Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Pol Farm" - największy pracodawca w kilku podświdwińskich wsiach, upadł i ludzie stracą pracę

Inga Domurat [email protected] Tel. 094 347 35 99 Fot. Radek Koleśnik
- Pracuję tu 30 lat i tylko płakać się chce nad tym, jak można było tak dobrze prosperującą firmę doprowadzić do takiego stanu, że my tracimy pracę, a krowy są nie mają co jeść. Kiedyś tu naprawdę było dobrze - mówi Bogdan Bukowski, brygadzista z gospodar
- Pracuję tu 30 lat i tylko płakać się chce nad tym, jak można było tak dobrze prosperującą firmę doprowadzić do takiego stanu, że my tracimy pracę, a krowy są nie mają co jeść. Kiedyś tu naprawdę było dobrze - mówi Bogdan Bukowski, brygadzista z gospodar
Ponad sto osób pójdzie na bruk i paradoksalnie uratowane zostanie życie ponad 1100 krów, które zdechłyby z głodu. To skutek upadłości norweskiej spółki "Pol Farm" z siedzibą w Krosinie.

Wniosek do sądu złożyła jedna z firm, których dłużnikiem był właśnie "Pol Farm". Nie chciała już dłużej czekać na swoje ponad dwa mln złotych.

Firma "Pol Farm" w latach 90-tych przejęła gospodarstwo rolne w Krosinie od "Primy", która po upadku pegeerów dzierżawiła je od Agencji Nieruchomości Rolnych.

W bardzo szybkim czasie norweska spółka "matka" usadowiła swoje spółki "córki" w Bierzwnicy, Rycerzewku, Międzyrzeczu i Słowieńsku, zajmując się głównie hodowlą krów mlecznych oraz uprawą zbóż. Większość zatrudnionych pracowała w tych gospodarstwach jeszcze za czasów pegeerów. Na norweskich właścicieli nie narzekali przez kilkanaście lat.

Problemy, jak mówią, zaczęły się tak dwa lata temu. Wtedy to "Pol Farm" zaczął eksperymentować z uprawą owoców miękkich, hodowlą mięsnych krów.

- Kupował dużo i drogo, a potem nie miał komu tego sprzedać albo sprzedawał za grosze. Maliny w tym roku w ogóle nie były zbierane, a borówki leżą i gniją - słyszymy od pracowników.

- Ale myśleliśmy, że to tylko przejściowe kłopoty, że skoro w Bierzwnicy takie duże inwestycje są robione - chodzi o nowoczesną karuzelę, która potrafi jednocześnie wydoić 58 krów - to firma wychodzi na prostą. Ale przejrzeliśmy na oczy, kiedy producent przyjechał i zdemontował komputer, sterujący tą karuzelą, bo pieniędzy nie dostał - dodają.

W połowie roku zaczęły się problemy z terminowym płaceniem pensji ludziom. W lipcu ANR wypowiedziała firmie umowę dzierżawy, bo "Pol Farm" nie dopełniał jej warunków. Nieoficjalnie wiemy, że zalegał z płatnościami i dysponował majątkiem niezgodnie z jego przeznaczeniem.

Wtedy nie było już też pieniędzy na kupno wysokokalorycznej paszy dla bydła mlecznego. Krowy chudły w oczach i zaczęły dawać bardzo mało mleka. - Stado w Bierzwnicy skontrolowaliśmy w sierpniu. Właściciel otrzymał zalecenia. Miał zadbać o to, by krowy miały łatwy dostęp do wody i otrzymywały specjalistyczną paszę. Daliśmy mu szansę. Ale on zaleceń nie wykonywał.

Już nawet zaalarmowałam gminę, że jak ktoś z zewnątrz nie pomoże, to krowy zdechną z wycieńczenia. Do prywatnego gospodarstwa nikt nie chciał się wtrącać, a właściciel krów nie sprzedawał, by móc nakarmić pozostałe - mówi Anna Igiel, powiatowy lekarz weterynarii w Świdwinie.

Ostatecznie w sprawie zaniedbań bydła lekarz weterynarii złożyła doniesienie na policję, ale dopiero 10 października. Kilka dni wcześniej sąd ogłosił upadłość "Pol Farmu" i na syndyka masy upadłościowej wyznaczył Andrzeja Wojtalika. - Wierzycieli, którym "Pol Farm " zalega z płatnościami, jest około dwustu.

W grę wchodzą miliony, dopiero liczę, ile ich będzie. Tylko do ZUS firma nie odprowadziła składek na ok. 2 mln złotych. Na razie liczę też majątek firmy. Sprawa jest skomplikowana ze względu na spółkę "matkę" i jej "córki". Z początkiem listopada pracownikom wręczę wypowiedzenia, taki mam obowiązek.

O krowy zadbałem, kupiłem paszę, by doszły do siebie i znów dawały dużo mleka. Wiem, że firma na dzień przed upadłością odwołała się do sądu w sprawie dotyczącej wypowiedzenia przez agencję umowy dzierżawy. Teraz ja w procesie zastąpię zarząd i jeśli sąd jednak uzna wypowiedzenie za nieskuteczne, to łatwiej będzie znaleźć kontrahenta na ten majątek - informuje syndyk.

Niestety, to nie zmienia faktu, że na razie ponad sto osób pójdzie na bruk. Może niektórych zatrudni syndyk, może przyszły właściciel, jeśli taki się znajdzie. To nic pewnego. Dla rodzin choćby z Krosina, Słowieńska i Bierzwnicy to katastrofa. - Gdzie my teraz robotę znajdziemy. Większość z nas pięćdziesiątki dobiega i do tego całe życie przy krowach pracowała - mówią załamani pracownicy.

- Dla nas to bardzo smutna wiadomość, że szykują się tak duże zwolnienia. Będziemy próbować tym ludziom pomóc, z nowym rokiem i nowym budżetem może będziemy mieć na to pieniądze - tłumaczyła Krystyna Michalska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Świdwinie.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza