Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedawno odszedł ostatni obrońca Westerplatte

Zbigniew Marecki [email protected]
Jan Mindik poznał Józefa Skowrona podczas uroczystości na Westerplatte w 1993 roku (na zdjęciu podczas rozmowy). Fot. Archiwum
Jan Mindik poznał Józefa Skowrona podczas uroczystości na Westerplatte w 1993 roku (na zdjęciu podczas rozmowy). Fot. Archiwum Archiwum
- Poznałem osobiście ostatniego obrońcę Westerplatte. Jego autograf jest jedną z najcenniejszych moich pamiątek - mówi Jan Mindik, słupski kolekcjoner.

Do jego spotkania z majorem (wtedy w stopniu kapitana) Ignacym Skowronem doszło 1 września 1993 roku na Westerplatte, gdzie trwały obchody 54. rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Pan Jan, który jest znanym słupskim kolekcjonerem autografów i filatelistą, wtedy miał możliwość porozmawiania z Ignacym Skowronem.

- To był bardzo przyjemny i kontaktowy człowiek - powiedział nam słupski filatelista, gdy się dowiedział, że 5 sierpnia br. major Skowron zmarł w Kielcach, w wieku 97 lat.

Był ostatnim z żyjących żołnierzy z ponad 200-osobowej załogi walczącej w obronie Westerplatte we wrześniu 1939 r. Urodził się w 1915 roku w Osinach (powiat kielecki). W latach 1938--39 odbywał służbę w 4. Pułku Piechoty Legionów, który został skierowany na Westerplatte.

Po kapitulacji składnicy tranzytowej trafił do niewoli, z której został zwolniony w 1941 roku ze względu na stan zdrowia. Później wrócił w rodzinne strony. Tam początkowo wspólnie z żoną pracował w gospodarstwie teściów, a po wojnie na kolei jako torowy. Ostatnie lata życia spędził w Sitkówce-Nowinach pod Kielcami pod opieką córki. Do końca aktywnie wspierał środowiska westerplatczyków.

- To byli wyjątkowi ludzie - dodaje Jan Mindik, który w swojej kolekcji ma także znaczek poświęcony porucznikowi Franciszkowi Dąbrowskiemu, dowódcy oddziału wartowniczego i zastępcy komendanta Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Był nim od grudnia 1937 roku do 7 września 1939 roku, kiedy to major Henryk Sucharski ostatecznie zdecydował się poddać Niemcom naszą placówkę.

Mindik po raz pierwszy odwiedził Westerplatte w 1963 roku. Był wtedy uczniem klasy VII Szkoły Podstawowej nr 8 w Słupsku.

- To miejsce robiło wtedy duże wrażenie, bo ślady walk były na nim jeszcze widoczne. Widziałem jeszcze taśmę z karabinu maszynowego, która leżała na pobojowisku, ale odważyłem się zabrać tylko jedną łuskę - opowiada Mindik.

Później na Westerplatte był jeszcze kilka razy. I uważa, że młodzi Polacy powinni też odbywać takie podróże, bo jesteśmy to winni bohaterskim obrońcom tego miejsca.

- Dlatego ze smutkiem dowiedziałem się, że przed nadchodzącą rocznicą obrony Westerplatte trzeba było specjalnie sprzątać to miasto mocno zabrudzone przez turystów. To zły znak, bo jeśli sami nie będziemy szanować miejsc, gdzie Polacy walczyli o wolność Ojczyzny, to nikt inny tego nie zrobi - przekonuje Mindik.

Tymczasem rzadko mówi się się o tym, że w tym samym czasie, kiedy bohaterscy polscy żołnierze bronili się atakowani przez silniejszego wroga, nad ich głowami latały bombardujące Westerplatte i Gdynię niemieckie sztukasy, które startowały z przedwojennego lotniska, już wówczas funkcjonującego w dzisiejszym Redzikowie, gdzie po wojnie stworzono polską jednostkę lotniczą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza