Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O gorącym kartoflu, grzechu zaniechania, wydawaniu pieniędzy i kroku naprzód. Rozmowa z Tomaszem Borowskim, przewodniczącym RM w Miastku

Andrzej Gurba
Andrzej Gurba
Tomasz Borowski, przewodniczący Rady Miejskiej w Miastku
Tomasz Borowski, przewodniczący Rady Miejskiej w Miastku Archiwum
Rozmowa z Tomaszem Borowskim, przewodniczącym Rady Miejskiej w Miastku na temat Szpitala Miejskiego w Miastku.

Czy szpital w Miastku to „gorący kartofel”, a więc problem przerzucany z rąk do rąk, bo jest źródłem konfliktów i może być znacznym obciążeniem finansowym dla gminy?

Szpital, jego sytuacja, to jedno z głównych wyzwań, które stoją przed gminą Miastko. Przejmując placówkę osiem lat temu, doskonale zdawaliśmy sobie sprawę ze skali problemów, które nas czekają. I to nie tylko wynikających z problemów spółki, ale też ewentualnych napięć społecznych. Wtedy pomysłem na prowadzenie szpitala była spółka pracownicza. Niestety, z różnych powodów nie doszło do tego. Żałuję, bo być może dzisiaj sytuacja szpitala wyglądałaby trochę inaczej.

Inaczej, czyli…

Jestem przekonamy, że lepsze byłoby funkcjonowanie szpitala, gdyby zarządzali nim pracownicy, którzy czuliby się nie tylko odpowiedzialni za swoją pracę, ale i za los spółki, którą by kierowali.

A co z tym „gorącym kartoflem”?

Nie nazwałbym tego „gorącym kartoflem”. To jest specyficzna spółka. Dba o bezpieczeństwo zdrowotne ludzi. Poruszanie się po tej materii jest niezwykle trudne. Do tego finansowanie służby zdrowia w całym kraju jest niedostateczne i to rodzi wiele problemów. Niektóre procedury medyczne są niedoszacowane, dziwnie wyliczane. Do tego dochodzi jeszcze pandemia i mamy efekt, jaki mamy.

Czy Rada Miejska w Miastku, jej przewodniczący, uwzględniając wydarzenia z ostatnich miesięcy, (konflikty na linii szpital – rada nadzorcza – burmistrz) ma przeświadczenie o swoim grzechu zaniechania? Radni przez długi czas stali z boku, tłumacząc się względami kompetencyjnymi, bo formalnie burmistrz reprezentuje gminę w spółce i ma kompetencje władcze, choć przecież w kwestiach najważniejszych to i tak decyduje rada miejska (los spółki, dokapitalizowanie spółki). Ten grzech zaniechania w aktywności doprowadził do eskalacji napięć między prezesem szpitala i pracownikami (jedna strona) a radą nadzorczą i burmistrzem (druga strona), które w zdecydowany sposób rzutują na działalność szpitala, a więc i bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców

Po nadzwyczajnej sesji Rady Miejskiej w Miastku poświęconej szpitalowi zrezygnował ze swojej funkcji przewodniczący rady nadzorczej.

Pracownicy i prezes szpitala stoją na stanowisku, że zmienić powinna się cała rada nadzorcza, bo jej obecni członkowie mają nie gwarantować merytorycznej współpracy.

Stanowisko jest niejednoznaczne. W ostatnim piśmie, które otrzymaliśmy od prezesa szpitala z prośbą o spotkanie, jest taki akapit „…Jeśli pani Lucyna Kowalczyk zostanie wskazana przez którąkolwiek ze stron, szpital taką propozycję przyjmie, jak również w zakresie kolejnego członka rady nadzorczej”. Ja interpretuję to tak, że dwoje obecnych członków rady nadzorczej jest do akceptacji.

Z tego zdania wynika, że zaakceptowana zostanie Lucyna Kowalczyk i kolejny, ale nowy członek rady nadzorczej. Faktycznie jednak, jest tu pewna niejednoznaczność. Teraz jednak szpitalowi chodzi o to, aby trzy strony wskazywały swojego członka rady nadzorczej – szpital, rada miejska, burmistrz…

Jest to niezgodne z przepisami. Członków rady nadzorczej, w tym przypadku, powołuje i odwołuje burmistrz. Rada Miejska w Miastku nie będzie wchodziła w jakieś nieformalne wskazania. Generalnie oczekuję profesjonalnego działania od rady nadzorczej, która będzie zastanawiała się razem z prezesem i burmistrzem, jak najlepiej zorganizować szpital i zapewnić mu płynność finansową.

A co z tym grzechem zaniechania Rady Miejskiej w Miastku ?

Ja tak tego nie widzę. Z całą pewnością powinniśmy, jako rada, otrzymywać na bieżąco więcej informacji o działalności szpitala. Tu muszę dodać, że czasami zdarza się, że odmawia się nam informacji zasłaniając się tajemnicą spółki. Rozumiemy to. Nadzór nad spółką, zgodnie z przepisami prawa należy do burmistrza. Burmistrz Danuta Karaśkiewicz bardzo dba o to, aby te jej kompetencje były szanowane i przestrzegane. To oczywiście nie zwalnia nas od tego, abyśmy nie interesowali się tym, co dzieje się w szpitalu. Stąd w kryzysowej sytuacji nadzwyczajna sesja rady. Wyraźnie jednak muszę powiedzieć, że jako rada nie mamy żadnych kompetencji sprawczych w sprawie szpitala.

Panie przewodniczący, to nieprawda. Rada ma najbardziej znaczące kompetencje, bo decyduje o losie spółki. Może np. zbyć udziały, dofinansować szpital. To są kompetencje radnych, a nie burmistrza. To z jednej strony. Z drugiej strony rada miejska, zgodnie z przepisami prawa, ocenia każdą działalność burmistrza, a więc też i w sprawie szpitala. A poza tym, tak generalnie, to radni powinni trzymać rękę na pulsie cały czas, a nie dopiero angażować się w sprawy istotne dla gminy, kiedy już rozleje się mleko…

Interesujemy się. Mówiłem już, że nie wszystkie informacje do nas trafiają, z różnych powodów.

Czy jako przewodniczący rady czuje się pan przyparty do muru przez lekarzy, którzy grożą odejściem ze szpitala, jeśli nie zostanie spełniony ich postulat o odwołaniu całej rady nadzorczej?

Trudno mi zaakceptować tego typu zachowanie. To jest forma przymusu. Jest zawiedziony taką postawą. Cały czas wierzę w to, że „po drugiej stronie” mamy ludzi kompetentnych, którzy mogą zaproponować dobre rozwiązania dla szpitala. Tylko w spokoju, a nie na zasadzie: albo „my” albo „wy”. Teraz spieramy się, kto będzie w radzie nadzorczej, a nie spieramy się np. o istnienie oddziału. Chodzi o gradację.

Spór o radę nadzorczą, to nie jest tylko spór o radę nadzorczą. To jest też spór o filozofię działania w sprawie szpitala. Proszę powiedzieć, jak ocenia pan działalność menedżerską prezesa szpitala Renaty Kiempy?

Patrząc na załogę, można powiedzieć, że jest widocznie dobrym menedżerem dla załogi. Patrząc na wynik finansowy szpitala, można mieć pretensje do prezesa o to, że jednak szpital się zadłuża. Z drugiej strony inne szpitale też się zadłużają. Nie mam okazji uczestniczyć w posiedzeniach rady nadzorczej, czy walnego zgromadzenia wspólników, a więc nie jestem w stanie ocenić do końca tego, co robi prezes jako menedżer. Pani prezes dość sprawnie poradziła sobie z falami pandemii, ma otwartych szereg projektów inwestycyjnych, medycznych, które mają przygotować szpital do lepszej, szerszej działalności. Pod tym względem oceniam prezesa pozytywnie. Dodam jednak, że uważam, iż pani prezes trochę za mało robi, aby uspokoić emocje wśród pracowników.

A jak ocenia pan działalność burmistrza Miastka Danuty Karaśkiewicz w kontekście szpitala?

Ewidentnie widać, że burmistrz Miastka stoi na stanowisku, że szpital musi mieć zdrowe finanse.

Zdrowe finanse, czyli bez straty?

Fajnie byłoby, gdyby finanse były na zero. Nikt na szpitalu nie chce zarabiać.

Przy tym systemie finansowania jest to możliwe?

Nie wiem, nie znam się na tym. Podobno są szpitale, które nie mają długów. Pani burmistrz twierdzi, że to np. szpital w Sławnie. Ja tego nie sprawdzałem.

Czy prawdziwe są opinie, że radni chcą, aby w Miastku był szpital, ale że lepiej byłoby, gdyby gmina go nie prowadziła?

Osiem lat temu gmina wzięła szpital, bo groziła mu likwidacja. Nie ma teraz żadnych dyskusji, aby gmina pozbyła się szpitala. I nie ma takiej potrzeby.

A co z finansowaniem szpitala przez gminę, np. na projekty inwestycyjne, uruchomienie nowych świadczeń, itd. Bez dodatkowych pieniędzy ze strony samorządu, to się nie uda.

Gmina już dofinansowała kilka razy szpital. I nie uciekamy od tego. Mieszkańcy chcą szpitala, a to oznacza m.in. wydatkowanie dodatkowych pieniędzy. Nie uchylamy się od tego.

Wcześniej mówił pan, że dobrze byłoby, gdyby szpital wyszedł na zero w swojej działalności. Swojego czasu prezes szpitala Renata Kiempa wystąpiła o likwidację oddziału położniczego, który ze względu małą liczbę porodów i dosyć niskie stawki z NFZ, finansowo nie bilansuje się. Rocznie są to 3-4 mln zł straty. Burmistrz i radni nie zgodzili się na takie rozwiązanie. To jak to jest. Z jednej strony wymaga się od prezesa, aby nie było straty, a z drugiej strony blokuje mu się podejmowanie decyzji. Burmistrz i radni uznali, że oddział położniczy należy utrzymać ze względów społecznych i pracowniczych. Logiczne byłoby więc, aby nie rozliczać za to prezesa, jeśli chodzi o finanse.

Teraz oczekuję od prezesa szpitala nowego planu, które obejmie też te zagadnienia. Jak będzie plan, tu usiądziemy i zastanowimy się. Logiczne jest, że jeśli ktoś każe komuś robić coś, co nie przynosi dochodu, to w jakiś sposób trzeba tę stratę pokryć. No i to też jest kwestia tego, aby ktoś wystąpił z wnioskiem w tej sprawie. To już jest rozmowa między zarządem szpitala a burmistrzem. Jeśli taka propozycja wyjdzie od burmistrza, to rada się tym zajmie.

A jeśli taka propozycja nie wyjdzie od burmistrza, to dla rady nie ma tematu?

A jak nie wyjdzie od burmistrza, to będziemy musieli sami się zastanowić. Trudno wyobrazić mi sobie sytuację, aby zmusić burmistrza do konkretnego działania.

Finalnie o dokapitalizowaniu szpitala decydują radni, a nie burmistrz.

W tym sensie tak. Generalnie, jako przewodniczący rady, chciałbym zrobić krok naprzód w sprawie szpitala. 6 grudnia br. jest posiedzenie rady nadzorczej. Zakładam, że zostanie wypracowany konsensus. Po posiedzeniu rady nadzorczej zaproponuję spotkanie, aby w pewnym sensie dokonać nowego otwarcia w sprawie szpitala, konkretnie zdefiniować pewne obszary, pójść krok dalej, zamiast zapętlać się w sporach personalnych. Dodam, że zamieszanie wokół szpitala nie służy placówce.

Dziękuję za rozmowę

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza