Kontrolę w jednej z usteckich piekarni przeprowadzono po sygnale ze słupskiego sanepidu, który stwierdził, że pracownicy pracują w tym zakładzie nie tylko w fatalnych warunkach, ale także "na czarno".
Swoje działania inspektorzy PIP zaczęli wieczorem, ok. godz. 21, bo wtedy zwykle piekarnie rozpoczynają nocną zmianę. Inspektorzy działali w towarzystwie dwóch policjantów. Okazało się, że obecność funkcjonariuszy przydała się, bo przebywający wewnątrz piekarni pracownicy nie chcieli wpuścić kontrolerów do środka. Policjanci musieli użyć siły.
Informacja z sanepidu okazała się prawdziwa. Inspektorzy stwierdzili, że dwóch pracowników tego zakładu jest zatrudnionych "na czarno. A co więcej, jeden z nich był poszukiwany listem gończym.
- Pracownik, który był poszukiwany, został natychmiast zabrany przez policję - relacjonuje Roman Giedrojć, szef słupskiego oddziału PIP.
Jak się dowiedzieliśmy, kontrolowana piekarnia w Ustce działała już prawie rok po przerwie, którą spowodował pożar. Pracodawca w miniony wtorek podpisał protokół pokontrolny. Uznał wszystkie zarzuty kontrolujących inspektorów. Teraz sprawa trafi do sądu. Pracodawcy grozi kara grzywny od 3 do 30 tysięcy zł.
- Sąd będzie rozpatrywał tylko winę pracodawcy. Natomiast gdyby pracownicy chcieli zalegalizować swoją pracę, to musieliby z tą sprawą pójść do sądu. Zwykle połowa tego typu spraw kończy się sukcesem. Niedawno udało się nam przekształcić w ten sposób 56 umów, które pracownicy zawarli z agencją pracy w Człuchowie, a w rzeczywistości pracowali dla innej firmy - dodaje nadinspektor Giedrojć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?