Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O najdowcipniejszym spektaklu podczas Festiwalu Scena Wolności

Zbigniew Marecki
Pierwszy raz widziałem, kiedy słupscy aktorzy po zakończeniu spektaklu zbiorowo wstali i bili brawo kolegom na scenie. I było za co, bo "Lubiewo"z Teatru Nowego w Krakowie moim zdaniem był dotychczas najdowcipniejszym i świetnie zagranym spektaklem pokazywanym podczas słupskiego festiwalu teatralnego.

Tym razem widzowie mogli obejrzeć kolejną opowieść o dość zamkniętym i rzadko opisywanym środowisku, konkretnie: o wrocławskim środowisku starych homoseksualnych ciot. Spektakl jest bowiem sceniczną adaptacją kontrowersyjnej powieści Michała Witkowskiego o takim samym tytule, wyreżyserowanym przez Piotra Siekluckiego.

Choć tematyka pewnie może zniechęcać, to tym razem widownia małej sceny Nowego Teatru w Słupsku była pełna, a na dodatek sam dyrektor zadbał o to, aby do tego pomieszczenia dostało się więcej świeżego powietrza. Ci, którzy zdecydowali się kupić bilety, z pewnością nie żałowali, bo ciekawy był zarówno sam zamysł, jak i wykonanie.

Pomysł ramy narracyjnej sztuki kierował widza w kierunku dokumentu, bo część "teoretyczną" widowiska publiczność poznawała poprzez głos Krystyny Czubówny, która z taśmy czytała swój tekst tak, jakby był fragmentem dokumentu przyrodniczego z serii z kamerą wśród zwierząt. Część "praktyczną" stanowiły natomiast wspomnienia dwóch starzejących się homoseksualistów - Patrycji i Lukrecji, których młodość upłynęła na miłosnych "polowaniach", a teraz pozostała im tylko starość i samotność w gomułkowskim bloku. W te role wcielili się Edward Kalisz i Dariusz Maj, artyści związani z Wrocławiem. Moim zdaniem w trakcie półtora godziny dali popis dużych umiejętności aktorskich, bo świetnie zmieniali nastroje i tempa, lawirując między komizmem i tragizmem, burleską i smutną prawdą o życiu społecznych odmieńców, którzy na swój sposób przeżywają zmiany społeczne i polityczne, a przede wszystkim własny los określony przez popęd seksualny.

Dla ludzi, którzy do tej pory nie mieli styku z tego typu środowiskiem, spektakl miał niewątpliwie walor poznawczy, bo pokazywał, że pojęcie wolności i szczęścia może być naprawdę zaskakująco rozumiane. Nie zabrakło też elementów postmodernistycznych, bo wiele elementów fabuły przedstawienia zbudowano jako nawiązania i reinterpretacje kanonicznych scen utrwalonych w kulturze polskiej. W tym kontekście wręcz fantastycznie wypadło nawiązanie do "Dziadów" Mickiewicza, które wiązało się z powrotem ducha zmarłego kolegi obu scenicznych ciot. Powiem szczerze: nieźle ubawiłem się podczas tej sztuki, choć nie zabrakło i współczucia, bo cioty łatwego życia nie miały i nie mają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza