I mamy się czego wstydzić i to podwójnie. Po pierwsze, bliska współpracownica Roberta Biedronia, która w słupskim ratuszu przez cztery lata zarabiała pieniądze, posłużyła się „słupskim przykładem”. Mówiąc o reformie oświaty przeprowadzonej przez PiS, kategorycznie stwierdziła, że są teraz szkoły, w których lekcje zaczynają się o godzinie 6.30. Gdy prowadzący program zauważył, że jego dzieci uczą się w szkołach w Warszawie i tam tak nie ma, powiedziała, że są inne miasta, w których dzieci tak szybko muszą zaczynać lekcje. Prowadzący poprosił o przykład. Wypaliła, że tak jest w... Słupsku.
To oczywiście kłamstwo. I nie chodzi o ocenę reformy oświaty, a o to, że gdyby tak było, to była pracownica oczernia swojego pracodawcę. Za organizację oświaty w Słupsku odpowiada bowiem samorząd. I choć reforma utrudniła mu życie, władze miasta sobie poradziły z podwójnym rocznikiem w liceach. Wiem to dobrze, bo moja córka jest z owego feralnego rocznika (najpierw uszczęśliwionego reformą PO, potem reformą PiS). Jednak lekcje zaczyna o 8 i 8.45, a kończy o 14.45.
Wstyd, że posłanka kłamie. Drugi, że słupski ratusz kogoś takiego zatrudniał.
Zobacz także: Debata o oświacie w Słupsku. Polska szkoła musi się zmieniać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?