Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opłata reprograficzna nie jest żadnym podatkiem od smartfonów. Ludzie bzdury opowiadają - mówi Mietek Jurecki, basista grupy Budka Suflera

Tomasz Dereszyński
Tomasz Dereszyński
Opłata reprograficzna nie jest żadnym podatkiem od smartfonów. Ludzie bzdury opowiadają - mówi Mietek Jurecki, basista grupy Budka Suflera
Opłata reprograficzna nie jest żadnym podatkiem od smartfonów. Ludzie bzdury opowiadają - mówi Mietek Jurecki, basista grupy Budka Suflera Fot. Malgorzata Genca / Polskapress
Ministerstwo Kultury przygotowało projekt Ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego. Największe dyskusje budzi wpisanie smartfonów do opłaty reprograficznej. W przestrzeni publicznej błędnie na to mówi się "podatek od smartfonów". Mieczysław Jurecki, znakomity muzyk zespołu Budka Suflera mówi: "Opłata reprograficzna nie jest żadnym podatkiem. Ludzie bzdury opowiadają". Wywiad poniżej.

Rozpoczynamy dyskusję na temat wsparcia dla ludzi kultury. Dziś rozmowa z Mieczysławem Mechanikiem Jureckim, gitarzystą grupy Budka Suflera, muzykiem z prawie 50-letnim stażem, który ma na koncie setki nagranych płyt. Wkrótce opublikujemy stanowiska dwóch stron "konfliktu".

Zatem, czy smartfony powinny być wpisane do rozporządzenia dotyczącego urządzeń od których powinno się pobierać opłatę? W jakiej wysokości? Kto powinien otrzymać wsparcie z tych pieniędzy? Pytań jest znacznie więcej.

Projekt ustawy o statusie zawodowym artystów oraz związane z tym zmiany w opłacie reprograficznej rozgrzały część przestrzeni medialnej. O co ten szum?

Opłata reprograficzna, która wzbudziła teraz dosyć duży ferment, bo oczywiście są za i przeciw, jest niezbędna, jest wręcz konieczna. Warto przypomnieć, że taka opłata już istnieje od 1994 roku, kiedy powstała ustawa o prawie autorskim. Zawarto w niej listę urządzeń, które umożliwiają kopiowanie pracy artysty, bo to nie chodzi tylko o muzykę, choć ten temat jest nośny. Problem dotyczy wszystkiego, co da się skopiować. Lista ta przez kilkanaście lat nie była aktualizowana. W 23 krajach w Unii Europejskiej lista jest aktualizowana z “duchem czasu”. U nas to się nie stało.

Mówi się o kolejnym podatku? Czy to jest podatek?

Opłata reprograficzna nie jest żadnym podatkiem. Ludzie bzdury opowiadają. Opłatę wnoszą producenci np. z Singapuru, Korei Południowej, Japonii, po prostu wytwórcy sprzętu. Koszt produkcji takiego urządzenia to jest między 30 a 40 proc. ceny, którą płaci konsument. Oczywiście każde państwo członkowskie może podjąć decyzję o udostępnieniu pracy, mojej na przykład, za darmo, pod warunkiem, że twórcy, wykonawcy, ci wszyscy, którzy biorą udział w tym w jakimś wydarzeniu, czy to w muzyce czy filmie, otrzymają godziwą rekompensatę. My takiej rekompensaty nie otrzymujemy. Dam przykład YouTube. Z miliona odtworzeń jednej piosenki, jakiegoś wideoklipu, spływa na konto wszystkich, którzy uczestniczyli w tym wydarzeniu, w przeliczeniu 26 zł. Czy to jest godziwa rekompensata? Nie.

W wielu krajach uregulowano kwestię wpisania na listę urządzeń zakwalifikowanych do opłaty reprograficznej urządzeń o nazwie smartfon. Zresztą ten smartfon chyba najbardziej rozgrzewa opinię publiczną. Dlaczego ten smartfon jest tak istotny?

Pomijając to, że w 23 krajach Unii Europejskiej opłata obowiązuje i to w dużo wyższym stopniu niż niż w Polsce, zawiera ona oczywiście smartfony. To na nich słucha się obecnie 4/5 muzyki. Oczywiście można powiedzieć, że dobra, możemy z jakiegoś innego źródła tym artystom wypłacać rekompensatę, ale z jakiego? Ja kilkadziesiąt lat grałem w Budce Suflera, więc można to bardzo

łatwo sprawdzić, ile jest milionów wyświetleń naszych przebojów. Oczywiście nie przekłada się to w żaden sposób na pieniądze i ja nie mówię tego z pazerności.

“Artyści są szczególną grupą zawodową” - takie zarzuty padają ze strony niezorientowanych w problemach środowiska. Jak na takie zarzuty można odpowiedzieć?

Wygląda to w ten sposób, że każdy człowiek, jeżeli się nie zajmuje muzyka, pracując, po kolei kupuje: mieszkanie, auto, układa sobie jakoś życie. Artyści takiej możliwości nie mają, bo oni nie dostają w stosunku do innych ludzi zatrudnionych na etatach, umowach, żadnych pieniędzy. My nie mamy znikąd pomocy, ani często nie jesteśmy ubezpieczeni. Broń Boże nie chcę się skarżyć, bo przywykłem do tego, że państwo polskie przez 47 lat mojej pracy za każdym razem mnie okradało.

Artysta zawsze ma pod górkę?

Kiedyś były tak zwane stawki, czy graliśmy na stadionie, czy w innych dużych miejscach koncertowych, otrzymywaliśmy na twarz 400 zł, czyli równowartość trzech butelek wódki. Potem pojawiły się pirackie płyty kompaktowe. Na każdym łóżku polowym w Polsce można było zobaczyć naszą (Budki Suflera - przyp. red.) pracę. W momencie, kiedy ktoś tam zawiadamiał o popełnieniu przestępstwa, to sprawa była umarzana ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. Nie mieliśmy wsparcia w państwie.

I przyszedł internet...

No i dojechaliśmy do internetu, gdzie wszystkim się ta moja praca za darmo “należy”. Rządy do tej nie zdecydowały się na wprowadzenie tak zwanej godziwej rekompensaty. Poza tym paru ludzi, do których do niedawna miałem szacunek, do redaktorów, także do różnych obserwatorów życia, nie będę z nazwiska wymieniał, bardzo mnie zawiodło. Powtarzają te bzdury, które wymyślili lobbyści zagranicznych koncernów elektronicznych. Tutaj nikt nikogo nie chce okraść. Opowiada się bzdury pod tytułem, że smartfon zdrożeje o 300 zł... No załóżmy, że on kosztuje 1000 czy nawet 2000 zł, więc skoro tam jest przewidziany jeden procent opłaty, to czy on naprawdę znacznie zdrożeje?

Kłania się matematyka. O jakich sumach mówimy?

W krajach, o których wspomniałem, zagraniczne koncerny tę opłatę płacą bez zmrużenia oka i nikt się nie zastanawia, czy ją płacić. Poza tym mówię na takie wyliczenia z “matematyki dwója”. Nawet gdyby założyć opłatę na poziomie dwóch czy nawet trzech procent, to od 1000 zł nie wyjdzie nam 200 czy 300 zł, tylko 20 lub 30 zł, od 2000 zł nie wyjdzie 600 zł. Wystarczy chcieć się zapoznać z faktami a nie uwierzyć gościom, którzy w tej chwili krzykliwymi hasłami próbują opowiedzieć coś, co nie jest prawdą.

Padają zarzuty, że tworzy się grupę uprzywilejowaną kosztem innych, czyli społeczeństwa, które jest konsumentem sprzętu elektronicznego, głównie smartfonów i innych urządzeń do korzystania ze sztuki?

Przecież chyba nikt sobie nie wyobraża, że ja pójdę pisać jakieś podania, czy coś, żeby mnie uznali za artystę. Całe życie na to pracowałem. Nagrałem ok. 350 płyt. Zgadzam się na to, żeby z tych pieniędzy, które nam się słusznie należą, tak jak artystom w krajach UE, pomagać innym. My nie chcemy niczego nadzwyczajnego. My chcemy mieć podobne warunki jak artyści w innych krajach. Krótko mówiąc, raczej uprzywilejowani są politycy. Wystarczy telewizor włączyć i zobaczyć, za co można dostawać pieniądze. Przeznaczenie opłaty reprograficznej na pomoc to żaden przywilej, zwłaszcza, że to nie społeczeństwo ma za to zapłacić. Poza tym my nie jesteśmy grupą zawodową, która wyjdzie opony palić przed Sejmem. Jesteśmy ludźmi kultury, mniejszej lub większej, ale kultury jednak.

Padły zarzuty, że organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi, posiadają znaczne sumy na kontach? Projekt ustawy przewiduje powstanie kolejnej organizacji pod nazwą Polska Izba Artystów. Po co kolejna?

Chodzi o pomoc w opłacaniu ubezpieczenia. Większości artystów w Polsce, ja należę do grona nielicznych, którzy takiej pomocy nie potrzebują, musi otrzymać takie wsparcie. Artysta, twórca, najczęściej młody, bywa w trudnej sytuacji finansowej i nie stać go na ubezpieczenie siebie i rodziny. Wówczas, co jest zapisane w projekcie ustawy, pomoc jest uzależniona od tej właśnie sytuacji. To właśnie ten projektowany system jest w stanie mu z tych pieniędzy, należnym wszystkim artystom, zapłacić. Nikt tutaj nie odkrywa Ameryki. My nie chcemy niczego więcej. Obecna propozycja jest i tak okrojona.

Politycy nie słuchają artystów, ich problemów, kłopotów, nie reagują wystarczająco do tej pory?

Ja sobie zbyt wiele nie obiecuję po rozmowach z politykami, bo niezależnie od opcji politycznej, ta sytuacja istnieje już kilkanaście lat. Po prostu przez kilkanaście lat, dzięki temu, że lobbyści zagranicznych koncertów elektronicznych blokowali aktualizację listy czystych nośników, nie nastąpiła zmiana. Do teraz są na niej magnetowidy, magnetofony, kasety VHS. Nikt tego przecież już nie kupuje, bo nawet za bardzo nie ma gdzie, zresztą nie te czasy. Przez te lata co chwilę są jakieś wybory, co chwilę nam ktoś coś obiecuje, że będzie dobrze. Po jednych wyborach, zaraz będą kolejne, potem kolejne, a my tak jak łosie czekamy już kolejny rok na na jedną drobną aktualizację listy nośników podlegających opłacie reprograficznej. I tyle.

Rozmawiał Tomasz Dereszyński

Mieczysław ps. Mechanik Jurecki, gitarzysta, gitarzysta basowy grupy Budka Suflera, kompozytor, aranżer a także członek Związku Zawodowego Muzyków RP

Zapraszam do nadsyłania opinii i stanowisk na adres: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Opłata reprograficzna nie jest żadnym podatkiem od smartfonów. Ludzie bzdury opowiadają - mówi Mietek Jurecki, basista grupy Budka Suflera - Portal i.pl

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza