Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowiada bajki erotyczne. Dobry pomysł na wieczór kawalerski (wideo)

Zbigniew Marecki
Anna Szranc, nietuzinkowa bibliotekarka na emeryturze, która od 1993 roku jest słupszczanką z wyboru.
Anna Szranc, nietuzinkowa bibliotekarka na emeryturze, która od 1993 roku jest słupszczanką z wyboru.
Od blisko roku zawodowo opowiada bajki. Dostała nawet unijne pieniądze na stworzenie firmy Bajoczka, która oferuje zabawne opowieści dla dzieci i pikantne dla dorosłych.

Tę firmę stworzyła Anna Szranc, nietuzinkowa bibliotekarka na emeryturze, która od 1993 roku jest słupszczanką z wyboru.

Bajki opowiadała od dzieciństwa. - Mnie w tym czasie już zafascynowało zawodowe opowiadanie bajek. Opowiadałam je już od dzieciństwa. Zaczęłam na obozach dla dzieci wojskowych. Wieczorami gasiliśmy światło, a ja wymyślałam różne opowieści - uśmiecha się pani Anna. Jednak o zawodowym opowiadaniu bajek pomyślała dopiero wtedy, gdy w Łebie poznała Michała Malinowskiego, dyrektora Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści w Konstacinie, który latem nad morzem opowiadał bajki małym turystom.

- Robił to tak świetnie, że sama zapragnęłam zostać takim opowiadaczem. Zapytałam się go, czy mogę skorzystać z jego metody. Nie miał nic przeciw temu - śmieje się pani Anna.

Akurat dobrze się złożyło, bo Pomorska Agencja Rozwoju Regionalnego w Słupsku rozpoczęła nabór chętnych osób, które chciały zdobyć pieniądze na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Można było dostać od 25 do 40 tys. zł. Zgłosiła się i przedstawiła swój pomysł na firmę Bajoczka.
- Bajoczka to po kaszubsku opowiadaczka - wyjaśnia pani Anna.

Sama była zdziwiona, gdy znalazła się w grupie 50 osób, które wybrano z 306 chętnych. Potem przeszła bardzo dobre szkolenie. Napisała biznesplan i dostała pieniądze na zakup samochodu fiat panda oraz inne potrzebne rzeczy: laptopa, głośniki, ksero, drukarkę, dyktafon i rzutnik multimedialny do prezentacji.

- Kupiłam także pół metra sześciennego drewna, z którego stolarz zrobił mi drewniane klocki różnych rozmiarów. Z nich można układać przeróżne rzeczy. To także pomysł przejęty od pana Malinowskiego. Świetnie się sprawdza, bo dzieci uwielbiają zabawy takimi klockami. Już miałam taką imprezę - relacjonuje pani Anna.

Stolarz przygotował jej także mały, przenośny teatrzyk, który wykorzystuje, gdy opowiada bajki. Wtedy prezentuje w nim swoje rysunki ilustrujące opowieści. Są różne, w zależności od rodzaju bajek.

- Dzieciom opowiadam bajki regionalne. Czasem przy okazji wyjaśniam różne ważne sprawy, bo dzieci na przykład nie wiedzą, skąd się biorą ziemniaki. Dla dorosłych mam bardziej pikantny repertuar. Na przykład w słupskiej Domówce opowiadałam erotyczne opowieści z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Podobało się. Mogę z nimi nawet wystąpić podczas wieczoru panieńskiego albo kawalerskiego - zachęca pani Anna.

Zresztą w sprawach damsko-męskich ma już niezłe doświadczenie, bo jest stałą bywalczynią portali randkowych. Tam nawet wypatrzyła pewnego pana, w którym się naprawdę zakochała. - Dla niego rzuciłam dodatkową pracę, którą podjęłam na emeryturze. Był tak czarujący, że zgodziłam się nawet wyjechać ze Słupska. Na szczęście nie sprzedałam mieszkania. Pan był milionerem, ale po kilku tygodniach czar prysł, bo okazało się, że on potrzebuje gospodyni, a był tak oszczędny, że nie chciał wydawać na zatrudnienie pomocy domowej. Po roku wróciłam do domu. Nie zabrałam ani jednego jego prezentu - zdradza pani Anna.

Teraz już opowiada o swoim doświadczeniu bez emocji. Nadal co prawda wchodzi na portale randkowe, ale romanse na razie jej nie interesują. Za to chciałaby zdobyć unijny grant na serię imprez, podczas których opowiadałaby dzieciom bajki, a one nie musiałyby za to płacić. Przygotowała już stosowne projekty i złożyła je gdzie trzeba. Może się uda zdobyć te pieniądze.

Tymczasem martwi się, bo czeka ją operacja kolana, które uszkodziła kilka lat temu, gdy w Krakowie przewróciła się na szynę tramwajową.

- To kolejna życiowa przeszkoda, ale mam nadzieję, że ją przejdę - śmieje się w otoczeniu zbioru różnych zegarów, które odziedziczyła po rodzicach - Stanisławie i Leonie.
- A wie pan, właściwie urodziłam się na poligonie w Kieleckiem, bo gdy mama była ze mną w ciąży, to w maju 1956 roku pojechała tam z moim starszym o rok bratem do ojca, żołnierza zawodowego. Akurat był na ćwiczeniach. I tak zostałam dziewczyną poligonową. Do tej pory ćwiczę na sobie różne sytuacje - śmieje się pani Anna. d

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza