Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

odeSBa to fikcja...

Rozmawia Jerzy Szerszunowicz
Zygmunt Miłoszewski - pisarz, dziennikarz tygodnika "Newsweek” urodzony w 1976 roku. Ma w dorobku powieść grozy "Domofon” (wydanie polskie w 2005 r., w przygotowaniu edycja holenderska i niemiecka), baśń "Góry żmijowe” (2006) oraz głośną powieść kryminalną "Uwikłanie” (2007).
Zygmunt Miłoszewski - pisarz, dziennikarz tygodnika "Newsweek” urodzony w 1976 roku. Ma w dorobku powieść grozy "Domofon” (wydanie polskie w 2005 r., w przygotowaniu edycja holenderska i niemiecka), baśń "Góry żmijowe” (2006) oraz głośną powieść kryminalną "Uwikłanie” (2007).
Z Zygmuntem Miłoszewskim, autorem powieści kryminalnej "Uwikłanie", rozmawia Jerzy Szerszunowicz

W powieści "Uwikłanie" stworzył Pan sugestywny obraz tajnej organizacji wspierającej, chroniącej i zabezpieczającej finansowo byłych funkcjonariuszy SB. Czy wierzy Pan w jej istnienie?

- Wydaje mi się mało prawdopodobne, by funkcjonariusze dawnego aparatu bezpieczeństwa tworzyli jakąś zwartą, działającą w ukryciu strukturę. Z drugiej strony naiwnością byłoby zakładać, że po 1989 roku nagle zerwały się wszelkie kontakty byłych funkcjonariuszy, że zanikły powiązania towarzyskie i finansowe - że to środowisko przestało nagle istnieć.

W Pana powieści pojawia się wprost postawiona sugestia, że w Polsce działa odeSBa - na wzór słynnej Odessy (tajnej organizacji byłych SS-manów, którą opisał Frederick Forsyth w powieści "Akta Odessy")...

- Nie jestem wyznawcą spiskowej teorii dziejów. Uważam, że w życiu bardzo często decydujące znaczenie ma przypadek. Jednak nie byłbym mocno zdziwiony, gdyby w tym przypadku życie okazało się bliskie fikcji.

Krzepki starszy mężczyzna w doskonale skrojonym garniturze w biały dzień wyjmuje z kieszeni pistolet z tłumikiem i przystawia do serca młodego prokuratora, Teodora Szackiego. Tak jest w "Uwikłaniu". Wierzy Pan, że takie sytuacje miały miejsce w rzeczywistości - że istnieje grupa osób nietykalnych, spraw, o których nie można mówić? "Jeżeli chcesz się więc w jakikolwiek sposób do nich dobrać, to od razu sobie odpuść. Pomyślisz o tym rano, a wieczorem będziesz płakał przy trupie swojej córki" - mówi jeden z bohaterów "Uwikłania".

- To jest fikcja literacka, pewnie trochę przesadziłem, ale... Nie wierzę w to, że esbecy - jak niektórzy sądzą - byli idiotami, tępymi aparatczykami. Mówimy o świetnie zorganizowanej policji politycznej i błędem byłoby lekceważenie tego faktu. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa byli sporą grupą zawodową. Mieli wystarczającą władzę, wystarczającą wiedzę i układy biznesowe, by w nowej rzeczywistości nie uciekać się do przemocy. Jeżeli nawet tacy ludzie, zdolni szantażować i zabijać, ciągle istnieją, to wszystko potrafią załatwić przy pomocy pieniędzy.

Wielu recenzentów podkreślało, że "Uwikłanie" idealnie trafiło w swój czas: wydaje się niemal pisanym na gorąco komentarzem do obecnej batalii lustracyjnej.

- Strasznie nie lubię wyciągania tego wątku. To nawet nie jest główny temat powieści. Wątek "teczkowy" wprowadziłem dla zabawy, żeby skupić uwagę czytelnika na modnym temacie. To był czysto literacki, zastosowany z premedytacją zabieg. To taka pułapka, fałszywy trop, bo przecież okazuje się, że motywy zbrodni były czysto osobiste, a nie polityczne. Powieść powstała w 2005 roku na parę miesięcy przed wyborami, więc nie mogłem pisać pod wydarzenia, których dzisiaj jesteśmy świadkami. Nie było moim celem wstrzelić się w polowanie na czarownice.

Mimo to "Uwikłanie" traktowane jest jako ważny, a w każdym razie ciekawy głos w debacie lustracyjnej...

- Zgrzytałem zębami, kiedy ostatnio przeczytałem w "Polityce", że wpisałem się w nurt prawicowych kryminałów, że udało mi się wkupić w łaski obecnej władzy i establi-shmentu... Szlag mnie trafia z powodu takich opinii. Gdybym dzisiaj pisał "Uwikłanie", zrezygnowałbym pewnie z całego wątku esbeckiego.
Jerzy Pilch, w niezwykle pochlebnej recenzji...

- Porobiłem odbitki i wytapetowałem nimi mieszkanie (śmiech).

Pilch zauważył, że mówi Pan rzeczy niby oczywiste, z którymi zgadza się wielu ludzi w Polsce, ale takie, których jakoś nikt do tej pory nie wyartykułował. Czuje się Pan głosem jakiegoś pokolenia, grupy?

- Nie (śmiech). Żeby być głosem pokolenia, trzeba obracać się w środowisku, przesiadywać w odpowiednich kawiarniach. Brakuje mi na to czasu. Mam żonę, dwójkę dzieci, pracę, kupę różnych obowiązków i jeszcze muszę czytać książki.

"Uwikłanie" kończy się tak, że czytelnik jest prawie pewien, że niebawem dostanie do rąk dalszy ciąg przygód prokuratora Szackiego. Kiedy możemy spodziewać się nowej książki?

- Ciągu dalszego nie będzie. Waham się pomiędzy różnymi pomysłami, ale nie ma wśród nich kontynuacji "Uwikłania". Jestem pewny na 95 procent, że nie wrócę więcej do Szackiego.

Skąd taka decyzja? Otwarcie było niezwykle udane, dlaczego nie pójść za ciosem?

- Początkowo rzeczywiście myślałem o dalszych częściach. Jednak po wydaniu książki zostałem zaszufladkowany, wpisany w nurt prozy kryminalnej. Okazało się też, że obecnie w Polsce każdy, kto ma w domu komputer albo maszynę do pisania, popełnia kryminał. Pisanie powieści jest czasochłonnym i uciążliwym zajęciem. Szkoda mi życia na powtarzanie tego, co już raz napisałem.

Czytelniczki zakochane w Szackim będą niepocieszone.

- Dziwi mnie ta atencja. Osobiście za nim nie przepadam. Co prawda jest zawsze elegancki, ale przecież to mizogin i kretyn, który nie potrafi postępować z kobietami. Wiem, że kierując się prawami rynku, powinienem szybko napisać kontynuację i następne tomy. Jednak boję się zaszufladkowania, boję się tak otwarcie merkantylnego stosunku do literatury. A poza tym Polska to nie USA - w naszym kraju pisarstwo jest dla większości autorów działalnością hobbystyczną.

Nie chce być Pan ulubieńcem czytelników. Nie chce Pan być "głosem pokolenia" ani "sumieniem narodu". Nie liczy Pan na szybkie wzbogacenie się. Dlaczego w ogóle Pan pisze?

- Jestem cholernie leniwy. Przy pisaniu trzyma mnie nadzieja, że kiedyś będę jednak mógł z tego wyżyć, że wreszcie nie będę musiał chodzić do roboty. Drugi powód jest równie oczywisty: jestem strasznie próżny i uwielbiam, jak się o mnie pisze w gazetach.

A poważnie?

- Nie chcę uderzać w jakieś łzawe tony, mówić, jak to od dziecka marzyłem tylko o tym, by zostać pisarzem. Oczywiście, że chcę być sławny i bogaty, ale na swoich warunkach. Chcę sprawdzić, czy to możliwe bez nadmiernego prostytuowania się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza