Do domu Renaty Cieślik, szefowej SOZ, pod Słupskiem przyszedł mężczyzna, lokator mieszkania w budynku socjalnym i powiedział, że w jego mieszkaniu został mały kundelek Dżeki, a on nie może tam wejść, bo dzieciaki z budynku zatkały mu czymś zamek. Dżeki nie je i nie pije już drugą dobę.
- Lokator to starszy pan. Wyjechał z domu na krótko, a kiedy wrócił, okazało się, że nie może wejść do mieszkania. Poszedł przespać się do kolegi, a dzisiaj przyszedł do mnie ze Słupska na piechotę. Ja zawiadomiłam strażaków, oni policję, bo tylko w jej asyście wolno otworzyć mieszkanie.
Zjechaliśmy się tam równocześnie - opowiada Renata Cieślik. - Tymczasem na miejscu okazało się, że lokator - mimo że mieszka tam od trzech lat, co potwierdzają sąsiedzi - nie ma żadnego przydziału. Przyznał to sam, gdy okazało się, że jest zameldowany gdzie indziej.
Powiedział, że został przekwaterowany na Lelewela, ale nie załatwił formalności. Policja chciała jakiegoś potwierdzenia, że ten pan ma prawo do zajmowania lokalu, ale wieczorem, gdy urzędnicy nie pracują, trudno je zdobyć. Policja więc odstąpiła od otwarcia mieszkania. Innym wyjściem byłoby wezwanie ślusarza, ale tego pana nie stać na niego, ani na kupno nowych antywłamaniowych drzwi. Natomiast strażacy otworzyliby je w łagodniejszy sposób, specjalistycznym sprzętem.
Po dwóch godzinach zakończono interwencję. W piątek sprawa się wyjaśni, jeśli lokator zdobędzie od zarządcy lokalu pismo, że zajmuje go legalnie. Tymczasem Dżeki dostał karmę przez otwór po rozmontowanym judaszu. Tą drogą też próbowano wlewać wodę dla pieska, żeby się nie odwodnił.
Do sprawy wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?