Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odwiózł dziecko do babci i został potraktowany jak przestępca

Daniel Klusek [email protected]
Pan Andrzej dostał dwa mandaty. Jeden na 500 złotych za złamanie zakazu ruchu, drugi na tę samą kwotę za odmowę pokazania dokumentu tożsamości.
Pan Andrzej dostał dwa mandaty. Jeden na 500 złotych za złamanie zakazu ruchu, drugi na tę samą kwotę za odmowę pokazania dokumentu tożsamości. Archiwum
- Strażnicy miejscy potraktowali mnie jak przestępcę, wykręcili ręce i chcieli skuć - mówi pan Andrzej ze Słupska. Waldemar Fuchs, szef strażników, twierdzi, że jego podwładni mieli do tego prawo.

Do zdarzenia doszło w piątek (1 lutego) przed południem. Pan Andrzej jechał z trzyipółletnią córką do swojej matki mieszkającej przy ul. Lelewela.

- Córka jest chora, chciałem, żeby moja mama się nią zajęła - mówi pan Andrzej. - Wiem, że na tej ulicy był wtedy zakaz ruchu, zadzwoniłem więc do mamy z prośbą, aby już wyszła przed dom. Chciałem tylko dać jej dziecko i odjechać.

Przeczytaj również:Odjechał z blokadą straży miejskiej. Postawili na nogi policję

Gdy mężczyzna zatrzymał auto, podeszli do niego strażnicy miejscy. Poprosili kierowcę o dokumenty, ponieważ okazało się, że popełnił on wykroczenie.

- Powiedziałem im, że muszę najpierw przekazać chore dziecko mamie - opowiada pan Andrzej. - Wtedy oni wykręcili mi ręce i porwali kurtkę pod pachą. Zagrozili, że zakują mnie w kajdanki.
Całe zdarzenie obserwowało kilka osób. Zdaniem mężczyzny część z nich krzyczała w stronę strażników, aby puścili go ze względu na dziecko.

- Ja chciałem im dać dokumenty, ale najważniejsze dla mnie było dziecko. O córkę musiałem zadbać w pierwszej kolejności - mówi nasz czytelnik. - Gdy strażnicy wezwali drugi radiowóz, tamci funkcjonariusze wylegitymowali mnie bez najmniejszych problemów. Pokazałem im nawet swój stary dowód osobisty, aby udowodnić, że kiedyś mieszkałem przy ulicy Lelewela i że przyjechałem tu na chwilę ze względu na chore dziecko.

Pan Andrzej dostał dwa mandaty. Jeden na 500 złotych za złamanie zakazu ruchu, drugi na tę samą kwotę za odmowę pokazania dokumentu tożsamości. Mężczyzna odmówił przyjęcia mandatów, natychmiast pojechał jednak do komendanta straży miejskiej ze skargą na funkcjonariuszy.

Zobacz też: Przez gołoledź uderzył w policyjny radiowóz. Policjantka w szpitalu

Waldemar Fuchs, komendant Straży Miejskiej w Słupsku, logicznie tłumaczy, że jego podwładni mieli prawo do takiej właśnie interwencji.

- Ten pan wjechał na ulicę pomimo zakazu ruchu i odmówił pokazania strażnikom dokumentów. W stosunku do nich zachowywał się lekceważąco, nie reagował na ich wezwania, oddalał się z miejsca zdarzenia - wylicza Waldemar Fuchs.

- Mężczyzna ewidentnie popełnił wykroczenie. Gdyby zareagował na wezwanie strażników i spokojnie wytłumaczył, dlaczego tam się zatrzymał, funkcjonariusze nie musieliby go przytrzymywać. Najprawdopodobniej skończyłoby się na pouczeniu.

Jak twierdzi komendant Straży Miejskiej w Słupsku, sytuacje, kiedy strażnicy używają siły fizycznej, zdarzają się bardzo rzadko. - Zachowali się oni zgodnie z procedurami i uprawnieniami
- twierdzi.

Sprawdzi jednak, czy zachowanie jego podwładnych było adekwatne do sytuacji.

- Skonfrontuję relacje wszystkich czterech strażników i kierowcy. Zapewniam, że do sprawy podejdę rozsądnie. Tu za dużo było emocji. Ten incydent w ogóle nie powinien się zdarzyć - mówi Waldemar Fuchs.

Dodaje, że pan Andrzej popełniał już wcześniej wykroczenia drogowe i nie otrzymał mandatów. Skończyło się na pouczeniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza