Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PLK: Energa Czarni Słupsk - Asseco Prokom Sopot 76:58 (opis meczu, wideo, nowe zdjęcia, felieton)

Rafał Szymański
Fot. Łukasz Capar
Asseco Prokom Sopot wystąpiło w Słupsku bez sześciu podstawowych zawodników. To tak jakby Energa Czarni wygrywała przed meczem 15:0.

Czarni Słupsk - Asseco Prokom

Trudno było słupskiemu zespołowi nie skorzystać z takiego prezentu. Po zwycięstwie z Armani Jeans Milano w Eurolidze Tomas Pacesas dał odpocząć Davidowi Loganowi, Qyntelowi Woodsowi, Ronniemu Burrellowi, Patrikowi Burke, Danielowi Ewingowi. Nadal kontuzjowany jest Koko Archibong.

Na wieść o tym zakłady bukmacherskie, na kilka godzin przed meczem, zamknęły możliwość typowania jego rezultatu. Ci, którzy jednak zdążyli obstawić wygraną słupszczan wcześniej, trafili bezbłędnie. Jeśli do tych kilku nieobecnych filarów sopocian doszedł jeszcze grający z kontuzją Adam Hrycaniuk, wyszło na to, że Energa Czarni miała mocny test przed spotkaniem w środę, z AZS Koszalin.

Asseco Prokom zagrało bardziej osłabione niż 3 stycznia w Pucku, gdy w terminie meczu ligowego Słupska i Sopotu, grano spotkanie towarzyskie.

To wszystko jednak zmartwienia gości. Energa Czarni musiała wygrać i wygrała, chociaż trochę musiała udowadniać, że tak będzie. Wystarczyło kilka zrywów Dylewicza, by wynik udawało się doprowadzić do remisu.

Po słabszej pierwszej kwarcie w następnych podopieczni Okorna systematycznie i konsekwentnie budowali swoją przewagę. Byli znów skuteczni w defensywie, a w ataku trudno było zatrzymać ich na obwodzie. Tam, jak szaleni potrafi zdobywać punkty zza linii 6.25 m.

Popis strzelecki zza łuku dali już na samym początku. W pierwszych 10 minutach gospodarze zdobyli w ten sposób 15 punktów. Trójki zaczął zdobywać nawet Chris Booker, który ustanowił w spotkaniu swój rekord punktowy w Polsce (zdobył 17 pkt).
Po słupskiej stronie, goście dostali szansę tylko pod koszem, im dalej od niego, tym mieli trudniej. Brazelton trafił raz za trzy punkty, cały zespół z Sopotu tylko dwa. Przy tak ścisłym kryciu na obwodzie, więcej swobody miał center Łapeta. Jednak gdy w drugiej kwarcie nie trafił cztery razy w jednej akcji pod rząd był ugotowany.

- Oczywiście wolałbym grać z Sopotem, który miałby pełny skład - mówił na konferencji prasowej Gasper Okorn, szkoleniowiec słupszczan. - Może w finale? - wszedł mu w słowo jeden z dziennikarzy.

Błysk w oku trenera przyćmił światła skierowanych w niego kamer i fleszy aparatów.

Energa Czarni - Asseco Prokom 76:58 (17:22, 16:9, 22:11, 21:16).

Energa Czarni: Booker 17 (2), Bennett 15 (3), Cesnaukis 13 (3), Burks 9 (3), Bakić 6, Sroka 5 (1), Dutkiewicz 4, Malesa 3 (1), Leończyk 2, Barlett 2.

Asseco Prokom: Dylewicz 14 (1), Brazelton 11 (1), Łapeta 11, Zamojski 11, Szczotka 7, Sikora 2, Hrycaniuk 2, Krauze 0, Kostrzewski 0, Świętoński 0.
Efekt psychologiczny

Gasper Okorn, szkoleniowiec Energi Czarnych

- Niektórym mogło się wydawać, że to będzie łatwe spotkanie. A my przez trzy dni przygotowywaliśmy się tak, jakbyśmy mieli zagrać przeciwko pełnemu składowi rywali. Dopiero w dniu meczu dowiedzieliśmy się, że Asseco Prokom Sopot nie zagra w pełnym składzie. Takie sytuacje nie są łatwe, bo wtedy zawodnicy niepotrzebnie się rozprężają. A my zagraliśmy agresywną defensywę. Bardzo wiele ładnych akcji zobaczyliśmy też w ataku.

Młodzież też musi grać

Tomas Pacesas, trener Asseco Prokomu Sopot
- Brak podstawowych zawodników w składzie to nie jest lekceważenie rywala. Była szansa, aby zagrali teraz moi młodzi zawodnicy, potem będą play off, gry dzień po dniu i muszę wiedzieć na co kogo stać. Ja jestem zadowolony z ich postawy. Czasami jeszcze im szkodzi za duża chęć gry, spalają się. Z Basketem Poznań w środę zagram w pełnym składzie. W ostatnim meczu przed własną publicznością zagramy w silnym składzie.
Czarnym tuszem pisane (28) Środa na czerwono
Adam Romański - dyrektor ds. sportowych i PR klubu Energa Czarni Słupsk.

To wcale nie było łatwe ani oczywiste... Mowa o wygranej naszej Energi Czarnych Słupsk z Asseco Prokomem Sopot. A właściwie z drugą piątką mistrza Polski. Owszem, sopocianie przyjechali w rezerwowym składzie, ale nie mieliśmy na to żadnego wpływu (mistrz sobie pierwsze miejsce zapewnił i z tego skorzystał), a poza tym nadal trzeba było ten skład ograć. I to się udało - na dodatek w niezłym stylu i ze znakomitym wynikiem końcowym.

Tu i ówdzie słychać po takich meczach narzekania, że gra słaba, że zbiórki przegrane, że trener przysypiał... Ja mam inne wrażenia. Nie mamy w tym sezonie w Słupsku Dream Teamu, Zespołu Samograja, Ekipy Bez Wad. Mamy za to coraz lepiej rozumiejący się kolektyw i będących w coraz lepszej formie zawodników. Mamy - co dla mnie bardzo ważne - pomysły na poszczególne mecze i ich realizację, a także sposoby, żeby nasze wady ukryć. A także mamy - co mnie od początku zadziwia - ogromną cierpliwość trenera Gaspera Okorna w czasie meczów.

Mnie na moim krzesełku czasem nosi. Ja czasami wpadam niemal w furię, jak zapewne każdy kibic w Gryfii, kiedy następuje seria głupich zagrań i prostych błędów. Gdybym był trenerem, brałbym czasy, szafował zmianami, skakał przy linii "dla pobudzenia zespołu". A w przerwie w szatni obsobaczył z góry na dół... I zapewne bym te mecze przegrał...

A nasz trener nie... Owszem, jest żywiołowy, owszem krzyknie, ale wie, co chce osiągnąć, wie, że zespół jest przygotowany i ma podane na tacy odpowiednie narzędzia do przeprowadzenia operacji z sukcesem, więc wymaga realizacji i... czeka. Można to różnie oceniać, ale nie da się zaprzeczyć, że w ostatnich sześciu meczach za każdym razem dzięki takiej postawie, dzięki niemal równemu podziałowi minut, dzięki zaufaniu z ławki w stronę boiska i odwrotnie, wygrywaliśmy. Inny przykład - w połowie wczorajszego meczu w naszej szatni ponoć wcale nie było gorąco, jakby nakazywała potoczna logika. Było normalnie.

Nie do przecenienia jest przy tym postawa naszych graczy. Po prostu grają coraz lepiej i to dotyczy bez wyjątku wszystkich. Za to im dziękuję i gratuluję, zdecydowanym tonem prosząc o więcej. Może nie powinienem tego robić, ale jedno nazwisko chciałem dzisiaj wyróżnić. To Paweł Leończyk. Niedawno usłyszałem od jednego z trenerów zatrudnionych w PZKosz pytanie, czemu gra tak mało. Otóż gra moim zdaniem wystarczająco dużo, żeby pokazać, jak wiele znaczy dla drużyny. Świetnie wpasował się w potrzeby Energi Czarnych, podaje, zbiera, walczy i niesamowicie broni. W sobotę przekonał się o tym Filip Dylewicz, nie on pierwszy, nie ostatni. I niech nikogo nie zmylą niskie zdobycze punktowe. One przyjdą z czasem. Już teraz "Leon" jest bardzo dobry.

I właśnie naciśnięcie na odpowiednie guziki, ustalenie priorytetów, dało nam to zwycięstwo z Asseco. Kto nie wierzy, niech sprawdzi w końcowych statystykach skuteczność rzutową Dylewicza, Zamojskiego i Brazeltona, kluczowych graczy meczu, i przypomni sobie, ile razy ci zawodnicy rzucali z czystych pozycji. Przegrane zbiórki? I co z tego? Turów trenera Saso Filipovskiego prawie zawsze przegrywał zbiórki i prawie zawsze wygrywał. Mnie nie przeszkadza że gramy "średnio-ładnie", jeśli w tym czasie zbliżamy się do wyrównania klubowego rekordu zwycięstw z rzędu - ośmiu z sezonu 2002/2003 (a wtedy ten rekord padł dzięki grze w grupie o miejsca 7-12).

A jestem pewien, że w środę zbliżymy się jeszcze bardziej. Panie i Panowie - pełna mobilizacja! Wszyscy ubrani na czerwono, gardła czyste i gotowe do wsparcia! Będziemy tego wsparcia potrzebować i na pewno się za nie odwdzięczymy. Niech to będzie pamiętna czerwona środa!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza