Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczyśćcie słupskie PCK z układów. - Tu rządziła rodzinna "mafia"

archiwum
Dom Interwencji Kryzysowej w Słupsku.
Dom Interwencji Kryzysowej w Słupsku. archiwum
- Tu rządziła rodzinna "mafia" - mówią bez ogródek pracownicy PCK i podległego mu Domu Interwencji Kryzysowej. Uważają, że w obu instytucjach powinno dojść do bardzo gruntownej kontroli.

W Domu Interwencji Kryzysowej przy ul. Wolności 3 obecnie funkcjonują dwie instytucje. Na parterze działa właściwy DIK. W kilku pokojach mieszka tam osiemnaście starszych osób. Mężczyźni i kobiety.

Są wśród nich bezdomni oraz mniej lub bardziej sprawne osoby, którymi na przykład nie chciały się zajmować rodziny, gdy w czasie choroby trafiły do szpitala. Z kolei na piętrze od początku roku funkcjonuje schronisko dla bezdomnych mężczyzn w różnym wieku. Aktualnie przebywa w nim 16 osób. Schronisko powstało jako wspólny projekt Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego w Słupsku, Zarządu Rejonowego Polskiego Czerwonego Krzyża oraz Stowarzyszenia Horyzont.

Na ten cel udało się zdobyć ponad 700 tys. zł w ramach II etapu konkursu ogłoszonego przez Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich w Warszawie. W niedawno wyremontowanych pomieszczeniach bezdomni mogą tam liczyć na całodobową opiekę. Projekt ma trwać 18 miesięcy. Do schroniska trafiają osoby wskazywane przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie.

Obydwie instytucje podlegają PCK. W sumie zatrudniały kilkanaście osób: pielęgniarki, salowe, pracownika gospodarczego oraz kierowniczkę Wioletę Kosik, która kierowała nimi równocześnie. Gdy w minioną sobotę próbowałem rozmawiać z pracownikami DIK-u oraz schroniska, trafiłem na mur milczenia.

- My tu chcemy pracować. Hałas wokół DIK-u nie jest potrzebny, bo jeszcze może dojść do jego likwidacji. Tego nikt nie chce - powiedziała mi jedna z pracownic schroniska, zastrzegając sobie anonimowość. Boi się, że mogłaby stracić pracę, gdyby za dużo powiedziała.

Podobne zastrzeżenia usłyszałem od innych pracowników.

- Tu wszystko się toczy normalnym trybem. Policja już przesłuchała kilka osób. Inne otrzymały wezwanie na najbliższe dni - dodaje kolejna pracownica, choć nie ukrywa, że nie podoba jej się, iż jedni pensjonariusze płacą za pobyt w schronisku, a inni nie.

Mimo to wszyscy są traktowani jednakowo. Jednak jednocześnie skontaktowało się z nami kilka innych osób. Albo napisały listy elektroniczne, albo zadzwoniły do nas z telefonów komórkowych z zastrzeżonymi numerami. To od nich usłyszałem, że DIK-em rządzi "rodzinna mafia", czyli matka i córka (Janina Dzioba i Wioleta Kosik) oraz związany z tą drugą Adam Kozłowski.

- Oni przez wiele lat robili tu, co chcieli, a jak komuś się nie podobały ich rządy, to szybko odchodził z DIK-u i PCK. To dlatego tutaj często zmieniała się kadra - mówią moi rozmówcy.

Według nich w DIK-u przez kilka lat mogło dojść do malwersacji finansowych na dużą skalę. Głównie chodzi o depozyty finansowe pensjonariuszy, za które odpowiadał Adam K. - Nie widziałam, aby się rozliczał z ich wykorzystania. Za to jeździ drogim BMW5, które na wszelki wypadek parkował daleko od siedziby placówki, aby nie kłuło w oczy. Takiego samochodu nie da się kupić, gdy zarabia się miesięcznie dwa tys. zł - mówią nasi rozmówcy.

Uważają także, że należy sprawdzić, czy kierownictwo DIK-u oraz PCK nie kupowało sobie prywatnie różnych usług, płacąc za nie żywnością, która trafiała do PCK od sponsorów. Ponadto - jak się dowiedziałem - jeden z byłych wolontariuszy robił zdjęcia żywności od sponsorów, która trafiała do śmietnika, bo była już przeterminowana. Nie wiadomo też, co się działo z różnymi meblami od darczyńców, które trafiały do PCK. - Nie jest wykluczone, że część palono w piecu, a część była sprzedawana. Palaczem był Adam K. - mówią nasi informatorzy.

Tymczasem słupska prokuratura już bada, czy na terenie DIK nie podrobiono podpisu upoważniającego firmę Hades do zorganizowania pogrzebu ciała 48-letniego Sławomira S., którego matka po udarze mózgu w listopadzie ub. roku była pensjonariuszką tej placówki. Krzysztof Banach, właściciel firmy Kalla, który skierował w tej sprawie doniesienie do prokuratury, sugeruje, że w DIK-u mogło dojść do wykorzystywania informacji o zmarłych.

Janusz Grocholewski, 80- letni prezes Zarządu Rejonowego PCK w Słupsku, jest zaskoczony wstępnymi wynika - mi kontroli, bo do tej pory nie docierały do niego niepokojące sygnały. Zapowiada, że zrobi wszystko, aby pensjonariusze nie odczuli skutków zamieszania wokół DIK-u, a Komisja Rewizyjna zarządu słupskiego PCK szybko będzie się starała wyjaśnić wykryte nieprawidłowości. Mimo prób nie udało nam się skontaktować z osobami, którym zarzuca się nieprawidłowości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza