Prawie pół roku temu rozpoczęła się piesza wędrówka Grzegorza Stenki do Portugalii. Piechur z Bydlina wyruszył z Ustki 8 kwietnia. Pieszo pokonał ponad cztery tysiące kilometrów. Byłoby więcej, ale Francję - z powodu panującej pandemii - opuścić musiał szybko, więc podróżował przez nią autostopem.
Rekordowa ostatnia prosta
Ostatnie 97,5 kilometra Grzegorz pokonał „na raz”, bez snu. Z przerwami na odpoczynek i posiłki zajęło mu to 26 godzin.
- Po 177 dniach i ponad 4000 kilometrów pieszej wędrówki doszedłem do Cabo da Roca. Potrzebowałem do tego czterech par butów, ostatnią z nich mam na sobie. Pozostałe znosiłem po drodze: w Austrii, we Włoszech i w Hiszpanii – relacjonuje piechur. - Doszedłem do Cabo da Roca, ale nie dotarłem do celu. Moim celem jest Walencja i znalezienie tam szczęścia – dodaje tajemniczo.
Po drodze Grzegorz wiele razy zadawał sobie pytanie: „Po co właściwie idę?”.
- Nawet dzisiaj nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć, ale wiem, że zmienił się mój światopogląd. Doświadczyłem na własnej skórze ludzkiej życzliwości i pomocy. Wbrew pozorom świat nie jest taki zły, jak może się wydawać. Pomogło mi bardzo dużo osób i część z nich zamierzam odwiedzić w swojej drodze powrotnej do kraju. Myślę, że do Bydlina wrócę pod koniec października lub na początku listopada, ale nie jest to ostateczna deklaracja – mówi Grzegorz.
Warto przypomnieć, że swoją wędrówkę połączył ze zbiórką pieniędzy dla Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci. Do tej pory zebrano ponad 7700 złotych, ale zbiórka nadal trwa w serwisie siepomoga.pl
Czy to ostatni marsz piechura?
Grzegorz Stenka nie zakłada, że to ostatnia wędrówka w jego wykonaniu, ale jeśli do następnej dojdzie, to nie będzie to podróż samotna.
- Wędrowanie stało się dla mnie narkotykiem, ale nie chcę już ruszać w drogę sam. Z drugiej strony jest bardzo trudno znaleźć kompana. Trzeba wziąć pod uwagę sytuacje, które mogą się wydarzyć po drodze, a są one nie do przewidzenia. Spanie na przystankach, organizowanie jedzenia czy walka z samym sobą, aby się nie poddać, bo iść trzeba codziennie - to naprawdę nie jest dla wszystkich – zauważa piechur.
Grzegorz wyliczył, że półroczna wyprawa kosztowała około 13 500 złotych. Część tych pieniędzy pochodziła z jego oszczędności, które miał przed wyruszeniem w drogę, a część to pomoc sponsorów.
- Po raz kolejny dziękuję Sławomirowi Bachulowi z firmy Es-Ryb, Grzegorzowi Drapale z Unison Nieruchomości, Adamowi Cichoniowi z PRP Mors Bydlino, Michałowi Stachowiczowi z Automatyki dla przemysłu. Dziękuję mojej mamie i bratu, a także pani Magdzie z Bydgoszczy, która zorganizowała dla mnie zbiórkę pieniędzy. Bez tych wszystkich ludzi ta wędrówka by się nie udała, a organizowanie dorywczej pracy okazało się bardzo trudne. Dlatego jeszcze raz dziękuję – mówi.
Czy piechur z Bydlina wyruszy jeszcze na szlak? Jeśli tak, to na pewno się o tym dowiemy.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?