Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niespełnione marzenia

Redakcja
Byłem marzycielem, który sobie wyobrażał, że jak się skończy komuna, to Polska znajdzie się w szlachetnych rękach
Byłem marzycielem, który sobie wyobrażał, że jak się skończy komuna, to Polska znajdzie się w szlachetnych rękach
Rozmowa z muzykiem Zbigniewem Hołdysem.

- Co wydarzyło się w pana życiu w 1971 roku?

- Ma pan na myśli coś konkretnego?

- Bardzo.

- Grałem w zespole Maryli Rodowicz...

- W 1971 roku w Śremie urodził się Roman Giertych.

-I myśli pan, że temu wydarzeniu towarzyszyły dźwięki mojej gitary? Nie sądzę.

- Ale gdy Roman był nastolatkiem, wszyscy słuchali Perfectu.

-Wie pan, ja spotykam wielu ludzi, którzy bywali na koncertach Perfectu z tamtych czasów i wspominają to jako wspaniałe chwile. Co ciekawe, to są ludzie, których losy potoczyły się później bardzo różnie. Czasami trudno uwierzyć, że dobrze się czuli na naszych koncertach, bo dziś mamy bardzo rozbieżne zdania na wiele tematów.

-Andrzej Lepper jest trzy lata młodszy od pana, a Lech Kaczyński - dwa lata starszy. To pana pokolenie.

- Przyznam się panu, że wśród moich przyjaciół jest pewien fantastyczny muzyk i bardzo bliski mi człowiek, który jest słuchaczem Radia Maryja. Ten temat powoduje czasem ostre spięcia, ale nie jest w stanie zburzyć przyjaźni, która trwa wiele lat. On dochodził do tego punktu przez mnóstwo życiowych zawirowań. Jego religijno-polityczne przekonania zupełnie mnie nie przekonują, natomiast postawa życiowa - jak najbardziej.

- Pochodzi pan z tej samej planety co Lepper i Kaczyński?

- Chyba nie, ale to nic dziwnego. W czasach mojej młodości ludzie również należeli do różnych światów. Miałem styczność z ludźmi tak różnego autoramentu i widziałem tak różne światy, że niewiele mnie zaskoczy. Wśród moich przyjaciół byli także ludzie, którzy z przekonania zapisywali się do komunistycznej partii i święcie wierzyli, że - gdy zreformują tę organizację - da ona ludziom szczęście. Byli to prawi, szlachetni ludzie, wówczas jeszcze młodzi i naiwni. Ale znałem i takich, którzy szli tam dla kariery. Jedno jest ciekawe: była wtedy w ludziach głęboko zakodowana niechęć do komunizmu, ale też nie było tyle agresji co dziś, może dlatego, że wszyscy młodzi mieli tego samego wroga. Dziś młodzi ludzie kłócą się na tematy polityczne do upadłego. W różnicy zdań nie ma nic złego, natomiast jakość dyskusji budzi we mnie zażenowanie.

- Trzy lata przed narodzinami Romana Giertycha porzucił pan szkołę i już do niej nie wrócił...

- Żeby była jasność - mnie się Roman Giertych nie podoba, uważam, że ten facet nigdy nie powinien być ministrem. Niestety, Giertych poruszył, chyba przez przypadek, kilka tematów, które są mi bliskie, bo sam zajmowałem się kwestią przemocy w szkole. Ja jestem zwolennikiem wolnego wyboru, ale w ramach tego wyboru rodzice powinni mieć prawo wysłać dzieciaki do szkoły z mundurkami. Nie przymus, a prawo. Interesowały mnie źródła agresji w szkole i według badań jedną z głównych jej przyczyn jest epatowanie seksualnością przez dziewczyny. Nie można mówić, że mundurek jest do kitu, a umalowana dwunastolatka ze stringami na wierzchu i kolczykiem w pępku jest OK. Mnie ze szkoły wyrzucono za długie włosy, które uznano za zło samo w sobie. W tych włosach nie było nic złego i boli mnie to do dziś. Ale gdzie jest granica? Czy powinni mi pozwolić na wytatuowanie kropki pod okiem, która była symbolem gitowców? Czy powinni mi pozwolić na cięcie się żyletkami? Zadaję sobie pytanie, jak wyznaczyć w szkole granicę, jak wyłapać zachowania, które pociągają za sobą zupełnie inne konsekwencje. Aż do zdziczenia włącznie. Na Giertycha nie należy wrzeszczeć za sam pomysł na mundurki, ale za wprowadzanie tego pomysłu w chińskim stylu - masowo i bez wyjątku. To jest bardzo skomplikowana sprawa - jeśli kładziemy na szali agresję lub spokój w szkole, to oczywiście, jestem za spokojem. Ale z drugiej strony, jeśli na tej samej szali widzę agresję Giertycha i spokój w szkole, to wolę już szkołę bez mundurków.

- Gdyby Zbigniew Hołdys urodził się w 1990 roku, dziś również porzuciłby szkołę?

- Mój syn, Tytus, zadał mi kiedyś pytanie, co by było, gdyby rzucił szkołę. Powiedziałem mu, że nie robiłbym mu awantury, ale musi zdawać sobie sprawę, że czekałoby go ciężkie życie. Opowiedziałem mu, ile godzin zajęło mi szlifowanie wiedzy z różnych dziedzin. Musiałem chłonąć wiedzę z książek, od starszych i wykształconych przyjaciół, muzyki uczyłem się kilka godzin dziennie. A więc to porzucenie szkoły okupione było dużym wysiłkiem. Czy dziś wytrzymałbym w szkole? Na pewno nie chodziłbym na religię, bo nie potrafię zaakceptować sytuacji, w której uczy się jednej jedynej religii. Jeśli uczymy religii katolickiej, mamy obowiązek w tym samym czasie realnie zapewnić dzieciom innych wyznań to samo. Tu chodzi o szacunek dla drugiego człowieka, nic więcej.

- Zapewne nadejdzie czas, w którym młody, ambitny historyk z IPN zajmie się lustrowaniem Perfectu. I wówczas okaże się - powiedzmy - że donosiło na was Lady Pank albo Oddział Zamknięty....

- Wszystko oczywiście mogło się zdarzyć, bo wokół artystów kręcili się różni ludzie. Ale po pierwsze - mieliśmy ograniczony dostęp do ważnych informacji, a po drugie - ch... mnie to obchodzi. Dla mnie lustracja to rzecz nieprzytomna i chora. OK, niech odpowiadają ubecy, tych ludzi chętnie obejrzałbym na ławie oskarżonych. Ale ludzie przez nich złamani, to już jest inna sprawa, nękanie tych ludzi to czynność parszywa. Nigdy nie chciałbym zajrzeć do swojej teczki ani dowiedzieć się, kto na mnie donosił. To jest przeszłość, jakoś ją przeżyłem i nie chcę w tym gmerać. Bardziej mnie interesuje, kto donosi dziś. Być może dożyję czasów, w których ludzie z IPN zostaną zaliczeni do grona barbarzyńców, którzy niszczyli narodową tkankę, powinni o tym pomyśleć. Polacy od wielu lat przeżywają taką gehennę. W czasie wojny Niemcy i Rosjanie wyrżnęli kwiat polskiej inteligencji. Później wzięło się za nich NKWD i UB. Później był rok 1968, który dobrze pamiętam, bo przyszedłem na lekcje do szkoły i zamiast 30 uczniów zastałem 20, zniknęło też kilku nauczycieli. Wszyscy zostali zmuszeni do wyjazdu do Izraela. Fantastyczni ludzie - Kuba Wajnberg wyjechał i został jednym z konstruktorów komputera Deep Blue... Takich ludzi się w 1968 roku pozbyliśmy. Stan wojenny przegnał kolejne dziesiątki tysięcy inteligentów. Teraz mamy jeszcze jedną wycinkę elit. Który naród tyle zniesie?
- Młodzi lubią krótkie i proste hasła; PRL - komuna - totalitaryzm. Ale, ci którzy wychowali się w Peerelu, niosą cały bagaż różnych odcieni szarości. I mówią dzieciakom urodzonym w latach 90.: owszem, komuna, ale I Perfect, Jarocin, Stachura, Kieślowski, Lem...

- Ja już nikomu z młodych tego nie tłumaczę. Pamiętam, jak babcia opowiadała mi o tym, jak było przed wojną, a ojciec jak było w czasie wojny. Interesowały mnie z tych opowieści jedynie przygodowe epizody. Czasów się nie zatrzyma. Najgorsze, że dla polityków przeszłość jest orężem walki, ponieważ nie potrafią się zmierzyć z przyszłością. I nie zmierzą się z nią. Na szczęście za 20 lata opowieści o lustracji to będą marsjańskie historie, bo kolejne pokolenie będzie komunikowało się innym językiem i inne sprawy będą ludziom zaprzątać głowę. I nikt tego procesu nie zmieni. Choćby któryś z naszych archaicznych polityków nie wiem jak bardzo walczył dziś o dusze, to nie powstrzyma zanikania granic i jednoczenia Europy.

- Śpiewał pan przed laty "Chcemy być sobą", a tysiące ludzi nagrywało to na swoich grundigach. Udało się panu zostać sobą?

- Próbuję nie dać się uwikłać w sytuacje, które nie będą pozwalały mi zasnąć. Staram się być lepszym człowiekiem. Nie żałuję niczego, co zrobiłem, ale wyciągam z tego nauki. Nie sprzedałem skóry, nie jest źle.

- A co gdy widzi pan swoich kolegów - senatora Cugowskiego w krawacie, Andrzeja Rosiewicza śpiewającego hymn na cześć Zbigniewa Ziobry albo Jana Pietrzaka serwującego dworskie dowcipy?

- Znam wszystkie te osoby lepiej lub gorzej. Każdy przypadek jest inny. Krzysiek Cugowski chyba z próżności zapragnął zostać politykiem. Gdyby to było coś więcej niż próżność, to znalibyśmy Krzysztofa wcześniej z innych działań społecznych. Nie wiem, prowadziłby jakiś dom kultury, fundację, działał charytatywnie jak Ochojska. Zawdzięczam Budce Suflera ogromnie dużo, z Krzysztofem znamy się dobrze i chyba lubimy. Ale kiedy Krzysztof przestaje śpiewać i zostaje senatorem, to zaczynam mu patrzeć na ręce. Jeśli podniesie je za ustawą, która wyśle mojego syna na wojnę, uznam go za palanta. Cóż, wszystkim się wydaje, że parlament to zabawa i rzeczywiście, jeśli się to ogląda w TV, to polityka sprawia takie wrażenie. I póki ludzie będą wybierać polityków beztrosko, to właśnie tak będzie.

Andrzej Rosiewicz to był człowiek opozycyjnie zorientowany, ale w swojej karierze wielokrotnie stosował chwyty, które miały go utrzymać na powierzchni. Kiedyś śpiewał pięknie o Gorbaczowie. Myślę, że jest człowiekiem wierzącym, więc pewnie blisko mu do rządzącej opcji. Niestety, to co robi ma niewiele wspólnego z dobrym smakiem, co jako wytrawny artysta powinien przewidzieć. Powinien też pamiętać, że ludzie, którzy w tak otwarty sposób angażują się po jednej stronie, skończą się razem z polityczną grupą, którą popierają.

Natomiast Jan Pietrzak, podobnie jak Krzysztof Cugowski, chciał skonsumować swoją popularność kandydując na prezydenta. To inteligentny człowiek i dziwne, że sądził, iż rządzenie krajem jest tak proste, że nie wymaga kwalifikacji. To jest to dla mnie arogancja najwyższego rzędu.

- Zbigniew Hołdys nie zaangażuje się w politykę?

-Nigdy. Gdyby świętej pamięci Marek Kotański czy Jurek Owsiak startowali do Sejmu, to bym się nad tymi kandydaturami poważnie zastanowił. Ale jeśli jakiś gitarzysta solowy zrobiłby to i by sądził, że może zostanie ministrem kultury, to pierwszy wystąpię przeciw, bo czymże ten człowiek będzie się różnił od towarzysza Babiucha? Byłem marzycielem, który sobie wyobrażał, że jak się skończy komuna, to Polska znajdzie się w szlachetnych rękach, że będzie prowadzona przez wybitnych ludzi, kompetentnych, w jasny i klarowny sposób. Niestety, to marzenie się nie spełniło. Mamy przywódców marnych, ich jedynym celem jest utrzymanie się na powierzchni i niszczenie przeciwników. Robią to w sposób obrzydliwy. Kłamliwe spoty reklamowe zarówno PO, jak i PiS są najlepszym dowodem. To są czasy politycznie parszywe. I nie widzę z tego wyjścia, bo myślę, że gdy pojawi się człowiek szlachetny, to się raz dwa powie, że jest pedałem, i będzie po nim. A gdy na scenę wkroczy człowiek mądry, wykażemy, że był ubekiem i już nigdy się nie wykaraska.

- Jaką piosenkę zadedykowałby pan dzisiejszym politykom? "Idź precz"?

- Żadnej. Rozmawiamy o polityce, ale w rzeczywistości to jest temat marginalny w moim życiu. Nie powiem "Idź precz", bo musiałbym to powiedzieć również Polakom, którzy wybrali tych polityków. Ale mam nadzieję, że ludzie w przyszłości wybiorą mądrzej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza