Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa moda. Tańczyć na rurze

Magdalena Olechnowicz
Pięć stalowych rur od podłogi aż po sufit, a na nich pięć młodych dziewczyn robiących prawdziwe cuda. Ten widok robi wrażenie, aczkolwiek - wbrew oczekiwaniom niektórych - nie ma nic wspólnego z erotycznym show.

Jeśli idąc na zajęcia tańca na rurze, spodziewacie się kuszących kobiet w seksownej bieliźnie, to spotka was rozczarowanie. Dziewczyny rzeczywiście są, i to całkiem ładne i zgrabne. Jednak przyszły tam nie po to, aby dowiedzieć się jak uwieść mężczyznę czy zdobyć sponsora, ale aby popracować nad swoja kondycją, wzmocnić mięśnie, poprawić sylwetkę, nabrać pewności siebie, ale przede wszystkim dobrze się bawić.

Bo o to w tych zajęciach chodzi. Pole dance, czyli właśnie fitness na rurze, w dużych miastach jest już od dawna, ale do Słupska trafił przed paroma miesiącami. Chętnych jest jednak coraz więcej.

- Pojawiają się nowe dziewczyny, powstają nowe grupy. To po prostu nowa forma ćwiczeń, sposób na poprawę sylwetki - mówi Justyna Laskowska, instruktorka, właścicielka Starpole - Studio Pole Dance w Słupsku. - Na zajęcia przychodzą głównie młode dziewczyny, studentki, ale nie tylko. Są też panie w średnim wieku. Nie muszą być zgrabne, mogą mieć trochę więcej ciała, wszystkie dają sobie radę, jeśli ćwiczą systematycznie - mówi pani Justyna.

Rozmawiając z panią Justyną przyglądam się dziewczynom trenującym na sali i buzię otwieram ze zdziwienia. Jedna wisi na rurze do góry nogami, druga kręci na niej piruety, kolejna utrzymuje się na niej jedynie siłą nóg. Efekt jest niesamowity.

- I to jest właśnie najfajniejsze. Do figury końcowej dochodzi się etapami. Krok po kroku. Ale efekt końcowy jest wspaniały. Dziewczynom gęba się śmieje, jak osiągną w końcu cel - cieszy się pani Justyna. Ile trzeba ćwiczyć, aby tak zawisnąć na rurze do góry nogami?

- Wystarczą trzy miesiące. Zależy to jednak od systematyczności i kondycji. Niektóre dziewczyny odwrócą się po dwóch miesiącach, inne po pięciu - mówi instruktorka. - Aby łączyć figury, trzeba już mieć więcej siły. Każde zajęcia poprzedzone są rozgrzewką i wzmacnianiem mięśni - dodaje.

Nie ma co ukrywać, że słysząc hasło "taniec na rurze", uśmiechamy się pod nosem, bo w myślach widzimy roznegliżowane panie, które zarabiają w nocnych klubach.

Jednak skojarzenia są błędne. Zajęcia pole dance, bo tak fachowo nazywa się ta sztuka, odarte są z wszelkiego erotyzmu. Nie ma półmroku, czerwonych firanek i subtelnych światełek. A fitness na rurze to tak naprawdę ogromny wysiłek.

Dziewczyny mają tak posiniaczone nogi, że wstydzą się pójść na badania lekarskie do ginekologa, bo są pytane, czy przypadkiem nie są ofiarą gwałtu. Niestety, ta sztuka to poświęcenie. To także zakwasy i bolące mięśnie.

Dziewczyny są zgodne - warto ponieść taką cenę, bo efekt jest powalający. A przy tym wzrasta też samoocena i pewność siebie. Bo jednak nie każdy potrafi zawisnąć na rurze do góry nogami.

Justyna Laskowska: Nie sieję zgorszenia

Justyna Laskowska

Rozmowa z Justyną Laskowską, instruktorką fitness na rurze, właścicielką Starpole - Studio Pole Dance w Słupsku.

- Gdzie pani uczyła się tańca na rurze?
- Pole dance odkryłam w Katowicach, tam też zaczęłam chodzić na zajęcia. Później odkryłam taką szkołę w Gdańsku i tam trenowałam.
- Czy zapisując się na zajęcia, robiła to pani z myślą, aby otworzyć działalność?
- Nie, robiłam to tylko dla samej siebie. Poszłam z ciekawości, aby zobaczyć, czy dam sobie radę. Filmy na youtubie oglądałam z podziwem, ale chciałam spróbować sama.
- Kiedy pojawił się pomysł założenia szkoły?
- Zbadałam rynek i okazało się, że jest wiele chętnych dziewczyn, aby ćwiczyć pole dance, ale nie mają gdzie. Dojazdy do Trójmiasta są uciążliwe i kosztowne. Pomyślałam, że skoro ja już coś umiem, to mogę się tą wiedzą podzielić, a przy tym jest to sposób na własny biznes.
- Czy jest to pokrewne z pani zawodem?
- Nie. Jestem inżynierem turystyki i magistrem administracji samorządowej. Nijak ma się to do sportu.
- Taniec na rurze kojarzy się z nocnymi klubami i erotyzmem. Czy pani przygotowuje dziewczyny do zawodu?
- Nie. Uczę figur i techniki. Są przejścia z figury jednej do drugiej, które wyglądają jak taniec, ale nie ma to nic wspólnego z erotyką.
- Dziewczyny nie ćwiczą w pończochach i szpilkach?
- Nie, też słyszałam takie komentarze, że dziewczyny są tu skąpo ubrane, ale one mają po prostu strój sportowy - koszulkę i krótkie spodenki, bo w długich spodniach ślizgałyby się na rurze.
- Czy jeśli dziewczyna chciałaby jednak sprawdzić swoje umiejętności, tańcząc na rurze w klubie nocnym, to uda jej się to po pani zajęciach?
- Figury pozna, przejścia też, ale reszta zależy od jej wyobraźni, wyczucia muzyki i osobowości. No i trzeba mieć umiejętność improwizacji.
- Jeśli na zajęciach nie ma erotyki, to dlaczego warunek: skończone lat 18?
- Ze względu na postrzeganie ludzi. Nie chcę, aby ktoś mi zarzucił, że nie wiadomo co tutaj się dzieje. Albo że gorszę niepełnoletnie dziewczyny. Może przyjść dziewczyna 16-letnia, ale za zgodą rodziców. Ja mogę mówić, że nie ma tu erotyzmu, ale połowa naszego zaściankowego Słupska mi nie uwierzy i nie będzie chciała słuchać moich argumentów. To trzeba zobaczyć. Powiem tak: niektóre dziewczyny nie przyznają się nawet w swoich domach, że chodzą na takie zajęcia.
- A pani próbowała swoich umiejętności w klubach nocnych?
- Nie mam tyle odwagi w sobie, ale podziwiam dziewczyny, które tańczą w takich klubach, chylę czoła przed nimi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza