Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odpuszczę w sądzie Lepperowi

Zbigniew Marecki [email protected] tel. 059 848 8126
Lepperowi nie odpuszczę – mówi Piechowski. – Musi oddać mi pieniądze.
Lepperowi nie odpuszczę – mówi Piechowski. – Musi oddać mi pieniądze.
Wicepremier Andrzej Lepper znowu będzie miał kłopoty z prawem. Były działacz słupskiej Samoobrony twierdzi, że został przez niego oszukany i domaga się zapłaty za prowadzenie biura poselskiego. Chodzi o siedem tysięcy złotych i odsetki.

Z pozwem przeciw Andrzejowi Lepperowi oraz Danucie Hojarskiej, pomorskiej posłance Samoobrony, wystąpił Jan Piechowski, były przewodniczący słupskich struktur tej partii oraz były szef biura poselskiego obecnego wicepremiera. - Lepper mnie oszukał i nie daruję mu tego - mówi Piechowski. - Musi oddać moje pieniądze.
Na początku lat dziewięćdziesiątych Piechowski bardzo aktywnie uczestniczył w tworzeniu struktur Samoobrony w regionie słupskim. Pracował politycznie razem ze szwagrem Leppera. W zamian za to został nagrodzony: w 2002 roku poseł Danuta Hojarska osobiście zaproponowała mu prowadzenie biura poselskiego Andrzeja Leppera w Słupsku.
- W tym czasie byłem portierem. Dużo nie zarabiałem, a Hojarska dawała mi pięćset złotych miesięcznie. Sam jej te pieniądze kwitowałem
- opowiada Piechowski, obecnie emeryt po zawale serca.
Partyjna sielanka trwała jednak krótko: regularnie dostawał pieniądze od połowy lipca 2002 roku do końca lutego 2003 roku.
- Potem nie zobaczyłem już ani grosza, ale biuro prowadziłem nadal, bo wierzyłem w Leppera i liczyłem, że w końcu się ze mną rozliczy - relacjonuje Piechowski. - Tym bardziej, że Hojarska kilkakrotnie powtarzała przy innych działaczach, żebym się nie denerwował, bo Lepper się ze mną rozliczy.

Szefowie nie chcieli płacić

Pieniędzy jednak nie zobaczył. Natomiast publiczne upominanie się o zaległe wynagrodzenie coraz bardziej denerwowało jego szefów. Chciał, aby wreszcie podpisali z nim umowę. Nic takiego się nie stało. Przeciwnie: w lutym 2004 roku został wyrzucony z partii. Oficjalnie za popieranie niemieckiego dzierżawcy byłego pegeeru w Główczycach.
- To był podły pretekst, bo ja nie wspierałem dzierżawcy, ale walczyłem o miejsca pracy dla kilkudziesięciu osób zatrudnionych w tym gospodarstwie - zdradza Piechowski.
- Tymczasem Hojarska dążyła do wykończenia tego człowieka, bo domagał się spłaty długu od jednego z jej kolegów. Poza tym chciała się mnie pozbyć, aby mi nie płacić.
Wtedy zdenerwował się naprawdę. Chciał jeszcze wszystko wyjaśnić z Lepperem. Napisał do niego nawet dwa listy w tej sprawie. Nie doczekał się odpowiedzi. Dlatego w końcu zdecydował się złożyć pozew do Sądu Pracy w Słupsku. Domagał się uznania jego zatrudnienia w biurze poselskim i zapłaty za 14 miesięcy pracy, za które nie otrzymał wynagrodzenia. W sumie chodzi o siedem tysięcy złotych oraz odsetki.

Lepper do sądu nie jeździł

Sąd chciał go godzić z Hojarską, bo Lepper nigdy nie stawił się na rozprawie. Posłanka ugody nie chciała i na dodatek wyparła się, że kiedykolwiek obiecywała pracę i wynagrodzenie Piechowskiemu. Jednak przedstawieni przez niego świadkowie potwierdzili, że pracował jako szef biura poselskiego. 14 października Sąd Pracy uznał, że Piechowski prowadził biuro poselskie. Jednak ponieważ nigdy nie spisano z nim formalnej umowy o pracę, stwierdził, że pracował na zasadzie umowy cywilno-prawnej. Dlatego przekazał sprawę do rozpatrzenia Sądowi Grodzkiemu w Słupsku.
- Termin jeszcze nie jest wyznaczony, bo sąd chce, abym wpłacił 780 złotych wpisowego. Mnie na to nie stać, bo mam niską emeryturę, a po zawale nie mogę już dorabiać. Napisałem prośbę o zwolnienie z tej opłaty, ale odpowiedzi jeszcze nie otrzymałem - mówi Piechowski.

Działacz to nie pracownik

- Pan Piechowski doszedł do wniosku, że może coś od nas wyrwać, bo Samoobrona ma teraz pieniądze. Dlatego ciągnie sprawę, którą uznaliśmy już za zamkniętą
- komentuje poseł Hojarska.
Według niej proces przed Sądem Pracy jednoznacznie wykazał, że Piechowski nigdy nie był zatrudniony na umowę o pracę.
- Owszem bywał w biurze jako działacz partyjny, ale nie jako pracownik. Teraz próbuje narobić znowu szumu, aby popsuć opinię Andrzejowi Lepperowi. My się sądu nie boimy. Jestem pewna, że potrafimy wykazać, że nic mu się od nas nie należy - dodaje parlamentarzystka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza