W Internecie można obejrzeć film zamieszczony przez pasjonata driftingu, czyli kontrolowanej jazdy autem w poślizgu. Widać na nim, jak dwaj członkowie Drift Team Słupsk na drodze wojewódzkiej 210 za Dębnicą Kaszubską rozpędzają samochody i celowo wprowadzają je w poślizg. Wszystko dzieje się, co prawda na sporych rozmiarów poboczu na dawnym pasie awaryjnym dla wojskowych samolotów, ale wokół pełno widzów i jadące drogą "normalne" samochody.
Na miejscu, w którym ćwiczą członkowie klubu, są tylko poustawiane pachołki. Żadnych barier. Wzdłuż drogi stoją zaparkowane auta, a driftowym popisom przygląda się spora grupka młodych osób. Na filmie widać też, jak niewiele dzieli jadący w poślizgu wóz od przejeżdżającej obok osobówki. Film zaś kończy się, gdy jedno usportowione BMW wpada na drugie, lekko się przy tym obijając.
Jednak drifterów zrzeszonych w Drift Team Słupsk można spotkać nie tylko na drodze za Dębnicą Kaszubską. W Słupsku i okolicach dzieją się sceny niczym z filmu "Szybcy i wściekli".
- W niedzielę otrzymaliśmy zgłoszenie od kilku różnych osób, które powiadomiły nas, że na parkingu Biedronki przy ul. 11 Listopada, ktoś kręci kółka samochodem - informuje Wojciech Bugiel, p.o. rzecznika policji w Słupsku. - Na miejsce wysłaliśmy kilka patroli, ale kiedy te tam dotarły, aut już nie było.
Redakcja również jest informowana przez mieszkańców Słupska oraz podsłupskich miejscowości o niebezpiecznie jeżdżących drifterach. Autor sam w ubiegłym tygodniu w Ustce
natrafił na jadące z naprzeciwka, szczęśliwie w kontrolowanym poślizgu, BMW.
Drift dla słupskiej policji to problem. Z niebezpiecznie jeżdżącymi po miejskich ulicach kierowcami funkcjonariusze borykają się od około trzech lat, kiedy to pojawiły się pierwsze zgłoszenia o autach jeżdżących bokiem na parkingu przy Castoramie. Jak zdradza Marek Komodołowicz, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Słupsku, dzięki interwencjom policjantów teraz drifterzy w tym miejscu się już nie spotykają.
- Są za to obecni na dawnym pasie startowym za Dębnicą Kaszubską - informuje Marek Komodołowicz. - I to generalnie tam pojawiamy się z interwencjami. Zdarzało się również, że byliśmy z ich powodu wzywani w rejon ulicy Grottgera. Kiedy drifterzy nie stwarzają zagrożenia dla innych uczestników ruchu drogowego, to nie ma jeszcze dramatu. Gorzej, jeśli kierowcy nie opanowują swoich pojazdów.
Szef słupskiej drogówki zapytany, czy taki rodzaj jazdy autem nawet na szerokim poboczu drogi powinien być karany, odpowiada, twierdząco. Samych drifterów odsyła na zamknięty odcinek pasa drogowego, np. lotniska w Redzikowie.
Niestety, słupscy miłośnicy tego sportu (drift to dyscyplina, w której organizuje się ogólnopolskie zawody) nie mają gdzie szlifować swoich umiejętności. Starali się o zgodę na używanie pasa po dawnym lotnisku w Redzikowie, ale bezskutecznie (jest do dyspozycji Amerykanów).
- To, że nie ma gdzie jeździć w Słupsku to jedno, ale sama policja też różnie na nas reaguje - mówi pan Marek, członek Drift Team Słupsk, który przygodę z tym sportem dopiero rozpoczyna. - Czasami zdarza się zabranie dowodów i słone mandaty, ale są i życzliwi policjanci, którzy sami są zainteresowani, co kryje się pod maską. Drift nie jest wcale niebezpieczny. Kierowcy są doświadczeni, a nikt nie jeździ z poślizgiem w godzinach szczytu.
Jak już, to późno wieczorem, kiedy ruchu już praktycznie nie ma. Jeździ się też na tor do Koszalina, gdzie można się wyżyć.
Słupscy drifterzy zapraszają w tę niedzielę do koszalińskiego Motoparku przy ul. Gnieźnieńskiej. Będzie można przejechać się na fotelu pasażera w profesjonalnym aucie, a później zobaczyć zmagania kierowców w ostatniej rundzie Driftowego Pucharu Bałtyku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?