Bar Andzia w Orzechowie pod Ustką z powodzeniem funkcjonował od 2019 roku. Przyczepa gastronomiczna, drewniany podest, krzesła, stoliki i toi toi spłonęły w nocy 6 czerwca 2022 roku, najprawdopodobniej po oblaniu benzyną kół przyczepy. Biegły z zakresu pożarnictwa nie miał wątpliwości, że było to podpalenie. Właściciele baru – małżeństwo z Ustki - pracowali tam ze swoimi dziećmi. Od razu zaczęli podejrzewać, kto puścił z dymem około 300 tysięcy złotych, niszcząc dorobek i miejsca pracy rodziny. Takie były wstępne szacunki. Nowa maszyna gastronomiczna wartości 160 tysięcy złotych została całkowicie zniszczona, a właściciele pozbawieni dochodów.
Trop prowadził do 35-letniego, pracującego za zachodnią granicą kierowcy TIR-a Łukasza W. Mężczyzna ten w 2021 roku zaczął prześladować żonę, z którą się rozwodził, siostrę i przyjaciół tych kobiet. Jedną z nich jest właścicielka baru Andzia. Łukasz W. groził jej bezpośrednio, ale cała rodzina czuła się zagrożona. „Spłoniesz żywcem” – czytała w wiadomościach przysyłanych z różnych numerów telefonów przez swojego dawnego znajomego, który wcześniej bywał w jej domu, a teraz bez powodu terroryzował całą jej rodzinę. Pogróżki nie skończyły się po podpaleniu baru. Łukasz W. nadal groził pokrzywdzonym spaleniem i pozbawieniem życia, wysyłając SMS-y, również poprzez komunikatory internetowe, czy podjeżdżając samochodem do ich miejsca zamieszkania. To wszystko wzbudzało uzasadnione obawy. Rodzina w tym czasie miała policyjną ochronę.
Gdy podejrzenia rodziny potwierdziła policja, Łukasz W. został zatrzymany. Prokuratura Rejonowa w Słupsku przedstawiła mu zarzuty zniszczenia mienia wielkiej wartości i kierowania gróźb karalnych w stronę właścicieli baru w czasie od października 2021 roku do sierpnia 2022 roku.
Jednak Łukasz W. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia. Został tymczasowo aresztowany. W czasie śledztwa prokuratura stwierdziła, że biegli psychiatrzy powinni wydać opinię na temat poczytalności podejrzanego, ponieważ jego zachowanie budzi wątpliwości. Po jednorazowym badaniu psychiatrzy orzekli, że Łukasz W. powinien trafić na szpitalną obserwację psychiatryczną. On sam podał lekarzom, że nie leczył się psychiatryczne, ale w wypadku w Niemczech miał uraz głowy.
Sąd Rejonowy w Słupsku nie zgodził się jednak z wnioskiem prokuratury o skierowanie podejrzanego na kilkutygodniową obserwację psychiatryczną w szpitalu.
- Sąd stwierdził, że są to czynności możliwe do przeprowadzenia w areszcie. Biegli powinni podjąć takie działania w warunkach penitencjarnych – mówi prowadząca sprawę prokurator Magdalena Kasperska. - Podejrzanego mają kilkukrotnie zbadać psychiatrzy i psycholog oraz neurolog. Należy też uzyskać dokumentację medyczną z aresztu.
W środę Sąd Okręgowy w Słupsku w ogóle nie rozpatrywał zażalenia prokuratury. Stwierdził, że na decyzję sądu pierwszej instancji można złożyć skargę tylko w sytuacji, gdyby sąd nie orzekł obserwacji wobec podejrzanego przebywającego na wolności. Natomiast Łukasz W. jest tymczasowo aresztowany.
iPolitycznie - 300 milionów Putina by skorumpować Świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?