MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie oszukał, bo sam został oszukany. Sąd Okręgowy w Słupsku wydał wyrok w sprawie jednorazowych rękawiczek za 1 mln zł

Bogumiła Rzeczkowska
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Łukasz Capar
Sąd Okręgowy w Słupsku uniewinnił we wtorek Mieszka C., oskarżonego o oszustwo na kwotę około 1 miliona złotych w sprawie sprzedaży jednorazowych rękawiczek w czasie pandemii przedsiębiorcy ze Słupska.

Jeden ze słupskich przedsiębiorców w czasie pandemii zamówił w firmie Mieszka C. z Podkarpacia 32 tysiące opakowań jednorazowych rękawiczek. Towar nigdy do Słupska nie dotarł, sprawa trafiła do prokuratury. Według śledztwa Mieszko C. dopuścił się oszustwa, ponieważ wprowadził w błąd przedsiębiorcę, a w grę wchodziło mienie znacznej wartości.

Podczas procesu oskarżony wyjaśniał w ramach telekonferencji przeprowadzonej z aresztu śledczego, ponieważ Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła go o 48-milionowe malwersacje finansowe. W słupskiej sprawie Mieszko C. bronił się, że sam stał się ofiarą firmy z Holandii, która nie dostarczyła mu rękawiczek.

We wtorek Sąd Okręgowy w Słupsku wydał wyrok. Mieszko C. został uniewinniony.

- Podstawą tego rozstrzygnięcia było stwierdzenie, że oskarżony swoim zachowaniem nie wyczerpał ustawowych znamion czynu zabronionego. Zarzucono mu popełnienie w okresie od 18 lutego do 26 lutego 2021 roku w Słupsku oszustwa – uzasadniała sędzia Agnieszka Niklas-Bibik, przedstawiając stan faktyczny: - Krzysztof Z., przedsiębiorca ze Słupska, nawiązał współpracę handlową z Mieszkiem C., który był prezesem zarządu firmy Medical Dental, świadczącej różnego rodzaju usługi z branży medycznej. To był czas zwiększonego zainteresowania produktami ochrony osobistej i przedmiotem transakcji handlowej była dostawa rękawic nitrylowych. Po uiszczeniu zapłaty za wystawioną fakturę w ciągu trzech dni miała nastąpić dostawa zamówionego towaru. I tak też się tutaj stało. Została zawarta umowa, przez pokrzywdzonego na rzecz firmy oskarżonego zostały przelane pieniądze za pierwszą dostawę rękawiczek, a oskarżony przystąpił do realizacji umowy, do której finalnie nie doszło.

Sędzia podkreśliła, że z punktu widzenia odpowiedzialności karnej oskarżonego istotne znaczenie miało ustalenie, czy rzeczywiście doszło do oszustwa, czyli doprowadzenia innej osoby do niekorzystnego rozporządzenia jej mieniem. Ważny jest sposób działania sprawcy, który - aby odpowiadać karnie - musi wprowadzić w błąd osobę pokrzywdzoną.

- To przestępstwo można popełnić wyłącznie z zamiarem bezpośrednim, ukierunkowanym na osiągnięcie korzyści majątkowej. Bezspornym jest fakt, że obie strony były zainteresowane osiągnięciem korzyści majątkowej. Oskarżony jako przedsiębiorca chciał osiągnąć korzyść na tej transakcji. Pokrzywdzony zamówił ten towar w celu dalszej odsprzedaży – mówiła sędzia. - Pieniądze zostały wpłacone, szkodę Krzysztof Z. poniósł. Jednak istotne jest to, czy w momencie zawarcia umowy oskarżony już działał z zamiarem osiągnięcia korzyści majątkowej kosztem pokrzywdzonego. Tutaj brakuje dwóch elementów. Po pierwsze – zamiaru, po drugie - wprowadzenia w błąd, ponieważ pokrzywdzony początkowo twierdził, że oskarżony miał go zapewniać, że jest w posiadaniu towaru, a potem się z tego wycofał, twierdząc że towar ma być dopiero sprowadzony z Holandii.

Sędzia zaznaczyła, że w sprawie brakuje dowodów na popełnienie oszustwa. Z aktu oskarżenia nie można się w ogóle dowiedzieć, co miał na myśli prokurator. Wynika z niego jedynie to, że oskarżony nie wywiązał się z zawartej umowy z pokrzywdzonym.

- I w ocenie sądu tak właśnie było. Doszło do zawarcia umowy, doszło do zapłaty, nie doszło do dostawy zamówionego towaru, a tym samym doszło niewątpliwie do niewykonania umowy – kontynuowała sędzia Agnieszka Niklas-Bibik. - Zachowanie oskarżonego należy oceniać tylko z punktu widzenia cywilno-prawnego.

Sąd zwrócił też uwagę na fakt, że Krzysztof Z. dowiedział się o tym, że Mieszko C. handluje rękawiczkami, które były w tamtym czasie deficytowym towarem na rynku i przedmiotem za interesowania różnych podmiotów. Mieszko C. nie wyszukał pokrzywdzonego, aby go oszukać. To pokrzywdzony sam go znalazł i zwrócił się do niego, by zawrzeć umowę na dostawę rękawiczek – i zgodził się na jej warunki. Wiedział, że w momencie, gdy płacił, towaru jeszcze nie było.

Natomiast Mieszko C. miał w Holandii kontrahenta, który był podmiotem wyglądającym wiarygodnie, reklamującym się na Facebooku. Oskarżony sam uiścił zaliczkę na rezerwację towaru.

- I jak się okazało było to oszustwo - stwierdziła sędzia. - Mieszko C. wysłał nie tylko transport po odbiór rękawiczek, ale poczynił kolejne kroki dotyczące transakcji. Nie ma żadnego dowodu, który by potwierdzał, że były to fikcyjne czynności. Doszło również do zapłaty 12 000 euro na rzecz kontrahenta holenderskiego. Gdzie ten zamiar, o którym mowa w akcie oskarżenia? Problem pojawił się w momencie, gdy się okazało, że kontrahent holenderski nie istnieje, ale ta „czerwona lampka” u oskarżonego zapaliła się dosyć późno. Kolejne pieniądze nie zostały już przelane.

Sędzia podkreśliła, że w tych okolicznościach trudno dopatrywać się złego zamiaru. Mieszko C. jako doświadczony handlowiec przystąpił do transakcji, do której nie doszło z winy kontrahenta, który go oszukał. Natomiast później oskarżony nie rozliczył się z Krzysztofem Z., ponieważ miał zablokowane konta bankowe w związku z inną sprawą.

Sąd stwierdził więc, że Mieszko C. nie popełnił oszustwa. Wyrok nie jest prawomocny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polacy oceniają rząd: mieszane opinie po roku

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza