Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczami sprawcy wypadku. Kara więzienia kiedyś się skończy, sumienie nigdy nie da mi spokoju

Cezary Sołowij
Mimo upływu czasu Adam wciąż wspomina wypadek.
Mimo upływu czasu Adam wciąż wspomina wypadek. Fot.Cezary Sołowij
- Od wypadku minęło dziesięć lat. Dopiero dwa lata temu odważyłem się pójść do rodziców kobiety, którą zabiłem. Kiedy usłyszałem słowo "wybaczamy", spadł mi kamień z serca.

Adam wraca do domu. Z daleka widzi migające światło przy przejściu dla pieszych. Na liczniku 90 kilometrów na godzinę. Pusta ulica, nic się stać nie może - uspokaja się. Zielone światło zaczyna migać. Zdążę - myśli kierowca i wjeżdża na przejście. Nagle pojawiła się kobieta z dzieckiem.

- No i stało się! Pamiętam huk blachy uderzającej o ciało. Potem nic. Zatrzymałem się dopiero kilkaset metrów dalej. Na miejscu wypadku się nie pojawiłem. Byłem trzeźwy, ale odpowiadam za to, że uciekłem - opisuje 41-letni mieszkaniec Warszawy, który w koszalińskim Zakładzie Karnym odbywa karę za spowodowanie śmiertelnego wypadku.

Kobieta zginęła na miejscu. Przeżyło dziecko, które po długoletniej rehabilitacji wróciło do zdrowia.
- Mam dwa wyroki: sądu i mojego sumienia. Ten pierwszy kiedyś mi się skończy. Do końca życia będę żył ze świadomością, że przeze mnie ktoś stracił życie. Nie mogłem sobie poradzić z tym balastem - przekonuje.

Pierwszy wyrok - sześć lat. Po odwołaniu karę zmniejszono do czterech lat. Kilka spraw karnych, odwołania. Pobyty w szpitalu.

- Może ktoś mi nie uwierzy, ale często mi się śni ten wypadek. Budzi, wraca we wspomnieniach. W czasie procesu na sali rozpraw byli bliscy mojej ofiary. Widziałem w ich oczach potworny ból, żal, czasami nienawiść. Dopiero po wyroku spróbowałem porozmawiać z nimi. Odwiedziłem rodziców ofiary - wspomina.

- Bałem się tego spotkania. Tak bardzo, że nigdy nie widziałem się z dzieckiem, któremu zabiłem matkę. Chciałem jednak odkupić winę. Zostałem wolontariuszem w dziecięcym hospicjum. Kiedy doszło do rozmowy z rodzicami mojej ofiary i usłyszałem, że mi wybaczają, ogromnie mi ulżyło - zapewnia. Od czasu tragedii nie kieruje już samochodem.

- To, co się dzieje na naszych drogach, napawa mnie wielkim przerażeniem. Jestem najlepszym przykładem i przestrogą dla kierowców, że wystarczy chwila nieuwagi; sekunda, żeby zabrać komuś życie. Brawura, przeświadczenie o własnych umiejętnościach to jest zabójcza mieszanka. Zabójcza dla wszystkich. Każda metoda jest dobra, jeżeli uratuje choć jedno życie - stanowczo mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza