Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykły lot do wolności

red
Nadanie obywatelstwa amerykańskiego Jareckiemu. Podpisuje prezydent Dwight Eisenhower. Z tyłu JFK.
Nadanie obywatelstwa amerykańskiego Jareckiemu. Podpisuje prezydent Dwight Eisenhower. Z tyłu JFK.
W 1953 roku pilot słupskiej jednostki w Redzikowie uciekł na supernowoczesnej maszynie na Zachód. Został okrzyknięty bohaterem wolnego świata. Wczoraj minęły 64 lata od tego wydarzenia. Niżej przedstawiamy artykuł na ten temat z 2007 roku.

Józef Caputa miał 22 lata, kiedy przyjechał do Słupska. Był jednym z pierwszych pilotów, którzy tworzyli 28 Pułk Lotnictwa Myśliwskiego.

- Byliśmy młodymi ludźmi, pilotami, fascynowało nas przede wszystkim latanie. To było nasze życie - opowiada.

W latach 50. XX wieku służba w wojsku trwała całą dobę.

- Jako dowódca załogi, a później klucza, miałem grupę żołnierzy pod sobą, często bywałem na capsztyku w koszarach, prowadziło się pogadanki - mówi Caputa.

Młodzi lotnicy zjeżdżali z Redzikowa (gdzie byli zakwaterowani) do Słupska na soboty i niedziele.

- Miasto było wtedy w ruinach. Centrum wyglądało jak wielkie gruzowisko. Chodziliśmy w zasadzie do dwóch jedynych lokali w mieście, czyli Metra i Polonii. Czasami odwiedzaliśmy też kawiarnię Franciszkańską - opowiada były pilot.
W styczniu 1953 roku do składu 28 PLM dołączył też Franciszek Jarecki. Jego marzenie się spełniło. Został pilotem.

Ale wcześniej, podczas szkolenia w Radomiu, Jareckiego chciała zwerbować Informacja Wojskowa - wszechwładny kontrwywiad, od którego zależał awans każdego żołnierza. Mieli na niego haka - zataił, że jego matka ma rodzinę w USA i jest właścicielką sklepu.

To, jak można wyczytać w jego wspomnieniach, dało mu impuls do ucieczki z kraju. Jeszcze w listopadzie 1952 roku wylosował w kalendarzu datę swojej ucieczki. Padło na 5 marca 1953 roku.

Spytałem: "Gdzie jesteś?"

- Niczym się nie wyróżniał. Przyszedł z dobrymi papierami. Określano go jako człowieka, którego można darzyć pełnym zaufaniem, przodownika - mówi Caputa.

W marcu 1953 roku instruktorzy II eskadry 28 PLM, w której był Jarecki, wyjechali na urlop. Jego szkoleniem miał się zająć Caputa - wówczas już zastępca dowódcy I eskadry.

Jarecki ze słynnym aktorem Clarkiem Gable, z którym był zaprzyjaźniony.

5 marca mieli odbyć razem wspólny lot ćwiczebny na trasie Słupsk - Darłowo - Kamień Pomorski - Słupsk.

- Na wysokości Darłowa miał lecieć za mną. Spojrzałem w peryskop (rodzaj lusterka wstecznego w samolocie - przyp. autora) i nie zauważyłem go. Spytałem: Gdzie jesteś?, odpowiedział: Za tobą. Za chwilę znowu: Gdzie jesteś?. Nikt nie odpowiedział. Zrobiłem zakręt na 360 stopni. Dałem sygnał na lotnisko, że go nie ma. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza - opowiada Caputa.

Instruktor nie znalazł podopiecznego. Wrócił więc na lotnisko. Tymczasem z Redzikowa na poszukiwania, w samolocie JAK-11, wyruszył sam dowódca pułku. Znalazł tylko puste zbiorniki na plaży.

Tego samego dnia w ZSRR umarł Józef Stalin.

Zobacz także: Historia powstania tarczy antyrakietowej cz. 1

Bohater Ameryki

Jarecki był w tym czasie już na Bornholmie. Od miejsca ucieczki dzieliło go do tej duńskiej wyspy jakieś 120 kilometrów. Po zrzuceniu zbiorników miał lżejszy samolot. Od innego świata dzieliło go zaledwie kilka minut lotu.

Był naprawdę świetnym pilotem. Swojego Miga 15 bis - wówczas jednego z najbardziej nowoczesnych samolotów odrzutowych na świecie, posadził na Bornholmie bez żadnego zadrapania.

Nadanie obywatelstwa amerykańskiego Jareckiemu. Podpisuje prezydent Dwight Eisenhower. Z tyłu JFK.

Zapewne uciekając, nie zdawał sobie sprawy, że Amerykanie wyznaczyli 50 tysięcy dolarów nagrody dla tego, kto im dostarczy Miga 15 bis. Z takimi samolotami musieli się zmagać podczas wojny w Korei i ponieważ mieli gorszy sprzęt, przegrywali.

Jarecki stał się bohaterem. Czekał go cykl wywiadów w Radiu Wolna Europa. Gen. Władysław Anders odznaczył go Krzyżem Zasługi z Mieczami. Po tym wydarzeniu przyjęto go z honorami w USA.

Przyjął go osobiście prezydent Dwight Eisenhower. Otrzymał od niego 50 tys. dolarów nagrody. Wkrótce po tym, w ekspresowym tempie, przyznano mu obywatelstwo amerykańskie (świadkiem przy podpisywaniu dokumentów był John Fitzgerald Kennedy).

To nie koniec - Jareckiego "usynowił" kongresmen polskiego pochodzenia. Zaznajomił się m.in. z Clarkiem Gable i Ronaldem Reaganem.

W 1961 roku Jarecki przeżył zamach na swoje życie.

Spadałem z wyczerpania

- Mieliśmy telefon z Warszawy, że Jarecki uciekł. To było kompletne zaskoczenie - mówi Caputa.

W pułku zapanował atmosfera podejrzliwości. Z wojska wyleciał m.in. znajomy uciekiniera - Henryk Szymański, z którym mieszkał (znalazł później pracę w PLL LOT). Podobny los czekał jego kilku innych kolegów z 25 PLM, który wówczas też stacjonował w Redzikowie.

Sam Caupta został aresztowany. Trafił do piwnic centrali Informacji Wojskowej w Warszawie. - Przesłuchiwali mnie kilkanaście dni. Dzień i noc, dzień i noc. Sadzali mnie na małym krzesełku, z którego spadałem z wyczerpania. Jedno mogę powiedzieć. Nie byłem bity - mówi były pilot.

Nie wiadomo, co by się z nim stało, gdyby nie dowódca wojsk lotniczych - generał Iwan Turkiel (Rosjanin - korpusami i dywizjami lotniczymi dowodzili radzieccy oficerowie w polskich mundurach).

- On po prostu moje nazwisko znał, bo byłem dobrym pilotem. Mając 22 lata, posiadałem uprawnienia do instruktażu w warunkach nocnych, czy w chmurach - opowiada Caputa.

Turkiel wszedł do pomieszczenia, gdzie był więziony instruktor. Zapytał go, czy strzeliłby do Jareckiego.

- Odpowiedziałem, że nawet gdybym chciał, to byłoby to po prostu niemożliwe technicznie. Jak strzelić z pistoletu do człowieka, który leci w drugim samolocie? - powiedział.

Generał przyjął wyjaśnienie za dobrą monetę. Caputa został zwolniony. Wrócił do latania. Gdy pojechał do domu na urlop, okazało się, ze bezpieka prześwietlała całą jego rodzinę.

Gdy wrócił do jednostki, to weszło nowe zarządzenie, według którego samoloty przed każdym lotem zostały uzbrojone (wcześniej amunicja była na pokładzie, ale nie była podłączona do karabinów).

* * *

Spotkali się razem w 2003 roku w Słupsku. Doprowadziła do tego telewizja TVN przy okazji kręcenia serialu "Wielkie ucieczki".

- Powiedziałem mu, że nie mam do niego pretensji. Co odsiedziałem, to odsiedziałem, to było kiedyś, a poza tym nie jestem człowiekiem, który miałby się na kimś mścić - mówi nam Caputa. Dziś mieszka w Bydgoszczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza