Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec sparaliżowanego chłopca prosi o eksperyment

Marcin Barnowski [email protected]
Bolesław Majchrzak przy łóżku syna Marcina.
Bolesław Majchrzak przy łóżku syna Marcina. Fot. Krzysztof Tomasik
21-letni rowerzysta, który od roku leży niezdolny do samodzielnej egzystencji, sam zawinił w wypadku, który zrujnował mu życie - twierdzi Prokuratura Rejonowa w Słupsku. Ojciec się odwołuje: - Nie sprawdzili wszystkiego.

21-letni Marcin miał wypadek 30 sierpnia wieczorem we Wrześciu koło Słupska, tuż przed szkołą. Gdy jechał rowerem ze spotkania z koleżankami, potrącił go jadący za nim samochód, którym kierował mieszkaniec Główczyc, wracający z rodziną z Ustki. Marcin uderzył głową o asfalt, doznał urazu mózgu. To cud, że przeżył wypadek, ale jeśli nie zostanie poddany drogiej rehabilitacji, nie ma szans na powrót do w miarę normalnego życia.

Dlatego jego ojciec, Bolesław Majchrzak chce starać się o odszkodowanie z polisy OC kierowcy. Teraz nie ma jednak na to praktycznie żadnych szans, bo słupska prokuratura rejonowa uznała, iż kierowca w najmniejszym stopniu nie zawinił. Śledztwo zostało umorzone. Według uzasadnienia postanowienia o umorzeniu, wyłączną winę za spowodowanie wypadku ponosi rowerzysta, który nagle wjechał na jezdnię wprost przed jadący samochód.

Ojciec od początku nie zgadzał się z tą tezą, głoszoną przez kierowcę i uwiarygodnioną, według prokuratury, przez zeznania koleżanek poszkodowanego.

- Samo miejsce wypadku jeszcze przed przyjazdem policji zostało zmienione. Kierowca przesunął rower gdzie indziej. Do tego w uzasadnieniu w ogóle nie ma mowy o prędkości, z jaką jechał samochód, a musiał jechać szybko, skoro obrażenia syna były tak poważne - podkreśla.

Bądź na bieżąco - zasubskrybuj newsy ze Słupska

Majchrzak zwracał uwagę na to, że zaraz po wypadku rower leżał na poboczu, a nie na jezdni, gdzie doszło do wypadku; po drugie leżał tak, jakby Marcin jechał w przeciwnym kierunku (kierowca sam potem przyznał policji, że odciągnął rower na pobocze, układając go kierownicą w przeciwnym kierunku). Polo stało daleko od miejsca zderzenia, co, zdaniem rodziny rowerzysty, świadczy o dużej prędkości auta.

I jest jeszcze jedna niejasność, której nie może zrozumieć. Twierdzi, że jeszcze zanim przyjechała policja, na miejscu pojawił się radiowóz Straży Granicznej. Prokuratura w ogóle się tym faktem nie zainteresowała. - A pogranicznicy byli jeszcze przed policją - zaznacza.

W imieniu Majchrzaka adwokat Iwona Łakomiec odwołała się od postanowienia prokuratury do Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Wnioskuje między innymi o wyjaśnienie, dlaczego w aktach brak wątku związanego z pojawieniem się na miejscu wypadku Straży Granicznej. Za wskazane uważa też przeprowadzenie eksperymentu śledczego na miejscu zdarzenia.

- Prędkość ma kluczowe znaczenie dla określenia ewentualnej współwiny kierowcy. Biegły określił wprawdzie, że kierowca jechał z przepisową prędkością 50 kilometrów na godzinę, ale uważamy, że należałoby sprawdzić na miejscu, czy to możliwe, aby takie obrażenia mogły powstać w sytuacji, gdy samochód jechał z taką prędkością. Wskazana byłaby konfrontacja biegłego od rekonstrukcji wypadków z lekarzem - mówi Łakomiec.

Sprawa przeciąga się. Wcześniej, przed umorzeniem, Prokuratura Rejonowa w Słupsku zawiesiła śledztwo. Tłumaczyła, że nie może zadecydować o kwalifikacji badanego czynu z uwagi na niemożność określenia uszczerbku na zdrowiu Marcina w sytuacji, gdy ten wciąż się leczy. Gdy interweniowaliśmy, śledztwo wznowiono, by wkrótce potem je umorzyć. Decyzja prokuratury nadrzędnej zapadnie wkrótce.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza