Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narciarze mieli w Słupsku własną górkę z wyciągiem. Czy te czasy powrócą?

Zbigniew Marecki
Stok narciarski w słupskim Lasku Południowym.
Stok narciarski w słupskim Lasku Południowym. Fot. Archiwum STN
13 grudnia 1981 roku słupscy amatorzy narciarstwa spotkali się na stoku Góry Narciarza. Wielu z nich dopiero tam dowiedziało się, że generał Jaruzelski narzucił krajowi rządy wojskowych.

Stoczek narciarski w Lasku Południowym, czyli tzw. Góra Narciarza, był wykorzystywany zimą w celu rekreacji już w okresie przedwojennym. Do dziś zachowały się fragmenty skoczni narciarskiej z tamtego okresu. Jednak wielkie oblężenie Góra Narciarza przeżywała na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Wtedy odkryli ją dla siebie miejscy narciarze. Stało się tak dzięki pasji architekta Witolda Syrka, który skupił wokół siebie grupę ludzi zainteresowanych tym sportem i poszukujących możliwości jego uprawiania w pobliżu miejsca stałego zamieszkania.

Stok w lasku

- Narciarstwem zainteresowałem się jeszcze na studiach w Trójmieście. Wtedy byłem jednym z twórców skoczni i wyciągu w Sopocie. Gdy przeprowadziłem się do Słupska, bardzo mi tego brakowało. Poza tym chciałem uczyć jazdy na nartach własne dzieci - opowiada Witold Syrek.

Dlatego skontaktował się ze słupskim oddziałem PTTK. Przy nim udało się stworzyć Klub Górsko-Narciarski "Cepry", którego członkowie postanowili stworzyć stok narciarski w Słupsku.

- Znaleźliśmy odpowiednie miejsce, ale szybko się okazało, że nie będzie go łatwo pozyskać do celów narciarskich. Leśnictwo w Słupsku poinformowało nas, że tylko na nim rezyduje, a Nadleśnictwo w Szczecinku odsyłało z kolei do wojska. W końcu postanowiliśmy działać bez zezwoleń. Opracowałem projekt uporządkowania stoku i budowy wyciągu, a do prac w terenie przystąpiliśmy całkowicie społecznie - relacjonuje pan Syrek.

Zapał był tak wielki, że do tych prac włączyło się wojsko i harcerze. Tadeusz Gerszczyński z Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego w Słupsku oraz jego koledzy jako silnik do wyciągu linowego wykorzystali silnik od traktora.

- W zakładzie Zenona Żuralskiego spawaliśmy wiele niezbędnych elementów montażowych - przypomina sobie Witold Syrek. Zapaleńcy wyprodukowali także m.in. kolorowe tyczki, przy pomocy których wyznaczano trasy slalomu.

W taki sposób wyznaczono 205-metrowy wyciąg oraz 250-metrowy stok zjazdowy. Zimą w to miejsce można było nawet podjechać autobusem miejskim. Witold Syrek był wtedy także instruktorem narciarskim, który wiele osób nauczył podstaw zjeżdżania na nartach.

- Narty kupowało się w sklepie harcerskim w Słupsku albo od górników na giełdzie w Trójmieście, którzy przywozili tam bardzo dobry sprzęt na owe czasy - opowiada Marek Ryttel, który do tej pory pamięta, jak w czasie stanu wojennego na stok nosił w butelce paliwo, bo był duży kłopot z jego zakupem.
Na górce zastał ich stan wojenny
W 1981 roku zima była solidna, więc wieść o uruchomieniu stoku na Górze Narciarza bardzo szybko rozeszła się po mieście. Zainteresowani korzystali z niego głównie w soboty i niedziele.

- Systematycznie organizowane były zawody sportowe, a ze stoku, zwłaszcza w niedziele, jednorazowo korzystało nawet przeszło sto osób. Narciarze ponosili niewielką odpłatność, bo trzeba było pokryć koszty paliwa do wyciągu i wynagrodzenia obsługi - mówi Antoni Toporowski, jeden z członków klubu "Cepry". Z kolei pan Syrek przypomina sobie, że w szczytowym momencie jednego dnia sprzedano nawet 230 biletów. Fanom narciarstwa nie przeszkodziło nawet ogłoszenie stanu wojennego.

- Tej niedzieli też spotkaliśmy się na stoku. Wiele osób tam dowiadywało się od znajomych, że generał Jaruzelski ogłosił w kraju stan wojenny - przypomina sobie Witold Syrek.

W ciągu kilku najbliższych sezonów fani narciarstwa nadal spotykali się na Górze Narciarza. Przy okazji organizowali integracyjne ogniska z pieczeniem kiełbasek i piwkiem. Nie tylko zimą, ale także jesienią, gdy razem przygotowywali stok do potrzeb narciarzy.

- Karczowaliśmy samosiejki. Równaliśmy zbocze, bo latem używali motocykliści, którzy robili dużo bruzd i rozmaitych wgłębień. Trzeba je było zasypać. Nawet sialiśmy trawę, aby lepiej się jeździło - dodaje pan Syrek.

W 1984 roku wyjechał z kraju. Gdy wrócił w 1987 roku, to okazało się, że ktoś ukradł linę do wyciągu. I to spowodowało, że stok na Górze Narciarza stracił na popularności. Poza tym wtedy już działał nowy stok w Kępicach, który uruchomili Piotr Skierka i Jan Kozłowski. Tam w weekendy dojeżdżali narciarze ze Słupska, zanim na dobre w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wybuchła moda na wyjazdy na narty w prawdziwe góry w Polsce, a później także poza granicami kraju.

Może spróbujemy znowu

Obecnie centralna część stoku Góry Narciarza jest nienaruszona. Bez zmian pozostała także ścieżka wykorzystywana przez wyciąg narciarski. W dobrym stanie zachowała się również równoległa trasa zjazdowa od strony południowej wyciągu, tzw. tor saneczkowy. Rewitalizacji wymaga natomiast północna część stoku, na której rośnie młodnik modrzewiowy. Z kolei część południową zajmuje młodnik bukowy, co w części ogranicza pole wykorzystania obiektu. Niedawno powołane Słupskie Towarzystwo Narciarskie, którego prezesem został Aleksander Jacek, postawiło sobie za cel reaktywowanie stoku Góry Narciarza. Nie jest wykluczone, że częściowo uda się to już w nadchodzącym sezonie narciarskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza