W styczniu tego roku w tym samym obiekcie wybuchła bomba. Nikt nie ucierpiał, ale części myjni została zniszczona. Wczoraj informację o pożarze straż pożarna dostała około 4.00 rano. - Dzwonił mój zmiennik, który miał nocny dyżur - mówi starszy mężczyzna z parkingu obok.
Trudno wierzyć w przypadek
Nasz czytelnik Marek Kasprzak, mieszkaniec bloku koło myjni, opowiada: - Przed 4.00 obudziła mnie żona, która poczuła zapach spalenizny. Podbiegliśmy do okna i zobaczyliśmy płonącą myjnię - mówi. Trochę z żoną spanikował. - Nie wiedzieliś-my, co się jeszcze może zdarzyć - mówi. Ale po chwili sięgnęli po kamerę i aparat, żeby to wszystko uwiecznić.
Pierwszy wóz strażacki przyjechał o 4.17, wkrótce strażacy opanowali ogień. - Kiedy przyjechaliś-my, paliło się dwie trzecie budynku. Dymiło z dachu i okien - mówi st. asp. Dariusz Derda, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie.
Strażacy oceniają, że ogień strawił 80 proc. myjni. Spłonęła większość dachu, wyposażenie myjni, bar i część sklepu motoryzacyjnego, należące do tego samego właściciela - Donata G. Doszczętnie spalił się wewnątrz myjni samochód osobowy pozostawiony na noc przez jednego z klientów. Akcja, w której brało udział pięć jednostek straży i 19 strażaków, zakończyła się o 5.15. Rzecznik straży nie chce mówić o przyczynach pożaru. Nieoficjalnie strażacy mówią: - W przypadkowy pożar trudno uwierzyć.
Do dwóch razy sztuka?
Wczoraj dla postronnych teren myjni był zamknięty. Pracujący tam policjanci odmawiali komentarzy. St. sierż. Sławomir Konieczny, rzecznik miejskiej policji, nie chciał mówić o przyczynach pożaru: - Po eksplozji bomby, dla nas ta myjnia jest miejscem szczególnym. Zbieramy materiały, żeby biegli mogli zrobić ekspertyzy. Potrwa to około miesiąc - stwierdza. Pytany o to, czy pożar wiąże się z wybuchem bomby 13 stycznia, odpowiada: - Prowadzimy działania także pod tym kątem, bo nie sposób tego wykluczyć.
Mieszkańcy okolicznych bloków są przestraszeni. - Jak na poligonie: niedawno bomba, teraz pożar - mówi zdenerwowany mężczyzna (pragnie zachować anonimowość). Inny dodaje: - Nie wiem o co tu chodzi, ale ten pożar to na pewno nie przypadek.
Właściciel auto-myjni Donat G. był dla nas wczoraj nieuchwytny. Nie udało nam się do niego dotrzeć także za pośrednictwem jego adwokata. Mec. Jerzy Synowiec mówi, że jego klient nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Zdaniem adwokata, prawdopodobnie ktoś, komu nie udało się zniszczyć myjni w styczniu, zrobił to teraz. - Niewykluczone też, że pożar powstał od pozostawionego wewnątrz samochodu. Trudno powiedzieć - mówi mec. Synowiec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?