Według szefa SBU przepisy stanu wyjątkowego nie będą stosowane wszędzie równie restrykcyjnie. Im bliżej granicy z Rosją i Białorusią, tym bardziej tzw. reżim stanu wyjątkowego może być dla mieszkańców dotkliwszy: ograniczenia w ruchu, dodatkowe kontrole pojazdów, drobiazgowa weryfikacja dokumentów itd. Nad wprowadzeniem stanu wyjątkowego będą dzisiaj głosować deputowani ukraińskiego parlamentu (Wierchowna Rada).
Daniłow powiedział też na specjalnie zwołanej konferencji, że choć jest świadom zagrożeń jaka stwarza Federacja Rosyjska każdy atak na Kijów czy inne miasta zostanie odparty. "Jesteśmy na to gotowi i robimy wszystko, by do tego nie doszło" - powiedział. Parlament Ukrainy przyjął również ustawę o tzw. "swobodnym posiadaniu broni palnej" w znacznym stopniu liberalizującą dotychczasowe przepisy. Teraz, aby mieć broń, wystarczy posiadać obywatelstwo Ukrainy, nie mieć przeciwskazań lekarskich i wyroków skazujących. Trzeba też wykupić polisę obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej za ewentualne szkody na osobie trzeciej.
Święto w nieuznawanych republikach
W Ługańsku i Doniecku dziś dzień wolny od pracy, podobnie jak w Rosji, ale też na Białorusi i we wszystkich pozostałych, nieuznawanych quasi-państwach na obrzeżach imperium - w Naddniestrzu czy Południowej Osetii i Abchazji odebranych ostatecznie Gruzji przez Rosję w sierpniu 2008 r.
23 luty to tzw. Dzień Obrońców Ojczyzny - sowieckie święto dla ruskich sołdatów, których i wtedy, i dzisiaj, boi się cały świat. Dawniej nazywał się dniem Armii Czerwonej i Marynarki Wojennej, potem Armii Radzieckiej i Marynarki Wojennej a dopiero od 1995 to święto obrońców ojczyzny. Czy to dobry dzień, żeby zaatakować Ukrainę? Dobry, ale tylko pod warunkiem, że żołnierzom wydano rozkaz, by tym razem nie pili, ale na serio potraktowali emitowaną od dobrych kilka dni przez telewizję Rosija 24 planszę z krótkim hasłem: "Na posterunku" W.W. Putin.
Rosyjski atak na Ukrainę
Rosjanie od dwóch dni intensywnie ostrzeliwują ukraińskie miejscowości i pozycje Sił Zbrojnych Ukrainy. W rosyjskich mediach i w Internecie trwa kampania dezinformacyjna, mająca dowodzić, że to Ukraina ostrzeliwuje rozsiane wzdłuż frontu wioski i przygotowuje się do ataku na Rosję. To również ukraińskie służby mają stać za kolejnymi eksplozjami czy rzekomymi zamachami terrorystycznymi w Doniecku i Ługańsku. I dlatego, jak donosi rosyjska telewizja, w Donbasie trwa mobilizacja. 50 proc. mężczyzn całej populacji tzw. Republik Donieckiej i Ługańskiej ma być skierowana na front, ale ochotników rzekomo jest znacznie więcej. Do punktu mobilizacyjnego zgłosił się nawet sam szef miejscowej partii władzy w Donbasie - Ruchu Społecznego Republika Donbas i zapowiedział, że będzie walczył na pierwszej linii. Z ulic Ługańska czy Doniecka zniknęli mężczyźni.
"Niektórzy są już zmobilizowani, a niektórzy ukrywają się przed wezwaniem u krewnych w pobliskich wsiach. Innych zabiera się z ulicy" - opowiada ukraińskim mediom zachowujący anonimowość jeden z mieszkańców Ługańska. Twierdzi, że mężczyźni poniżej 55. roku życia nie mogą wyjechać z tzw. Republiki Ługańskiej.
Coś wisi w powietrzy
Czasem tak jest, że mimo pozornego spokoju czuć, że coś wisi w powietrzu. Tak jest właśnie dzisiaj. Wielu z moich informatorów, ochotników zaangażowanych w przygotowania do obrony kraju czy oficerów nagle przestało odbierać telefony. W końcu ktoś zareagował. Przesłał mi przez komunikator internetowy głosowe nagranie:
"Tak, bracie, wiadomości mam sporo, postaram się z tobą spotkać wieczorem. Dzisiaj Rosja może uderzyć wszystkimi swoimi siłami. Wszędzie teraz o tym mówią, wszędzie jakieś spotkania, obrady, zebrania i wszyscy gdzieś biegają... Mówią, że zaatakują od strony Doniecka, Ługańska i że na Charków pójdą. Tam od wczoraj bardzo dużo wojsk zgromadzili. A wtedy to i na Kijów ruszą".
Odezwali się wreszcie ludzie, którzy mają mnie przyjąć do siebie front. Tłumaczą, że teraz sytuacja jest tam wyraźnie napięta i bardzo niejasna. Zły czas. Mam jeszcze poczekać, bo teraz nie przepuszczą nas przez posterunki rozstawione przed wjazdem do Mariupola - miasta na południowym wschodzie Ukrainy nieustannie zagrożonego desantem z Morza Azowskiego, w pełni kontrolowanego przez rosyjską flotę wojenną.
Rosjanie się zbroją
W tzw. otwartych źródłach, m.in. mediach społecznościowych pojawiły się wczoraj zdjęcia rosyjskich czołgów, których wieżyczki są opakowane kratami wykonanych z grubych stalowych prętów. Według opinii jednego z oficerów Sił Zbrojnych Ukrainy, Rosjanie montują takie zabezpieczenia by uchronić najsłabiej opancerzoną wieżyczkę czołgu przed trafieniem go pociskami przeciw pancernymi "Javelin". Broń taką dostarczyły ostatnio Ukrainie Stany Zjednoczone. Javelin trafia czołg od góry właśnie w wieżyczkę. Oficer twierdzi, że nawet takie zabezpieczenie nie uchroni jednak rosyjskich czołgów przed zniszczeniem, bo Javelin to tzw. broń inteligentna i może trafić w wieżyczkę czołgu nawet pod kątem. "Sprawdzaliśmy to już u siebie na poligonach" - mówi. "A zresztą, gdyby czołg miały ochronić zwykłe kraty, to byłby to koniec Javelinów" - twierdzi wojskowy.
Plan inwazji
Według opinii chcących zachować anonimowość niezależnych dziennikarzy i blogerów, z którymi rozmawiałem, wojska rosyjskie na 100 proc. zaatakują w Donbasie tak, aby początkowo zająć historyczne obwody Doniecki i Ługański, ale potem - obawiają się - Rosjanie będą chcieli wejść głębiej na terytorium Ukrainy i dotrzeć przynajmniej do Dniepru (nad Dnieprem leży m.in. Kijów). Po zajęciu całego Donbasu mogą się na chwilę zatrzymać; sprawdzić, jaka będzie reakcja świata, jak dotkliwe mogą być nowe sankcje przeciw Rosji, choć zdaniem jednego z moich rosyjskich informatorów - pracuje na co dzień w branży energetycznej - w Rosji wszyscy producenci czy dostawcy energii są zadowoleni z rosnących cen ropy i gazu. Liczą też, że prędzej czy później Niemcy zgodzą się na uruchomienie już gazociągu Nord Stream 2. Twierdzi on też, że kłopoty, które miały dwa rosyjskie współpracujące ze sobą państwowe banki (WEB i Promswiaz Bank) przez obłożenie ich wczoraj sankcjami, zostały już wyeliminowane – jak to ujął. Dlatego jedynym według niego pewnym sojusznikiem Ukrainy pozwalającym przynajmniej odsunąć w czasie rosyjską agresję jest pogoda.
Tak jak kiedyś w 1939 roku zima pomogła Finom obronić się przed sowiecką armadą, tak dzisiaj Kijów może uratować wczesna w tym roku wiosna. Jeśli Kreml chce zaatakować, musi to zrobić w ciągu najbliższego tygodnia, maksimum 10 dni, dopóki jest jeszcze chłodno. "Musisz spojrzeć na temperaturę w nocy, jeśli będzie stabilna na plusie, to ciężki sprzęt nie będzie w stanie manewrować" - mówi.
Przysyła mi prognozę na kolejne tygodnie i rzeczywiście wynika z niej, że marzec będzie w tym roku przynajmniej tu na Ukrainie cieplejszy niż zwykle. Atak zdaniem mojego informatora mógłby też zostać przeniesiony na maj, ale utrzymanie przez tak długi czas 200 tys. żołnierzy i wojennej techniki granicy z Ukrainą, gdy w Kijowie wciąż lądują samoloty z dostawami nowoczesnej broni m.in. z USA, Wielkiej Brytanii, ale też Polski, będzie dla Moskwy nie tylko ryzykowne, ale przede wszystkim zbyt kosztowne.
Wojny wciąż nie widać, przynajmniej za oknem, choć kilka przecznic stąd, gdzie teraz jestem, w ukraińskim parlamencie partie dotąd skłócone, walczące ze sobą, czasem przy użyciu pięści, zgodziły się, aby pracować w tzw. "koalicji obronnej". Oznacza to zawieszenie sporów politycznych, odłożenie na bok konfliktów i, jak to ujął szef największej partii "Sługa Narodu": wszyscy pracujemy razem, a nie przeciwko.