Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natalia Sikora: Nie uznaję muzycznych kompromisów

Daniel Klusek
Natalia Sikora podczas koncertu inaugurację sezonu w Ośrodku Teatralnym Rondo w Słupsku. Przy fortepianie Piotr Proniuk.
Natalia Sikora podczas koncertu inaugurację sezonu w Ośrodku Teatralnym Rondo w Słupsku. Przy fortepianie Piotr Proniuk. Krzysztof Piotrkowski
Rozmowa z Natalią Sikorą, wokalistką pochodzącą ze Słupska, laureatką Debiutów w Opolu.

Jak wygląda twój kalendarz na najbliższy miesiąc? Są tam jeszcze wolne dni?

- We wrześniu, październiku i listopadzie mam chy­ba tylko po cztery dni wolne. Ale tam też może jeszcze coś wpaść. Rzeczywiście, ten sezon zapowiada się mocno "sportowo". Chyba muszę się przyzwyczaić do porannych kaszek jaglanych, żeby utrzy­mać kondycję i nie rozchorować się po drodze. I wtedy będzie dobrze.

Jak bardzo zmieniło się twoje życie od maja, gdy wygrałaś "The Voice of Poland"?

- Staram się, żeby ono nie zmieniło się w kwestiach merytorycznych. Tematy cały czas są takie same. Zmieniła się tylko forma ich załatwia­nia. Wymaga to kolejnej wal­ki z systemem. Byłam tego świadoma, choć pewne rze­czy mnie zaskakują. Ale sta­ram się im stawiać czoła.

Co cię zaskakuje w show biznesie?

- Jest tylko jedna rzecz. Teraz wokół tego, co robię jest większy szum i coś, co jest chorą rzeczą, ale na tym polega ten świat - są tam większe pieniądze. I w związku z tym, że są większe pieniądze, to się pojawia strasznie dużo ludzi, którzy nie robiąc nic, albo podpinając się pod czyjąś pracę, chcą sobie te pieniądze też zarobić.

A do tej lokomotywy, jaką jest Natalia Sikora, dołączają się już wagoniki?

- Albo się dołączają wagoniki, albo jest czołowe zderzenie z kimś, kto nie wiado­mo, kim jest. Na chwilę ten ktoś okazuje się kimś waż­nym, potem znika z całym finansowaniem koncertu i koncert jest odwołany. Różne dziwne rzeczy się dzieją. Jest wokół nich więcej pieniędzy, a tak naprawdę więcej problemów.

Masz czas na spotkania z rodziną, przyjaciółmi ze Słupska?

- Z mamą i tatą się widziałam, bo były wyjazdy, na które rodzice dojechali jako widzowie. To jest teraz bar­dzo intensywny dla mnie czas, bo trzeba zamknąć kwestię z Universalem, który wydaje moją płytę. Dlatego do domu wpadnę prawdopodobnie dopiero na święta.

Telewizja Polska dosyć mocno cię promuje. Masz jeszcze plany zwią­zane z tym kanałem?

- Telewizja faktycznie dba o mnie, ale jest to niekonsekwentne dbanie. Bardzo czę­sto spotykam się z brakiem profesjonalizmu. Super, że jest medialna promocja, ale to też są potężne pieniądze, które się przelewają w tamtych machinach. Dlatego im tak zależy, żeby promować pewnych ludzi.

Czyli Telewizja Publiczna też chce na tobie zarobić?

- Myślę, że tak.

Nie dzieląc się z tobą?

- Nie wiem do końca na czym mają polegać te podziały. Natomiast super, że jest promocja. Jestem za to wdzięczna, to jest też konsekwencja programu "The Voice of Poland". Natomiast sporo spraw jest załatwianych w dalszym ciągu w try­bie totalnie bałaganiarskim, co w ogóle nie powinno mieć miejsca. Ale ma.

Masz podpisaną umowę, która mówi, że Telewizja Publiczna będzie patronowała twoim poczynaniom lub zapraszała cię do siebie? Czy to zależy od dobrej woli stacji?

- To jest dobra wola telewizji, bo ona robi więcej niż powinna. A to, co powinni, określa umowa z progra­mem. Tam jest zapis, że dwa lata po zakończeniu edycji telewizja ma się opiekować promocją "pacjenta", który wygrał program. W moim przypadku jest tego jednak więcej, niż telewizja musi zrobić.

I więcej niż w przypadku zwycięzcy poprzedniej edycji.

- Nie wiem z czego to się bierze, ale myślę, że także z tego, że ja naprawdę dobrze się przygotowałam, zanim się zdecydowałam na udział w programie. Byłam na to przygotowana. To się też tak zbiega, że nie włazimy sobie w grafik z telewizją. Nie było jeszcze takiej sytuacji, że nie mogłam im czegoś zrobić, bo miałam zajęty czas.

Zdajesz sobie sprawę, że to się może nie spodobać ludziom, gdy przyznajesz, że udział w programie jest częścią twojego planu na siebie. Publiczność wyobraża sobie talent show jako odkrywanie ludzi, którzy gdzieś sobie śpiewali w piwnicach, czy ośrodkach kultury. A ty przyznajesz, że poszłaś tam, żeby się wypromować. Nie boisz się, że widzowie poczują się przez ciebie wykorzystani?

- Ja przez cały program, w sensie repertuaru, pilnowałam, żeby to był ten styl, który teraz chcę widzom zaproponować. Mój udział w programie był przemyślany. Zrobiłam to w konkretnym celu. Chodzi o to, żeby przez najbliższych kilka lat ludzie zobaczyli różne rzeczy, w których biorę udział, lub w których biorą udział ludzie wartościowi.

Ostatnio dosyć szerokim echem odbiło się twoje stwierdzenie, że w "The Voice of Poland" doszło do manipulacji.

- Portaliki i gazetki zaopiekowały się tym jednym sło­wem, które padło w wywiadzie. Po uwadze, która zo­sta­ła na to nakierowana, muszę przyznać, że słowo "manipulacja" padło niepotrzebnie. Gdybym nie użyła słowa "manipulacja", to użyłabym słowa "pomysł" reżyserski, który nie był potrzeb­ny. Myśmy nie wiedzieli, kto będzie z kim śpiewał w bitwach, natomiast wiedzieliśmy, co będziemy śpiewać. Nasze utwory z Dorotką Osińską się nie pokrywały. Ale okazało się, że w nocy ktoś z produkcji wpadł na pomysł, żeby nas zestawić ze sobą i tak się stało. Słowem "manipulacja" nazwałam coś, co moim zdaniem było niepotrzebne temu programowi.

Kiedy usłyszymy twoją płytę?

- Płyta to jest nagroda za zwycięstwo w programie. Wydaje ją firma Universal. Premiera płyty ma nastąpić 5 listopada. Ostatnie dwa tygodnie września to będzie czas na nagranie tego materiału. Płyta będzie się nazywać "Bezludna wyspa bluesa". Będzie to autorski materiał, zarówno w sensie tekstów, jak i muzyki. Teksty są moje, muzyka Piotra Proniuka, z którym pracuję już od kilku lat. Będzie tam kilka motywów klasycznych bluesowych, natomiast reszta to jest wariacja na temat tych motywów. Blues jest konsekwentnie w tym materiale usamotniany. Kiedy się pojawia, to ma wymiar perełki, na czym mi bardzo zależy.

Ale masz świadomość, że publiczność, która cię polubiła podczas programu, czeka na to, co pokazałaś między innymi w piosence "Cry baby" Janis Joplin. Doczeka się tego?

- Absolutnie tak, bo ten materiał ma rozrywać. Mnie interesuje rozpacz, nie płacz. Będzie tam kilka bardzo skrajnych stanów. Nie będzie utworów letnich, bo to by nie miało sensu. Szukamy przeboju radiowego i jeden utwór na razie ma refren.

Universal narzuca ci stylistykę? Zaraz po zakończeniu programu mówiłaś, że nie będziesz szła na żadne kompromisy.

- Musiałam tak powiedzieć, żeby wszystko było jasne. Teraz kończymy spra­wy formalne. Trzeba je wykończyć, podpisać i zapomnieć.

Z wykształcenia jesteś aktorką. Masz jeszcze czas, żeby zrobić coś na scenie, czy muzyka całkowicie już cię pochłonęła?

- Powstało kilka spektakli, w których gram cały czas. Poprzedni sezon był bardzo intensywny teatralnie i ten nowy w sumie też się tak zapowiada. Nie ukrywam, że najlepiej się czuję w teatrze, bo to jest mój dom, miejsce bezpieczne, gdzie nie ma szumu. Można się tam chwi­lę skoncentrować i wyciszyć. Gdyby nie było teatru, to nie byłoby muzyki. Ja lecę najszczęśliwsza do teatru. Jak słyszę, że mam lecieć do telewizji, to się trzęsę. Jak sły­szę, że ma być sytuacja czysto muzyczna, to czekam na te momenty, kiedy to będą pełnowymiarowe koncerty, a nie tylko krótkie strzaliki.

Zobaczymy cię na Pomorzu w spektaklach?

- Jest kilka rzeczy, z któ­rymi można by przyjechać. Jednak zorganizować taki wyjazd jest dużym wyzwaniem. Mam monodram Joyce' a, zrobiliśmy też spektakl, z którym spokojnie moglibyś­my przyjechać. Jest też zespół Mięśnie. Ustawiamy właśnie strzalik na Pomorze. A z projektami teatralnymi zobaczymy, jak to będzie organizacyjnie możliwe do rozegrania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza