Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najstarszy kibic Gryfa Słupsk ma 76 lat

Rafał Szymański [email protected]
Kazimierz Chołuj na stadionie Gryfa Słupsk. Tu gdzie gra jego ulubiony zespół.
Kazimierz Chołuj na stadionie Gryfa Słupsk. Tu gdzie gra jego ulubiony zespół. Marcin Kamiński
Kto uwierzy, że można mieć blisko 80 lat i z szalikiem przemierzać Pomorze, by obejrzeć mecze ukochanej drużyny?

- Dla Gryfa Słupsk można - mówi Kazimierz Chołuj. To najstarszy kibic drużyny z ul. Zielonej.

Kazimierz Chołuj ma 76 lat. Jest słupszczaninem. Przyjechał tutaj z Lipska, niedaleko przepływającej Wisły, Radomia i Ostrowa Świętokrzyskiego. Z namaszczeniem pokazuje dowód osobisty. - Kiedyś rodzina pisała się Hołuj, ale organista przy wpisie się pomylił. Wpisał przez "ch" i tak zostało - śmieje się.

Dla Gryfa Słupsk

Ma w sobie niezwykłą pogodność, poczucie humoru, dowcip, donośny głos i pamięć. Ma także Gryfa. Jest jego wiernym kibicem od blisko pół wieku.

Trudno sobie wyobrazić mecz na stadionie przy ul. Zielonej bez pana Kazimierza. Powoli i dostojnie przemierza trybunę. Nie wysiedzi za długo w jednym miejscu. Idzie i dopinguje.

- "Sędzia, jak sędziujesz", "Naucz się". "Bić Cartusię". Jego krzyk nieraz ożywia całą krytą trybunę i miejsca siedzące obiektu. Pan Kazimierz nie jest, ot takim sobie, zwykłym emerytem, który przyszedł na mecz. To fanatyk, szalikowiec i wierny fan oddany klubowi. Mecze w Słupsku na Zielonej to świętość, ale ile razy zdarzyło się, że pojechał na wyjazd? Dla niego to nic nowego. Kocha Gryfa i dzieli się tą miłością.

Dziwili się w Koszalinie

Chociażby starcie z Koszalina. Pierwsze po wielu latach spotkanie derbowe na wiosnę 2011 roku w Koszalinie. Pojechało tam 254 kibiców ze Słupska.

- Musiałem tam być. To była oczywistość. Jak pokazałem na wejściu dowód osobisty, to ochroniarze z Koszalina nie chcieli uwierzyć. To im się nie mieściło w głowie, że osoba w takim wieku jeździ za swoją drużyną - opowiada.

A to nie dziwne. Mało kto wierzy, że można w takim wieku być kibicem - szalikowcem i poświęcać czas dla ukochanej drużyny. A pan Kazimierz nie widzi w tym nic nienormalnego. W ostatnią sobotę, gdy Gryf grał z Cartusią Kartuzy, spóźnił się, bo przyszedł na stadion prosto ze szpitala. - Miałem badania. Musiałem być. Człowiek chce jeszcze trochę pożyć - uśmiecha się.

Jak się to zaczęło

Była druga połowa lat 60. Pan Kazimierz pracował w Zakładach Doskonalenia Zawodowego jako nauczyciel przedmiotu.

- Chłopak z ZDZ, uczeń, Jurek Chomicki prosił: "Niech pan przyjdzie na Gryfa, obejrzeć, jak gram". Pomyślałem, pójdę - opowiada Chołuj.

Wziął do wózka dwuletnią córeczkę Dorotkę i przyszedł na Zieloną. - Mała bawiła się na trybunach, a ja oglądałem mecz. Teraz ona jest już młodą babcią, a ja dalej na Gryfie - opowiada swoją historię Chołuj.

- Wciągnąłem się bardzo. Mieszkam niedaleko Zielonej, na ulicy Rybackiej. Jestem na każdym meczu. U siebie, na wielu wyjazdowych. A jak nie znam wyniku, to albo rano w niedzielę radia posłucham, albo szybko zadzwonię na Zieloną. To mi powiedzą.

A z Chomickim miał swoją przeprawę, bo ten kiedyś zepsuł na warsztatach zamek i to pan Kazimierz musiał za niego naprawiać.

Jak tylko zdrowie pozwala, Chołuj urywa się na mecze.

- W ubiegłym sezonie pojechałem z kibicami do Tczewa. Żona była zdziwiona, bo nie było mnie cały dzień. A ja powiedziałem tylko, że idę na mecz. A potem z kibicami do autobusu i spod Parku Kultury i Wypoczynku wyjechaliśmy. Był remis 2:2 - wspomina Chołuj.

Kilka sezonów temu, Gryf grał w Szczecinku z tamtejszym Darzborem. Sęk w tym, że mecz z jakichś względów miał się odbyć bez kibiców. I słupskich, i ze Szczecinka. Stadion miał być pusty. I teoretycznie był, ale zawsze na trybunach znajdą się jakieś osoby. Tak było i tam. Chołuj nie mógłby sobie darować, gdyby nie obejrzał meczu. Spokojnie, o lasce podążał na stadion. Jakoś wszedł. Kto zatrzyma takiego kibica?

- Janusz Rzeszutko, trener dzieciaków w Gryfie, mówi swoim chłopakom, że takiego kibica to nie ma w Polsce, Europie i na świecie. Może tak - śmieje się Chołuj.

Heca była kiedyś w Wejherowie. Kibice ze Słupska przyjechali pociągiem. Pan Kazimierz z nimi. Tyle że policja w swojej eskorcie popędziła słupszczan na stadion. W innym jednak tempie niż pan Kazimierz. On o laseczce szedł spory kawał, bo z dworca w Wejherowie na stadion trochę się idzie. I to pod niezłą górkę. Jak Syzyf kroczył więc, by obejrzeć spotkanie trójkolorowych. Zresztą przegrane 1:3.

- Szedłem i szedłem. Zapytałem się miejscowych, ile jeszcze na stadion? 2 km mówią. To siadłem, odpocząłem, zjadłem co nieco i dalej na mecz. Trochę się spóźniłem, ale co tam. Obejrzałem. I znów z powrotem na dworzec. W swoim tempie - opowiada.

Gdy wpadł do pociągu, ten już ruszał. Ale zdążył. Jakby Bóg w swojej dobroci chciał uchylić nieba i zrobić wszystko, by koleje uszanowały takiego kibica.

- W Koszalinie było tyle policjantów, wszyscy uzbrojeni po zęby. Panie, ja II wojnę przeżyłem, stan wojenny, to się nie bałem. A trzymali nas na tym stadionie przed meczem i trzymali - opowiada.

Dla niego to cały świat.

- Dzisiaj kibicowanie jest różne. Są kibice i pseudokibice. Pamiętam, jak kiedyś przyjeżdżali do Słupska na mecze ci z Gdyni czy Gdań­ska. Raz wysiedli i od razu na Kołłątaja powybijali szyby w słupskich budynkach - nie może się do dzisiaj z tym pogodzić Chołuj. - Kiedyś idę na Zieloną, a tu przed stadionem pusto. A to milicja pognała kibiców do Lasku Południowego - wspomina.

Pół wieku jak z bicza

Na mecze chodził od lat 60. - Widziałem gry na stadionie przy ul. Zielonej, na stadionie 650-lecia, na boisku przy ul. Krzywoustego. Na 99 procent jestem kibicem Gryfa. Ten jeden procent to taki, że i na Czarnych poszedłem - mówi.

Do dzisiaj pamięta, jak Czesław Minda na początku lat 70. wbił z więcej niż z połowy boiska bramkę w derbach Gryfa z Czarnymi.

- Panie, to był gol. Henryk Michalak w bramce Czarnych tylko mógł sięgnąć do siatki - wspomina z rozrzewnieniem legendarny strzał.

A Gryf to wygrał 3:1.

Chołuj nie przepuści żadnej okazji. Jeździł nawet na mecze wyjazdowe rezerw Gryfa. - Jak się trenerzy zgadzali, to udało się wcisnąć do autobusu - opowiada.

- Był czas, że już nie chciałem chodzić. Jesienią na stadionie jest zimno. A ja szanuję zdrowie. Ale ciągnie wilka do lasu. Tylko że jednak teraz muszę usiąść na słoneczku - opowiada.

Sport

- Tyle meczów się widziało. Tyle wspomnień. Boże, jakie to zacięte mecze z Czarnymi i Gwardią Koszalin kiedyś były. Najpiękniej było w II lidze, jak zespół prowadzili panowie Tadeuszowie: Wanat i Jakubowicz. Wtedy byli też wspaniali piłkarze Suruło, Zasiński. O! Wieliczko był dobry. Tyle że pił. Było dwóch z Miastka: Zawadzki i Kłosiński. Spotkałem ich kiedyś w parku na piwku. To ja im mówię, co mnie obchodzi, że tu sobie pijecie. Macie tylko dobrze grać. I wie pan, jak potem dobrze grali! - wspomina.

Wielu było w jego ocenie dobrych piłkarzy i trenerów.

- Wojciech Polakowski jednak za głośno krzyczał. Rozmawiałem kiedyś z Tomkiem Ciemniewskim, zawodnikiem. Mówił, że na treningu wszystko mu wychodzi. A jak potem na meczu Polakowski krzyczy, to coś mu wiąże nogi - opowiada Chołuj. - I szkoda, że jak wtedy awansowali do III ligi, to tylu naszych, słupskich zawodników odsunęli. A grali przyjezdni - ocenia. Nastały złe czasy. Piłkarze spadną z III ligi.

Chołuj wie o tym.

- Trudno. Nieraz już tak bywało. Oby tylko grało jak najwięcej słupszczan. Niech się uczą - opowiada najstarszy kibic na Zielonej.

100 lat panie Kazimierzu, 100 lat!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza