztery pomidory. Jeśli coś jest luzem, dokładnie to myjemy.

I nikt nie choruje?

- Słyszałam, że ktoś miał biegunkę po nabiale. Ale jeśli jest takim ryzykantem, że je napuchnięty twarożek, to tak to się może skończyć.

Jaki masz budżet miesięczny na jedzenie?

- 200 złotych, w tym wyjścia do knajp.

Dużo podróżujesz. Wtedy też hmm... freeganujesz? Tak to mogę nazwać?

- Chodzimy na śmieci! Tak o tym mówimy. Albo na hasioki ze śląskiego. Kolega jest ze Śląska i zdradził, że tak się mówi u nich na śmieci. A z podróżami - oczywiście, Hiszpania, Holandia, Niemcy, kraje skandynawskie - idę na śmieci z rozpędu.

Widziałam kiedyś film dokumentalny o freeganach. Jego bohaterowie ubierali się, jak menele, żeby podczas grzebania w śmieciach nikt ich nie zaczepiał. Też tak robisz?

- Nie. Ja zakładam rękawiczki, bo nie chcę włożyć ręki w rozbebłanego kurczaka, który może się trafić. Zakładam kurtkę, bo czasem trzeba wejść do kontenera. Ale zdarzało mi się po egzaminie ze studiów, w wyjściowym ubraniu, w ramach uczczenia piątki, pójść do śmietnika po składniki na ucztę. I lampka czołówka jest niezbędna, żeby mieć wolne ręce.

A do tego mieszkasz w komunie... Jesteś nie tylko weganką, freeganką, aktywistką, ale jeszcze squatterką.

- Komuną bym tego nie nazwała. Zbyt hippisowsko to określasz. Squat to nie komuna. Squatting to tradycja wywodząca się z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy - no okey - hippisi, ale głównie artyści zajmowali miejsca, żeby tworzyć lub robić imprezy. Zainspirowanie tym ludzie, którzy mieli problemy mieszkaniowe, zaczęli szukać pustostanów, żeby tam sobie żyć. W Polsce squatting związany jest silnie z ruchem anarchitycznym, który kontestuje podejście do własności prywatnej. Szanuję, że coś jest twoją własnością prywatną, ale jeśli tego nie używasz, znikasz, to pojawia się ktoś, kto chce się tym zaopiekować.

Zaopiekować? To brzmi z automatu jak wytłumaczenie swojego działania. Bo budynek wciąż jest czyjś, i ktoś może mieć kaprys, by stał pusty. I nic Ci do tego.

- Formalnie to czyjeś. Jeśli ktoś się pojawi, to w idei squattingu jest, by to miejsce opuścić. Squaty są tymczasowe. To, że Rozbrat funkcjonuje 19 lat, to jakiś fenomen.

Macie prąd, wodę?

- Tak. Internet. Cywilizacja! (śmiech) I za te rzeczy płacimy. Mieszka tam 25 osób. Każdy ma swój pokój zamykany na klucz.

A jak się pokłócicie? Co wtedy?

- Staramy się razem konflikt rozwiązać. Jeśli ktoś łamie nasz regulamin. Zresztą i sam regulamin zawsze jest do przedefiniowania. Wypracowaliśmy sobie system życia zbiorowego. Żyjemy wspólnie, jako grupa przyjaciół, w czymś większym niż mieszkanie studenckie. I nie płacimy czynszu, bo uważamy, że mieszkanie jest naszym prawem. Za rok w świetle prawa polskiego będziemy współużytkownikami tych budynków.

Ot tak zajętych?

- Po 20 latach jest coś takiego, jak zasiedzenie. I nawet jeśli się pojawi właściciel, to sądownie możemy się ubiegać o urzędowanie w tym budynku.

A nie marzysz o takim mniej niezwykłym domu? Nie z 25 osobami, ale z jedną?

- Mam chłopaka, żyję w stałym związku. Ale moje życie na razie nie jest nakierowane na taki dom. Poświę­cam je na pomaganie innym. Ludziom i zwierzętom.

Na koniec powiedz, czego Ci życzyć? Udanych łowów? Pełnych kontenerów?

- Wiesz, ja żyję tak, jak chcę. I żyję pełnią życia. Życz mi, żebym się nie musiała
z tego tłumaczyć. Żeby to, jak żyję, było dla innych bardziej przyjazne, żeby nie bali się pytać. I żeby moje ideały spełniły się, choć w niewielkim stopniu.

Co to znaczy?

Freeganie

W Polsce freegan nazywa się często kontenerowcami. Ruch ten w naszym kraju dopiero raczkuje. Dieta freegan opiera się na produktach pozyskanych za darmo
(free - darmowy). W pełni darmowe produkty freeganie znajdują w śmietnikach, najczęściej przy sklepach spożywczych i marketach. Sklepy często wyrzucają nieprzeterminowane jedzenie, bo uszkodzone jest jego opakowanie, bądź produkt zbliża się do daty ważności. Freeganie z tego korzystają. Nurkują w kontenerach, a z produktów tam znalezionych gotują przeróżne dania. Na blogu naszej rozmówczyni można znaleźć na przykład przepis na czekoladowe lody z mleka kokosowego, które sklepikarz wyrzucił.

Squatersi

To osoby zajmujące pustostany, by tam zamieszkać.

Weganizm

Jego zwolennicy dążą do wyeliminowania produktów pochodzenia zwierzęcego nie tylko z diety, ale również ze wszystkich innych aspektów życia. Weganie unikają nie tylko mięsa, ale także żywności pochodzenia zwierzęcego,
czyli np. nabiału.

Kim jest?

Agata Wilkowska pochodzi ze Słupska, historyk sztuki, księgowa, od lat aktywnie działa na rzecz praw zwierząt, członkini Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Pasjonatka krojenia, pieczenia i wyciskania soków ze wszystkich warzyw i owoców. Często publikuje w czasopismie vege!, ale jeszcze częściej udziela się publicznie podczas ulicznych demonstracji i pikiet. Znajduje czas na działalność polityczną i kulturalną, związaną z Federacją Anarchistyczną oraz Kolektywem Rozbrat w Poznaniu.

Ponadto, życie upływa jej na czytaniu książek, grzebaniu po śmietnikach celem zdobycia pożywienia i paleniem w piecu, aby w dobrej formie przetrwać kolejną już zimę w swoim pokoju na Rozbracie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza