Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikomu się nie spieszyło, aby stwierdzić zgon. Lekarz: Przecież pacjent już nie ożyje

Magdalena Olechnowicz
Syn chorej na raka kobiety był w domu przy śmierci matki. Chciał wezwać lekarza, aby stwier-dził zgon. Przyjazdu odmówił lekarz w przychodni, jak i pogotowie. Koronera w Ustce brak.
Syn chorej na raka kobiety był w domu przy śmierci matki. Chciał wezwać lekarza, aby stwier-dził zgon. Przyjazdu odmówił lekarz w przychodni, jak i pogotowie. Koronera w Ustce brak.
Matka pana Marka zmarła w domu. Syn chciał wezwać lekarza, aby ten stwierdził zgon. W przychodni usłyszał, że lekarz nie przyjedzie, bo przyjmuje pacjentów. Pogotowie także odmówiło przyjazdu.

Pan Marek w rozmowie z nami był roztrzęsiony. Wciąż nie może uwierzyć, że mama zmarła w tak młodym wieku, a jeszcze bardziej absurdalna wydaje mu się sytuacja, którą przeżył wczoraj, kiedy żaden lekarz nie chciał przyjechać, aby stwierdzić zgon matki.

- Mama chorowała na nowotwór jajnika, ale miała już przerzuty do wątroby i do kości - opowiada. - Odeszła w domu w czwartek o godz. 13.32. Byłem przy niej. Przeżyłem to bardzo, więc najpierw był dramat i łzy. Później musiałem wezwać lekarza, aby oficjalnie stwierdził zgon. I tu zaczął się problem. Zadzwoniłem najpierw na pogotowie, ale tam powiedziano mi, że nie zajmują się tym i kazali dzwonić do przychodni, w której mama się leczyła. W przychodni Falck przy ul. Kopernika w Ustce, gdzie mama miała swojego lekarza, usłyszałem, że lekarz nie przyjedzie, ponieważ jest tylko jeden i przyjmuje pacjentów. Pani w rejestracji kazała znów dzwonić na pogotowie. To był prawdziwy koszmar - opowiada Marek Borzyszkowski.

To jednak nie koniec historii, pan Marek jeszcze raz dzwonił na pogotowie i jeszcze raz do poradni, gdzie znów go odesłano. Zadzwonił jeszcze na numer policyjny 997, ale tam znów odesłano do pogotowia.

- To był prawdziwy dramat. Siedziałem ze zmarłą mamą w domu i już nie wiedziałem, co robić - mówi roztrzęsiony.

Ostatecznie około godz. 15.30 przyjechała pani doktor ze wsi Zaleskie w gm. Ustka.

W Narodowym Funduszu Zdrowia zapytaliśmy, do czyich obowiązków należy stwierdzenie zgonu, gdy pacjent umiera w domu.

- To nie jest świadczenie refundowane z NFZ. Ministerstwo Zdrowia miało opracować przepisy, które regulują tę kwestię. Póki co obowiązują stare przepisy, które mówią, że kartę zgonu wystawia lekarz, który w okresie 30 dni przed dniem zgonu udzielał choremu świadczeń lekarskich. Najczęściej jest to lekarz podstawowej opieki zdrowotnej. Mówi o tym artykuł 43. ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty - wyjaśnia Mariusz Szymański, rzecznik prasowy NFZ w Gdańsku.

Poprosiliśmy więc o przyczyny odmowy lekarza z przychodni, kierownika Centrum Medycznego Falck w Ustce, Artura Zdrojewskiego. - Mieliśmy w tym momencie jednego lekarza, który przyjmował pacjentów i nie mógł opuścić przychodni. Pozostałych dwoje jest akurat na zwolnieniu lekarskim. Proszę sobie wyobrazić reakcję czekających chorych, którzy widzą, jak lekarz po prostu wychodzi. Byliby zbulwersowani - mówi Zdrojewski. - Po godzinie 15 przyjechała dr Grzybowska pracująca w naszym ośrodku w Zaleskich i ona pojechała, aby stwierdzić zgon pacjentki. Rozumiem zdenerwowanie rodziny i desperackie wołanie o pomoc, ale to nie jest sprawa życia i śmierci. Pacjent nie ożyje. Jak już zmarł, to zmarł. Nie jesteśmy pogotowiem, aby przyjeżdżać natychmiast - wyjaśnia Zdrojewski.

Zgodnie z przepisami, lekarz ma 12 godzin na wystawienie karty zgonu.

Koroner: policja powinna mnie powiadomić
Całą sytuacją zaskoczony był Waldemar Golian, patomorfolog i koroner, który od 1 października 2017 roku świadczy usługi m.in. stwierdzania zgonów w Słupsku, ale także w powiecie słupskim.
- Policja powinna mnie powiadomić. Mamy podpisaną umowę na świadczenie usług koronera z Urzędem Miasta Słupsk oraz Starostwem Powiatowym w Słupsku i jeździmy na stwierdzanie zgonu po całym powiecie słupskim - mówi Waldemar Golian. - Niestety, dyżurni na policji często się zmieniają, są nowi ludzie, którzy być może nie wiedzą, że w takiej sytuacji należy powiadomić koronera, a my mamy od tego momentu dwie godziny na przybycie na miejsce zdarzenia. Wiedzą o tym także osoby odbierające telefon 112, ale niestety często, gdy jest dużo zgłoszeń do centrum w Gdańsku, rozmowy są przekazywane do Bydgoszczy, a tam już o nas nie wiedzą - mówi Golian.
Wezwanie koronera należy do obowiązków funkcjonariusza policji, ale można też wezwać go osobiście, dzwoniąc pod numer 537 500 412. Jest to usługa realizowana przez całą dobę we wszystkie dni tygodnia, w dni wolne i święta także.
- Początkowo było tak, że usługa miała być świadczona tylko w dni wolne oraz w godzinach 18-8, kiedy nie ma już lekarza w przychodni, ale później umowa została zmieniona. Często są sytuacje, że nie można ustalić lekarza, który leczył pacjenta lub lekarz nie może przyjechać - mówi Golian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza