Boli jak diabli. W dzień i w nocy. Lekarz rodzinny przepisuje zabiegi rehabilitacyjne. Nic niezwykłego: laser, pole magnetyczne, krioterapia. Obdzwaniam poradnie rehabilitacyjne, a w moim mieście ich nie brakuje. Czerwiec, sierpień, październik 2025 roku - słyszę. Toż wtedy to już na wózku inwalidzkim będę tam dojeżdżać. Ostatni telefon i jest nadzieja, że dojdę na zabiegi na własnych nogach. Też 2025 rok, ale styczeń i to sam początek. Kilka miesięcy szybko minie.
Oczywiście mogę wykupić sobie usługę. 700 złotych za 10 zabiegów, tyle zawsze zaleca lekarz. W każdej poradni umówią mnie na już, mają moce przerobowe i pełno wolnych terminów dla pacjentów prywatnych. Tylko z jakiej racji? Co miesiąc mój pracodawca urywa mi z wynagrodzenia sporą kwotę na obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne. A zapisana rehabilitacja to rutyna, żadne tam masaże angażujące rehabilitanta na godzinę tylko dla mnie. Powinnam to dostać od ręki. Bez czekania. Bez straty czasu, która pogarsza mój stan.
Moje wkurzenie rośnie, kiedy przypomnę sobie sytuację sprzed kilku lat. Złamana prawa ręka. Operacja. Kilka zabiegów zaraz po niej udało się w ramach ubezpieczenia zrobić szybko. Ale kiedy chciałam się zapisać na rehabilitację przywracającą ręce sprawność, usłyszałam, że najszybciej mogę na nią przyjść za pół roku. Ile?!!
Sześć miesięcy zwolnienia lekarskiego. Sześć miesięcy sukcesywnej utraty sprawności, bliznowacenia rany, tworzenia się przykurczów, zaniku uszkodzonego nerwu. W perspektywie - niepełnosprawność.
Wydałam wtedy na prywatną rehabilitację bardzo dużą, jak na moje możliwości, kwotę. Do pracy wróciłam chyba w około dwa miesiące po operacji. Ręka w 95 procentach sprawna: i słoik odkręcę, i artykuł napiszę. No i jaka korzyść dla państwa!
Nie jestem księgowym, ale na babski rozum taniej jest rehabilitować szybko, kiedy coś da się jeszcze naprawić, niż leczyć poważną niepełnosprawność. Taniej jest skracać chorobową nieobecność w pracy, niż wiele miesięcy płacić zasiłek chorobowy z mniejszą gwarancją, że człowiek do pracy wróci.
Logiczne? Nie dla NFZ. To boli równie mocno, jak moje stawy.