MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podatkiem w rolnika

Zbigniew Marecki
- Minister Tański szuka pieniędzy, ale nie tam, gdzie trzeba. Mamy zbyt małe dochody, aby płacić podatek dochodowy - uważa Zbigniew Kędzior, rolnik z Kończewa. Teraz płaci podatek rolny: 72 złote rocznie od hektara przeliczeniowego.
- Minister Tański szuka pieniędzy, ale nie tam, gdzie trzeba. Mamy zbyt małe dochody, aby płacić podatek dochodowy - uważa Zbigniew Kędzior, rolnik z Kończewa. Teraz płaci podatek rolny: 72 złote rocznie od hektara przeliczeniowego. Fot. Sławomir Żabicki
Minister rolnictwa Adam Tański chce wprowadzić podatek dochodowy dla rolników. - To byłby gwóźdź do trumny - oceniają rolnicy i politycy z regionu.

Pomysł Tańskiego pojawił się jako uzupełnienie do programu wicepremiera Grzegorza Kołodki dotyczącego reformy systemu podatkowego. Zakłada, że rolnicy płaciliby zamiast dotychczasowego podatku rolnego od uprawianych gruntów podatek dochodowy. Na początek jego stawka miałaby wynosić 10 procent.
- Oczywiście podatek byłby płacony od dochodu, który pozostałby rolnikowi po odjęciu od przychodu kosztów produkcji - przekonuje Tański. Już w niedzielę w telewizji "Polsat" pomysł ten skrytykował Jarosław Kalinowski, lider PSL. Według niego taka propozycja świadczy o tym, że do głosu w rządzie doszły teraz siły, które nie znają specyfiki polskiej wsi.
Pomysł zbulwersował wiele środowisk związanych z rolnictwem.
- Propozycje Tańskiego wskazują, że mamy do czynienia z wielkim niezrozumieniem rolnictwa. Przecież walczymy o rekompensaty z Unii Europejskiej, bo nasze rolnictwo jest niskodochodowe, a tymczasem pró- buje się wprowadzić dodatkowe obciążenia - ocenia Ryszard Kleinszmidt, wiceprezes Pomorskiej Izby Rolniczej. Według niego w ogóle niedopuszczalna jest koncepcja zryczałtowanego podatku dochodowego określanego na podstawie wyliczeń GUS. - To byłby jakiś dochód wirtualny, bo większość gospodarstw uprawia słabe gleby, osiąga niską wydajność z hektara i praktycznie ma niewielkie dochody. Wtedy ci rolnicy musieliby dopłacać do swoich gospodarstw - przekonuje Kleinszmidt.
Zygmunt Gudebski, wicedyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolnictwa urzędujący w Strzelinie zdaje sobie sprawę, że podatek dochodowy od rolników jest stosowany w krajach unijnych, ale uważa, że obecnie polscy rolnicy nie są przygotowani do takiej zmiany. - W Danii za prowadzenie ksiąg podatkowych dla rolników płacą ich związki. Wszystkie ich rachunki są przekazywane do instytucji podobnych do naszych ośrodków doradztwa rolniczego, które obsługują wielu rolników. U nas nikt do takiej roli nie jest przygotowany. Trudno te koszty byłoby przerzucić na rolników, bo ich nieraz nie stać na podstawowe wydatki - uważa Gudebski.
Józef Bogusz, szef Pomorskiego Związku Pracodawców Rolnych, już prowadzi duże gospodarstwo, które działa na podstawie Kodeksu handlowego. Prowadzi pełną księgowość. - Dla mnie pomysł Tańskiego nie jest zaskoczeniem. To jest jednak propozycja dla gospodarstw wielkotowarowych. One stanowią kilka procent w sektorze rolnym. Pozostali rolnicy nie mieli do tej pory do czynienia z księgowością. Dla nich byłby to dodatkowy wydatek. Poparłbym ten pomysł, gdyby rolnicy mieli zapewnione dochody. Teraz jest zbyt dużo problemów ze sprzedażą produktów rolnych - ocenia.
Wszystko wskazuje więc na to, że rządowi będzie trudno przeforsować ten pomysł w Sejmie. - Rolnicy chcą płacić podatki, ale najpierw muszą mieć zyski, a teraz o nie trudno. Najpierw trzeba uruchomić rynek - ocenia Alfred Fryzowski, prezes Zarządu Powiatu Grodzkiego PSL w Koszalinie. Będzie namawiał posłów PSL do odrzucenia pomysłu.
- Jeśli ten podatek miałby być obliczany na podstawie dochodów określanych przez GUS, to będziemy zdecydowanie przeciw. Najpierw jednak musimy się zapoznać ze szczegółami. Wtedy przedstawimy swoją opinię klubową - mówi Danuta Hojarska, lider Samoobrony w województwie pomorskim.
Już przeciw są natomiast posłowie LPR. - Ten podatek to byłby gwóźdź do trumny dla polskiego rolnictwa. Przy jego pomocy Unia Europejska chce doprowadzić do bankructwa sporą grupę gospodarstw. Rzecz tylko w tym, że w polskich miastach nie ma miejsc pracy dla wiejskich bankrutów, więc w efekcie doszłoby do wykluczenia dalszej części społeczeństwa - twierdzi poseł LPR Robert Strąk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza