MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze > Potrójna śmierć w jeziorze

Rajmund Wełnic
Ekipa poszukiwawcza rusza na wodę, a strażacy próbowali przez lornetki dojrzeć gdzieś ciała mężczyzn.
Ekipa poszukiwawcza rusza na wodę, a strażacy próbowali przez lornetki dojrzeć gdzieś ciała mężczyzn. Rajmund Wełnic
Trzech młodych mężczyzn utonęło w Wielkanoc na jeziorze Pile w Piławie (gmina Borne Sulinowo). Pochodzili ze Szczecina.

Tragedia rozegrała się późnym popołudniem w niedzielę. Trzech mężczyzn ze Szczecina pożyczyło łódkę od właściciela gospodarstwa agroturystycznego, u którego zatrzymali się na święta. Leszek D-W., Olgierd J. i Mariusz S., w wieku od 28 do 33 lat, postanowili wybrać się w rejs po jeziorze.

Pogoda była kiepska, woda niespokojna - dość silnie wiało i od czasu do czasu padał deszcz. Mimo to ruszyli na wodę. Popłynęli w stronę odległej o kilkaset metrów wyspy na środku jeziora Pile. Nie mieli na sobie kapoków, a niewielką trzymetrową łódką z plastiku strach pływać nawet przy dobrej pogodzie.

Tonęli na oczach znajomych

Rano wznawiają akcję

Niepowodzeniem zakończyły się poszukiwania zaginionych mężczyzn na jeziorze Pile. - Widoczność pod wodą jest niewielka, dno mocno pofałdowane, głębokość wody do 13 metrów - mówią płetwonurkowie. Akcja poszukiwawcza zostanie wznowiona we wtorek rano.

Dramat widział Tomasz Niezgoda, mieszkaniec Piławy. Z jego domu rozpościera się doskonały widok na jezioro. - Wyszedłem akurat na podwórko

i spojrzałem na wodę - opowiada. - Początkowo sądziłem, że ktoś pływa na desce z żaglem, bo widziałem tylko coś w rodzaju trójkąta wystającego z wody. Myślałem, że ten ktoś stawia sobie właśnie żagiel.

Pan Tomasz zawołał córkę, aby podała mu lornetkę. Dopiero wtedy zauważył, że to wywrócona łódka, wokół której pływają trzy osoby. Rozpaczliwie próbowały postawić ją na wodzie. - Zadzwoniłem natychmiast do znajomego rybaka, czy nie ma akurat łodzi z założonym silnikiem. Nie miał, więc sam zamontowałem silnik do swojej łódki i ruszyłem z pomocą.

To jednak trochę trwało i zanim dopłynął na miejsce, na wodzie nie było już śladu ani po łódce, ani po ludziach. Do poszukiwań włączyli się miejscowi i znajomi zaginionych. Znaleźli jedynie kapelusz i wiosła, unoszące się na wodzie. Tuż przed zmrokiem do Piławy dotarli także strażacy, ale niewiele już o tej porze mogli zdziałać.

Płetwonurkowie penetrują dno

Poszukiwania wznowiono w świąteczny poniedziałek z udziałem płetwonurków z koszalińskiego klubu "Mares". Z brzegu obserwował to tłum przerażonych mieszkańców Piławy i grupka znajomych zaginionych z ich rodzinami. Oni mieli cały czas nadzieję, że koledzy jakimś cudem dotarli do brzegu pobliskiej wyspy i leżą gdzieś wyczerpani.

Ratownicy złudzeń nie mieli - szukali ciał. Woda miała temperaturę 5 stopni, można w niej wytrzymać niewiele ponad 10 minut. - Może, mimo wychłodzenia, ktoś zdołał dopłynąć do trzcinowiska... - zastanawiał się Błażej Pruski z "Maresa".

- Znamy to jezioro jak własną kieszeń. Prąd i wiatr mogły ich znieść gdziekolwiek - mówił jeden z gapiów. - Gdyby od razu popłynęli do brzegu, może mieliby szansę, ale oni próbowali postawić łódkę.

Wciąż szukają ciał

Akwen jest ogromny (jezioro Pile ma 1.160 hektarów) i trudno sprawdzić taki obszar. Na domiar złego widoczność pod wodą nie przekraczała metra, a w miejscu zatonięcia łodzi głębokość wynosi kilkanaście metrów.

Tylko jeden z mężczyzn ubrany był w jasną kurtkę. Innych trudno będzie zauważyć pod wodą, chyba, że nurek natknie się na nich przypadkiem.
Poszukiwania ciał trwały do zmroku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza