Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zabieraj organów do nieba

Mariusz Rodziewicz
Nie zabieraj organów do nieba
Nie zabieraj organów do nieba sxc.hu
Rozmowa z Urszulą Dziurewicz, ordynatorem Odziału Intensywnej Terapii Dorosłych w Szpitalu Wojewódzkim w Koszalinie.
Urszula Dziurewicz
Urszula Dziurewicz

Urszula Dziurewicz

- Na Pani oddział trafiają pacjenci w stanie zagrożenia życia. Nie zawsze udaje się to życie uratować.
- Człowiek jest istotą śmiertelną. Tak więc, w którymś momencie musimy uznać, że pomimo tego, iż zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, chory zginie.

- To wtedy zaczynacie myśleć o tym, że narządy tego człowieka mogą uratować życie komuś innemu?
- To jest moment, w którym stajemy w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony musimy pogodzić się z porażką, a z drugiej mamy obowiązek pomyśleć, co dalej. To bardzo smutne, kiedy nie możemy już pomóc naszemu choremu. Pacjent, u którego wysuwamy podejrzenie śmierci mózgu, może stać się dawcą narządów, jeśli spełni wszystkie kryteria orzekania. Potem zapada decyzja: czy te narządy pójdą z człowiekiem do nieba, czy zostaną na Ziemi i będą mogły służyć innym.

- Czym jest śmierć mózgu?
- Stwierdzenie śmierci mózgu jest warunkiem podstawowym i koniecznym, żebyśmy w ogóle myśleli o transplantologii. Pod tym względem mamy pełne ustawodawstwo, wszystko jest opisane w ustawie i rozporządzeniu ministra zdrowia w sprawie szczegółowych warunków pobierania i przeszczepiania narządów. To jest nasza litania, szczegółowy opis procedur, które w każdym przypadku wykonujemy krok po kroku.

- Jak wygląda ta procedura?
- Musimy stwierdzić u pacjenta określone objawy. Obserwujemy więc go odpowiednią liczbę godzin w zależności od przyczyn, które mogły spowodować tę śmierć. Następnie wykonujemy badania. Przeprowadzane są pod okiem komisji, złożonej minimum z trzech lekarzy specjalistów. Dwukrotnie wykonują oni badania, które dają nam pogląd na to, czy pacjent żyje, czy nie żyje.

- Czy czas ma tu kluczowe znaczenie?
- Tak, czas, który minie od momentu stwierdzenia śmierci mózgu, do czasu pobrania narządu do przeszczepu jest bardzo istotny. Głowa to taki centralny komputer dla naszego ciała. Jeśli przestaje funkcjonować, to zaczyna dochodzić do głębokich zaburzeń w narządach, które - jeśli w porę nie doprowadzimy do pobrania, mogą już nikomu nie uratować życia.

- Ile pobrań narządów było w zeszłym roku w Szpitalu Wojewódzkim w Koszalinie?
- Przeprowadziliśmy 6 komisji, z czego cztery zakończyły się pobraniem. Jedna zakończyła się odstąpieniem od procedury z powodu stanu klinicznego pacjenta. Druga zakończyła się niepowodzeniem ze względu na brak akceptacji rodziny.

- Ta liczba pobrań to dużo, czy mało?
- I mało, i dużo. Patrząc wstecz na czasy, kiedy w ogóle nie prowadziliśmy orzekania, to mogę powiedzieć, że dużo. Jednak patrząc na to, jaką liczbę badań moglibyśmy przeprowadzać, to myślę, że potencjał nie jest jeszcze wykorzystany. Muszę też dodać, że pacjenci, którzy mogą być potencjalnymi dawcami obarczeni są pewnymi ograniczeniami: zdrowotnymi i wiekowymi. Nie każdy człowiek może więc zostać potencjalnym dawcą.

- Tych przeszczepów mogłoby być więcej. Jak Pani powiedziała, w zeszłym roku w jednym przypadku rodzina nie zgodziła się na pobranie narządów.
- Miejmy świadomość, co mówi na ten temat prawo. Każdy człowiek, który nie złożył sprzeciwu do Centralnego Rejestru Sprzeciwów lub nie wyraził go swoim bliskim w sposób zdeklarowany, powinien podlegać procedurze dawstwa. I tak naprawdę formalnie tylko ten sposób sprzeciwu jest uznawany. Natomiast my zadajemy pytanie rodzinie "Czy Pani/Panu wiadomo jest coś na temat tego, że zmarły miałby coś przeciwko temu, żeby jego narządy służyły do transplantacji?". I tu powstaje problem. Ludzie będąc w ogromnym stresie po wiadomości o śmierci bliskiego - czego nie można mieć im za złe - często słyszą to pytanie inaczej. Jak byśmy pytali się ich, czy to oni się zgadzają. Czują się odpowiedzialni, często więc odpowiadają: "Nie zgadzam się". Nie jest to więc odpowiedź na pytanie, ale wypowiadają swoje zdanie. Po rozmowach, kiedy treść tego pytania zaczyna docierać do ludzi, można wynegocjować zmianę takiego zdania. Jest to jednak bardzo trudne.

- A co jeśli rodzina upiera się, nie zgadza się na pobranie narządów?
- Musimy to uszanować, przyjąć do wiadomości. Widzimy nieszczęście innych ludzi, desperację i niezłomną wiarę, że jednak wydarzy się cud i życie wróci do tego człowieka. Jeśli rodzina nie akceptuje dawstwa, do pobrania narządów nie dochodzi. Natomiast trzeba pamiętać, że zakończona procedura orzekania o śmierci obliguje nas do zakończenia terapii. Mamy świadomość, że to jest wielka szkoda dla ludzi czekających w kolejce na przeszczep. Trzeba spróbować jednak też zrozumieć rodzinę zmarłego - ci ludzie z tą decyzją muszą żyć.

- Co można zrobić, żeby lekarz nie usłyszał słów "nie zgadzam się"?
- Najlepszą rzeczą, którą możemy zrobić, to siadając do popołudniowej herbaty raz w życiu poruszyć ten temat w swojej rodzinie. Zadeklarujmy wyraźnie rodzinie, że zgadzamy się na pobranie naszych narządów po śmierci. Potem będą się czuli uczciwie przekazując to lekarzowi. Zaufajmy też lekarzowi, który naprawdę zrobi wszystko, żeby najpierw życie uratować, a jeżeli go uratować nie może, to będzie myślał o innych, dla których dar życia może być ofiarowany.

- To pomaga?
- Dużo łatwiej rozmawia się z taką rodziną, która taką właśnie rozmowę ma za sobą. Nie muszą brać na siebie takiej odpowiedzialności, bo oni wiedzą, czego ich bliski sobie życzył. To daje duży komfort dla tej rodziny i dla nas, lekarzy. Warto też porozmawiać z człowiekiem, który czeka, bądź czekał na przeszczep. Oni wiedzą, że ten dar czyni ich innymi ludźmi, dostają drugie życie. Tego się nie da przeliczyć na ilość radości, liczbę dni, które przeżywają. Stają się spadkobiercami tych osób, które muszą odejść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza